Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Koncert Muzyki Filmowej Wojciecha Kilara – relacja

Tomek Goska | 21-04-2022 r.

Fot. M. Klimiuk

Koncert Muzyki Filmowej Wojciecha Kilara nie zorganizowano bynajmniej w ramach odgórnie planowanych obchodów. To kolejna inicjatywa z którą wyszło Trinity Group – firma odpowiedzialna za zwieńczone sukcesem eventy takie, jak „Hans Zimmer Tribute Show” czy też analogiczne koncerty poświęcone twórczości Johna Williamsa. Na polu muzyki klasycznej również zaznaczyła swoją obecność, ale to właśnie muzyka filmowa zdaje się być trzonem działalności koncertowej. Trzeba przyznać, że lata doświadczeń, czasami prób i błędów, zrobiły swoje. Wieczór poświęcony muzyce Wojciecha Kilara pozostanie w mojej pamięci na bardzo długo.



Jakakolwiek próba zaprezentowania twórczości Kilara wydaje się o tyle szalona, iż w swoim dorobku ten wybitny twórca miał przeszło 130 partytur filmowych. Sto trzydzieści pozycji, z których wybór dwugodzinnego programu nie jest łatwym zadaniem. Nie niemożliwym, wszak kierując się kluczem popularności lub nośności poszczególnych ścieżek dźwiękowych, można wyodrębnić pozycje obowiązkowe i tak zwane „smaczki” ubogacające treść słuchowiska. Na koncercie, który odbył się 9 grudnia w warszawskim Torwarze nie zabrakło zarówno jednych, jak i drugich.

Zacznijmy od miejsca, gdzie zdecydowano się zorganizować koncert. Trudno wyobrazić sobie lepszą przestrzeń do uchwycenia potęgi brzmienia i siły oddziaływania tematów pisanych przez Kilara. Brzmi kuriozalnie? Może i tak, ale niezwykle trudno mi zestawiać klasyczną przestrzeń koncertową z twórczością osoby, która wyłamywała się muzyce programowej. Czerpiąc inspirację z kultury ludowej oraz sakralnej, zawsze starał się komunikować z odbiorcą na obieranej płaszczyźnie. Przekładał to również na swoje podejście do ilustrowanych filmów. I pierwiastek takowych mogliśmy odczuć już na wstępie koncertu.

Nie dało się zacząć inaczej aniżeli od tematu do serialu Przygody Pana Michała. Charakterystyczna melodia wykonywana przez Polską Orkiestrę Radiową wsparta została mocarnym wokalem basowym Jasina Rammal-Rykała. Chwila rozprężenia przy lirycznych melodiach z Kroniki Wypadków Miłosnych pozwoliła wyostrzyć apetyt na najbardziej oczekiwane przeze mnie wykonania – fragmentów ścieżek dźwiękowych do filmów Dracula i Dziewiąte wrota. Torwar drżał w posadach, kiedy z pełnym impetem wybrzmiewały marszowe tematy z demonicznymi partiami chóralnymi dwóch połączonych chórów uniwersyteckich. Do pełni szczęścia zabrakło tylko odpowiednio skorygowanego miksu, który pozwoliłby wyjść chórzystom spod mocno eksponowanych perkusjonaliów. Ale to tylko techniczny detal, na który być może mało kto zwrócił uwagę. Straciło to swoje znaczenie w obliczu obłednej prezentacji „wokalizy” z Dziewiątych wrót. W roli solistki świetnie sprawdziła się (po raz kolejny) Anna Lasota. Po jej występie trudno wracało się „na ziemię”, tym bardziej, że kolejne punkty programu niespecjalnie temu sprzyjały.



