Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Koncert Jamesa Newtona Howarda w Warszawie – relacja

Tomek Goska | 21-04-2022 r.

Koncerty monograficzne kompozytorów muzyki filmowej, to w dalszym ciągu wielka rzadkość w Polsce. Jeżeli nie są firmowane powszechnie znanymi nazwiskami lub podpinane pod wielkie festiwale (FMF i tym podobne), zazwyczaj giną w echach wielkich eventów. Sytuacja miała się zmienić w listopadzie 2017 roku, kiedy do Polski zawitał jeden z najwybitniejszych, współczesnych kompozytorów muzyki filmowej – James Newton Howard.

Fot. Maciej Drewniak / Photosounds

Po wielkim sukcesie trasy koncertowej Hansa Zimmera, tylko kwestią czasu było kiedy kolejni kompozytorzy zechcą ruszyć z własnym repertuarem. Pierwszym z nich okazał się James Newton Howard, z którym Niemiec miał przecież okazję pracować nad filmami Christophera Nolana. Nie one jednak stanowiły meritum występu Howarda. W jego dorobku jest bowiem mnóstwo świetnych partytur, które aż prosiły się o wykonanie na żywo. I co tu dużo mówić. Pole do popisu było bardzo duże, ale nawet trzygodzinny czas, w jakim postanowiono zamknąć całe przedsięwzięcie mógł rodzić obawy o pominięcie kilku kluczowych tytułów. Powiedzmy sobie szczerze – kwestie programowe zawsze będą kością niezgody wśród odbiorców, którzy z takimi, czy innymi nastawieniami wybierają się na koncert. Ja wielkiego problemu z tym nie miałem. Zaproponowany przez kompozytora zestaw okazał się idealną mieszanką powszechnie znanych i lubianych fragmentów z domieszką mniej oczywistych akcentów jego twórczości. Zestawem, który jak się później okazało, trafiał również do mniej obeznanych z muzyką Jamesa Newtona Howarda odbiorców. Przykładem jest moja żona, która po wysłuchaniu była wręcz zachwycona repertuarem. Ale po kolei…



Na początku należy pochwalić determinację organizatora koncertu, firmę JVS Group za to, że w ostatnich latach dosłownie zalewa nas propozycjami związanymi z muzyką filmową. Wpierw wspomniane wcześniej show Hansa Zimmera, później symultaniczne wykonania serii Harry Potter, a teraz przyjazd Jamesa Newtona Howarda do Polski. Miał on wystąpić w dwóch miastach: Krakowie i Warszawie, dyrygując Czeską Narodową Orkiestrą Symfoniczną. Relacje zagranicznych reporterów, którzy mieli już okazję wysłuchać koncertów w innych miastach europejskich napawały wielkim optymizmem. I z takim też nastawieniem wyruszałem do warszawskiego Torwaru, gdzie miała się dziać muzyczna magia. Nie obyło się jednak bez kilku szokujących wręcz niespodzianek…



Sformułowanie „szokujących”, nie tyczy się muzycznej części programu, ale drugiej strony, czyli odbiorców. Właściwie niezbyt licznej grupy ludzi, którzy zgromadzili się na warszawskiej hali. Na tak niską frekwencję złożyło się zapewne wiele czynników: od mniejszej popularności Howarda wśród lokalnych miłośników muzyki filmowej, aż po horrendalne ceny biletów, na które tylko nieliczni mogli sobie pozwolić. Efektem tego było przeniesienie sceny na środek hali, odgrodzenie pozostałej części i wyselekcjonowanie tylko dwóch sektorów, na których zgromadzono całe audytorium. Z perspektywy tego, co za chwilę mieliśmy usłyszeć, musiał być to bardzo bolesny dla kompozytora widok. Zapomniałem o tym tak szybko, jak tylko zgasły światła, a na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru.



Od razu warto zaznaczyć, że mimo niskiej frekwencji, widownia należycie doceniała brawami wysiłek orkiestry i samego autora muzyki, który świetnie przeprawiał nas przez kolejne etapy swojej kariery. Nie robił tego w typowy dla siebie sposób wycofanego, rzeczowego, poważnego człowieka. James Newton Howard zaskoczył wszystkich luźną atmosferą, jaką często wprowadzał, opowiadając o niezwykłych, czasami zabawnych wydarzeniach ze swojego życia. O relacjach z reżyserami i jego systemie pracy. Nie zabrakło również kilku anegdot z prywatnego życia kompozytora. Wszystkie te przerywniki, opowieści i żarty niewątpliwie skróciły dystans dzielący odbiorcę od autora wykonywanej muzyki. Pokazał się on z nieznanej do tej pory strony – ciepłego, otwartego na ludzi człowieka.

