Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Uninvited, the (Nieproszeni goście)

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-02-2010 r.

Nieproszeni goście to kolejna amerykańska przeróbka filmu grozy z Dalekiego Wschodu. Jako, że od jakiegoś czasu w gatunku horror hollywoodzcy twórcy z braku własnych pomysłów, idąc na łatwiznę głównie remakują/sequelują/rebootują to i nie dziwi, że wzięli też na tapetę Opowieść o dwóch siostrach, zastanawiać może tylko po kiego licha uparli się zmienić tytuł na nijak nie pasujący do historii. W każdym bądź razie hollywoodzki remake okazuje się być w miarę znośny. Nie wyróżnia się specjalnie pośród innych amerykańskich odgrzewanych kotletów ale też nie irytuje i nie nudzi tak, jak kilka horrorowych gniotów, którymi uraczyli nas twórcy z Fabryki Snów w ostatnim czasie. Wśród paru niewątpliwych plusów, jakie dają się w tym obrazie zauważyć cieszy najbardziej bardzo udana oprawa muzyczna. Trudno by jednak było inaczej, skoro na kompozytorskim stołku zasiadł chyba największy spec w tym gatunku, Christopher Young.

Young pewnie nie wysilając się zbytnio i nie potrzebując większej inspiracji ze strony filmu (bo i co tu może inspirować? no, chyba, że kompozytorowi wpadła w oko któraś z młodziutkich aktorek;)), odwołując się do przerabianych nie raz nawet przez siebie schematów, stworzył jedną z najlepszych kompozycji w gatunku w roku 2009. I nie chodzi nawet o działanie w filmie, bo ta naciągana czwórka, jaką za ten aspekt wystawiam, to jest poziom osiągalny dla praktycznie każdego nawet wyrobnika, który ma trochę oleju w głowie i umie posługiwać się orkiestrą. Jednak w przeciwieństwie do większości swoich kolegów, Young przetwarza ograne metody ilustrowania kinowej grozy z taką wprawą i gracją, zostawiając w partyturze wyraźny odcisk swojego stylu, że absolutnie nie sposób zarzucić muzyce, iż brzmi jak następna przepisywana od linijki klisza. Na dodatek potrafi tchnąć w swój score prawdziwe emocje, od niepokojącej tajemniczości, przez autentyczną grozę, po głęboką dramaturgię, zauważalne tak w filmie, jak i na albumie.

Ten, spięty piękną klamrą w postaci głównego tematu, nie jest oczywiście wolny od fragmentów ilustracyjnych, które mogą odrzucać słuchaczy nie przepadających za horrorową muzyką. Young nie raz zaatakuje nas nagłym wejściem orkiestry i chóru, gdy jeszcze przed momentem zdawało się, że spokojnie buduje nastrój przy użyciu smyczkowych pasaży. By skutecznie przestraszyć widza/słuchacza Amerykanin chętnie sięga po wokale, czy to w postaci przeciągłych jęków i zawodzeń (I’m at Party), czy tajemniczych szeptów dobiegających gdzieś spomiędzy niskich brzmień smyczków i skrzypcowych pizzicato. Wśród tych dość typowych rozwiązań najatrakcyjniejsze dla większości słuchaczy wydają się być wszelkie momenty, w których Young jest bardziej stonowany, bardziej dramatyczny czy nawet romantyczny i przede wszystkim nieco tematyczny. Jak w nastrojowym, smyczkowym Paris in Love albo w emocjonalnych, przepełnionych bólem momentach Terror on the Water i pełnych napięcia i dramaturgii What Have You Done? przypominających dawne, dobre czasy Hellraisera. Cieszy też krótki dynamiczny, kawałek akcji (A Dance with No One) oraz elegancki Glass Act, z którego motyw Young przeplecie z tematem głównym w zamykającym album Tale of Two Sisters. To właśnie wspomniany już wcześniej temat jest najbardziej charakterystycznym i najbardziej przyciągającym elementem soundtracku. Żeńska wokaliza i senne smyczki kreują nastrój pozornie łagodny ale jednocześnie tajemniczy i podświadomie wyczuwamy w nim ukryte zagrożenie.

Ścieżką do Nieproszonych gości Christopher Young udowadnia, że nie bez powodu został dostrzeżony przez redakcję naszego portalu, jako jeden z najbardziej wyróżniających się kompozytorów roku 2009. Bo choć The Uninvited nie należy do jego najwybitniejszych dokonań to jest to niewątpliwie bardzo porządna partytura, a przecież w owym roku pisywał jeszcze lepsze. Tą kompozycją Amerykanin po raz kolejny udowadnia także, że należy do niekwestionowanych mistrzów gatunku. Gdzie wielu innych twórców atakuje widza banalnymi, bezpłciowymi dźwiękami syntezatora, lub beznamiętnie rozpisuje swoje sztampowe idee na pozbawione życia, do bólu poprawne orkiestrowe score’y, tam Young, niczym profesor, pokazuje jak winna wyglądać solidna horrorowa partytura. Zdecydowana większość hollywoodzkich ilustratorów wciąż powinna się od tego pana jeszcze wiele uczyć.

Najnowsze recenzje

Komentarze