Fot. M. Klimiuk

Religijną cząstkę programu wypełniły fragmenty z trzech, może troszkę mniej znanych, ale barwnych tematycznie partytur. Historia dwóch polskich świętych: ojca Kolbe i siostry Faustyny były lekkim ostudzeniem emocji przed prezentacją jednego z moich ulubionych tematów – skocznej melodii z Króla Ostatnich Dni. Całość skwitowałbym jednym słowem: KAPITALNE! Choć i tutaj nie obyło się bez drobnego zawodu. Po raz kolejny dźwiękowcy faworyzowali orkiestrowe instrumentarium kosztem chóru. Szkoda, bo była to praktycznie ostatnia okazja do zaprezentowania pełnego aparatu wykonawczego w tak mocnym fragmencie. Kolejne punkty programu oddawały już przestrzeń bardziej tradycyjnym, orkiestrowym środkom wyrazu. Pianista, Smuga Cienia, Portret Damy… Tych pozycji nie mogło zabraknąć w programie koncertu. I z pewnego rodzaju „obowiązkową przyjemnością” przedzierałem się przez te urokliwe, ale niezbyt zróżnicowane dramaturgicznie tematy. I tu taka drobna ciekawostka. Mimo że zawsze uważałem Pianistę za jedno z najbardziej przereklamowanych dzieł Kilara, to wykonane na żywo rzuciło nowy blask na tę kompozycję. To samo można powiedzieć o fragmentach ścieżki dźwiękowej do filmu Śmierć i Dziewczyna.

I kiedy w licznie zgromadzone audytorium zaczęła się wkradać senna atmosfera, przeszliśmy do najbardziej zaskakującego punktu programu. Premierowe wykonanie komediowego, slapstickowego motywu z Samych swoich dało przestrzeń do rozluźnienia atmosfery. Apogeum tego „luzu” osiągnięto podczas prezentacji tematu do Rejsu. Orkiestra pod dyrygenturą Macieja Sztora świetnie bawiła się tym utworem, co można było odczuć nie tylko w wykonaniu, ale i… zachowaniu muzyków. Przechadzanie się po scenie, ucinanie drzemki, oglądanie się na innych… To wszystko skutecznie rozładowało emocje panujące wśród odbiorców, czego wyrazem były nie tylko gromkie brawa, ale i spontaniczne wybuchy śmiechu. Potrzebny był ten przerywnik, ponieważ końcówka koncertu stała pod znakiem poważniejszych treści.

Tematyczną osią, wokół której obracał się wielki finał koncertu, była współpraca z wybitnymi polskimi reżyserami. Krzysztof Zanussi, Jerzy Hoffman, Andrzej Wajda – to oni stymulowali i inspirowali Wojciecha Kilara do tworzenia najbardziej rozpoznawalnych tematów w historii polskiego kina. I takowe mogliśmy odnaleźć między innymi w ścieżkach dźwiękowych do filmów Cwał, Ziemia Obiecana, czy też Trędowata. Natomiast dwa ostatnie utwory to już absolutne evergreeny. Mazur z Zemsty oraz polonez z Pana Tadeusza – to dwa monumenty bez których nie byłoby mowy o wielkim finale Koncertu Muzyki Filmowej Wojciecha Kilara. Studniówkowy szlagier wybrzmiał tutaj z należną mocą i siłą wyrazu, a zgromadzone w hali audytorium dosyć długo nagradzała to wykonanie brawami. Może niewystarczająco długo, ponieważ ostatecznie nie doczekaliśmy się żadnych bisów. Ot małe rozczarowanie, które nie przyćmiło pozytywnego odbioru tego koncertu.

Nie wiem na ile jest to zasługą samych wykonawców, a na ile „nośności” muzyki tworzonej przez Wojciecha Kilara. Jedno jest pewne. Ta muzyka aż krzyczy, aby częściej prezentować ją na żywo. Mam nadzieję, że Koncert Muzyki Filmowej Wojciecha Kilara nie będzie jednorazową odskocznią w dalekosiężnych planach Trinity Grup. Fajnie byłoby, aby z tym repertuarem wyjechać gdzieś dalej. Nie tylko do innych miast w Polsce, ale może i na terenie Europy? Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na promowanie polskiej kultury, polskiej muzyki filmowej i twórczości jednego z najwybitniejszych, polskich kompozytorów, Wojciecha Kilara.


Fot. M. Klimiuk

Najnowsze artykuły

Komentarze