Fot. Maciej Drewniak / Photosounds

Koncert rozpoczął się od mocnego wejścia w filmowy świat fantasy. Nie mogło zabraknąć fragmentów Fantastycznych zwierząt, Śnieżki i Igrzysk śmierci. Do tych ostatnich mieliśmy jeszcze okazję powrócić w końcówce pierwszej części koncertu, kiedy wykonana została piosenka Hanging Tree. Warto zaznaczyć, że wybierając się w trasę koncertową, James Newton Howard zorganizował konkurs na wokalistów do wykonania tego utworu. Spośród wielu nadesłanych zgłoszeń kompozytor wytypował Michalinę Olszewską do warszawskiego przystanku jego tournee. Młoda śpiewaczka poradziła sobie z zadaniem znakomicie, za co zebrała odpowiednią ilość gromkich braw. Wielkie poruszenie wywołały również wcześniej zaprezentowane utwory, wśród których nie zabrakło fragmentów Piotrusia Pana, Wyatta Earpa oraz specjalnie zaaranżowanej suity z muzyką do filmów Nighta M. Shyamalana. Godzinny występ rozbudził apetyty na więcej…

…i po krótkiej przerwie te apetyty zostały należycie zaspokojone. Howard już na wstępie wytoczył bowiem ciężkie działa monumentalnych, epickich suit tematycznych do filmów Dinozaur oraz King Kong. Szczególnie wartym uwagi był ten drugi, odsłaniający kulisy powstawania jednego z kluczowych utworów zdobiących remake klasyka o wielkiej małpie. Przybliżanie muzyki, a nie programowe jej odtwarzanie było chyba domeną całego przedsięwzięcia pod nazwą 30 lat hollywoodzkiej muzyki. Howard starał się uchwycić nie tylko rozrywkowy, elektryzujący uwagę odbiorcy, ścisły highlight jego twórczości. Było również miejsce na rozprężenie, na ukazanie początków kariery Amerykanina, która obfitowała w dramaty i komedie romantyczne. Wiązankę takowych utworów otrzymaliśmy w połowie drugiej odsłony koncertu. Po niej nastąpiło to, na co chyba wszyscy czekaliśmy – wykonanie kultowego tematu z Osady. Solówki smyczkowe słusznie wywołały ciarki na plecach, bo po tym doświadczeniu próżno było szukać czegoś równie emocjonującego. Pewnego rodzaju równoważnią, choć osadzoną w zupełnie innych klimatach, mogła być prezentacja utworu zamykającego film Krwawy diament. Nie sama muzyka ale partie wokalne wywołały tutaj najwięcej zainteresowania. Kiedy na scenę wyszła charyzmatyczna, afrykańska śpiewaczka (wybaczcie, że nie przytoczę imienia, bo nawet po trzykrotnym jego wyartykułowaniu nie potrafiłbym tego powtórzyć), momentalnie skradła całe show. A wykonane po tym występie, fragmenty oprawy muzycznej do Mrocznego rycerza, wydawały się tylko odhaczonym na liście obowiązkiem.



Całe szczęście spotkanie z Jamesem Newtonem Howardem zakończyliśmy równie magicznie, jak na początku. Zaprezentowana w bisach suita z Czarownicy wgniotła mnie w krzesło. Aż chciałoby się, aby więcej koncertów kończono z taką klasą i przytupem!

Wychodząc z Torwaru nie miałem wątpliwości, że oto byłem świadkiem jednego z najlepszych koncertów monograficznych kompozytorów muzyki filmowej, w jakim uczestniczyłem. Nawet skromne „ale” kierowane względem programu nie przyćmiło tutaj ogromu wrażeń, jakie pozostawiło po sobie to muzyczne doświadczenie. Nie przyćmiła go również niska frekwencja na widowni, która powinna dać organizatorom troszkę do myślenia na temat polityki cenowej. Jest to jednak zagadnienie na osobną rozprawę. Tymczasem wracam do słuchania kolejnych prac Jamesa Newtona Howarda. Fajnie tak odkryć na nowo kompozytora, z którym już dawno temu przeszło się do porządku dziennego…


Fot. Maciej Drewniak / Photosounds

Najnowsze artykuły

Komentarze