Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Różni wykonawcy, Leonard Rosenman

Barry Lyndon

(1975/1995)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 28-04-2009 r.

Gdyby za ekranizację powieści Williama Makepeace’a Tackeraya wziął się pierwszy lepszy zachodni reżyser, pewnie otrzymalibyśmy poprawny dramat kostiumowy i niewiele ponadto. Jako że jednak książkę tę na ekran zdecydował się przenieść Stanley Kubrick, to otrzymaliśmy wybitny film, pełen ironicznego spojrzenia wielkiego reżysera na uwięzioną w społecznych konwenansach jednostkę i jej naznaczone piętnem nieuchronnej porażki próby ich przełamania. Barry Lyndon niewątpliwie skłania do przemyśleń, ale przede wszystkim zachwyca stroną formalną. Absolutnie słusznie nagrodzone Oscarem zdjęcia Johna Alcotta przeszły już do legendy dzięki ujęciom wnętrz, do których oświetlenia użyto tylko stanowiących element dekoracji świec, ale chyba jeszcze większe wrażenie robią kapitalne plenery. Wspaniałe kadry Kubrick okrasza równie wspaniałą muzyką. Nie pierwszy i nie ostatni raz zupełnie rezygnuje z oryginalnej partytury, a rola zatrudnionego do filmu Leonarda Rosenmana ogranicza się do adaptacji istniejącej muzyki. I za to amerykański kompozytor otrzymuje zresztą pierwszego w karierze Oscara.

Choć już w Ścieżkach chwały i Doktorze Strangelove Kubrick sięgał po istniejące już utwory (odpowiednio: Marsylianka i When Johnny Comes Marching Home), to dopiero w 2001: Odysei kosmicznej całkowicie oparł na nich ścieżkę dźwiękową, rezygnując zresztą wówczas z usług samego Alexa Northa. O ile jednak w przypadku dzieła science-fiction użyta w filmie muzyka klasyczna miała bardzo uniwersalny charakter, o tyle w przypadku Barry’ego Lyndona reżyser sięga po kompozycje zdecydowanie konkretniej przypisane do czasu i miejsca akcji. I tak początek filmu, gdy akcja toczy się w wiejskich plenerach Irlandii ilustrowany jest głównie muzyką celtycką/folkową. Gdy główny bohater trafia do armii i zostaje wysłany na kontynent na pola bitewne wojny siedmioletniej dominować zaczynają wojskowe marsze. Gdy zaś Redmond Barry vel. Barry Lyndon wkrada się w łaski arystokracji i trafia na salony, słyszeć będziemy głównie muzykę barokową oraz XVIII-wieczną klasykę: Mozarta, Vivaldiego czy Bacha. Swoistym tematem głównym przewijającym się przez cały film i będącym swego rodzaju spoiwem dla różnych muzycznych stylów, po jakie sięgnął Kubrick, jest pochodząca ze suit na klawesyn Georga Friedricha Handla sarabanda. Trzeba w tym momencie pochwalić Leonarda Rosenmana, bo Amerykanin znakomicie przetransponował ten utwór na pełną orkiestrę, nadając mu momentami mocne, dramatyczne brzmienie, w innych fragmentach zaś aranżując go w bardziej stonowany sposób, czy nawet wykorzystując go do budowania napięcia niczym standardowy underscore (Sarabande Duel). Słuchając rosenmanowskich interpretacji Handla, pewne deja-vu przeżyć mogą fani Joe’go Hisaishi. Japończyk ma na swoim koncie bowiem małą kopię tej sarbandy w partyturze do Nausicaä of the Valley of the Wind.

Drugim pod względem ważności, a zarazem ostatnim powtarzanym w obrębie albumu motywem, będzie świetne, wykonane przez grupę The Chieftains, celtycko brzmiące Women of Ireland autorstwa XX-wiecznego irlandzkiego kompozytora Seána Ó Riada’y. Twórca ten specjalizował się w takich właśnie tradycyjnie zabarwionych kompozycjach i jest także autorem utworu piątego, rozpisanego na flażolety irlandzkie i bębny. Co zaś się tyczy Women of Ireland, to może być on doskonale znany niektórym słuchaczom. Sięgał po niego chociażby Mike Oldfield, ale i podejrzewam, że inspirował się nim Ryuichi Sakamoto przy pisaniu muzyki do Wichrowych wzgórz, albowiem podobieństwa są tu dość wyraźne. Utwór ten w filmie Kubricka asystuje głównie części rozgrywającej się w Irlandii i stanowi swoisty temat miłosny. Po wyjeździe głównego bohatera na kontynent pojawi się w zasadzie już tylko raz, w momencie krótkiego romansu Barry’ego z holenderską dziewczyną. Wówczas jednak jego celtyckie brzmienie zostanie zastąpione subtelną aranżacją na harfę (ścieżka dziewiąta).

Poza Handlem i Women of Ireland, którym celowo poświęciłem nieco więcej miejsca, na albumie znajdziemy jeszcze kilkanaście różnych utworów, poukładanych raczej zgodnie z kolejnością pojawiania się w filmie, a zatem zgodnie z kolejami życiowymi głównego bohatera: wpierw irlandzkie melodie ludowe, następnie wojskowe marsze (brytyjski i pruski) a w drugiej części albumu klasyka. Wnikanie w nią w tej recenzji mijałoby się z celem, bądź co bądź strona o muzyce filmowej nie jest miejscem do rozważań, czy lepszy Bach, czy Vivaldi, tym bardziej, że każdy z utworów został przez Kubricka bardzo dobrze wykorzystany w obrazie. Ich odbiór na płycie pozostaje sprawą indywidualną, bo przecież nie każdy słuchacz muzyki filmowej musi być miłośnikiem klasyki. A tym bardziej klasyki wymieszanej na jednej płycie z irlandzkim folkiem. Zdaje sobie sprawę, że takie połączenie dla osób, które nie widziały filmu, może być zdecydowane mniej atrakcyjne, niż dla tych, które będą pod wrażeniem dzieła Kubricka. Tym bardziej, iż niektóre z kompozycji same w sobie po prostu wielkimi dziełami nie są.

Mimo to, soundtrack z Barry’ego Lyndona to kawał naprawdę dobrej muzyki i warto po niego sięgnąć (choć niestety, jak w wielu podobnych przypadkach problemem może być dostępność – oj, przydałoby się wznowienie) a i moja ocena, choć nie najwyższa, będzie bardzo wysoka. Nie zamierzam iść w ślady mojego redakcyjnego kolegi, który oceniając swego czasu kompilację muzyki klasycznej z filmu Scoop Woody’ego Allena zarzucił jej bardzo przeciętną rolę w filmie, kiepski układ ścieżek na płycie i przede wszystkim powtarzanie najbardziej znanych i ogranych kompozycji. W przypadku Barry’ego Lyndona o takich zarzutach mowy być nie może a Kubrick spisał się o wiele lepiej od swego kolegi po fachu. Choćby szperając nieco głębiej w klasyce i folku, dzięki czemu dla przeciętnego słuchacza większość utworów na soundtracku będzie zapewne nieznana, może nawet łącznie z Sarabande Handla, którą Barry Lyndon w jakimś stopniu wręcz wypromował.

Najnowsze recenzje

Komentarze