Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Hana-Bi

(1997/1998)
-,-
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 27-04-2010 r.

Zaskakujący niesłychanym klimatem Hana-Bi, to bez cienia wątpliwości najdojrzalszy i najpiękniejszy artystycznie obraz w dotychczasowej karierze Takeshi Kitano. Artysta sam napisał scenariusz, i zagrał rolę główną, a każdemu z tych zadań podołał po mistrzowsku. Takeshi wciela się w glinę, któremu całe życie legło w gruzach. Żona okazuje się być śmiertelnie chora, a najlepszy przyjaciel trafia na wózek inwalidzki, po policyjnej akcji. Te wątki są ogniwem znakomitej fabuły, w której biorą też udział inne postaci, a także gangsterzy, nieodłączni w filmach Kitano. Hana-Bi to obraz ukazujący problemy ludzkiej natury i okropności do których potrafi posunąć się człowiek – główny bohater troskliwie opiekuje się ukochaną kobietą, po to by w następnej scenie mordować z zimną krwią. Film pozyskał sobie znakomite przyjęcie krytyków i zebrał dużo nagród, z których najważniejsza to Złoty Lew na Weneckim MFF w roku 1997.

Obrazy Kitano z ówczesnego okresu, to także partytury Joe Hisaishi’ego, który swoją muzyką, poszerza filmy japońskiego reżysera o nowe horyzonty, a także nadaje im niesłychanego charakteru i klimatu, który dosłownie wbija widza w ziemię. Jaka więc, jest muzyka do Hana-Bi? Tragiczna, pełna smutku i żalu.

Hisaishi nie pierwszy raz postawił na skromny skład, dobierając skrupulatnie instrumentarium. Artysta pominął sekcję dętą blaszaną, a postawił na bardzo intensywne smyki, dęte drewniane, perkusję, gitarę, cymbały, oraz oczywiście fortepian. Trudno jednoznacznie określić stylistykę, jaką obrał kompozytor, bowiem czerpie on z wielu gatunków, po to, by przefiltrować je przez swój niepodrabialny, specyficzny język muzyczny. Hisaishi czerpie z europejskich wzorców, zwłaszcza od Morricone, wykorzystując harmonijkę (Sea of Blue), w sposób podobny do wielkiego Włocha.

Najjaśniejszym punktem partytury, jest temat główny, na albumie pojawiający się w pełnej wersji aż trzykrotnie. Dobitnie stanowi on o wielkości talentu melodycznego Hisaishi’ego. Temat ten, jest przepełniony smutkiem i tragedią, nie ma w nim cienia optymizmu, ani też odrobiny nadziei. Opisuje on z góry przegrany los bohaterów, ich życie skazane na porażkę. Aczkolwiek score Joe’go to nie tylko temat główny (wykorzystywany fragmentami w innych utworach), bowiem kompozytor nie zostawia go samym sobie i intonuje też inne melodie. Największe wrażenie robią Angel, And Alone i śliczny, minimalistyczny motyw na fortepian w Painters. Muzyka ta, na 42-minutowym albumie Milanu jest moim zdaniem bardzo przystępna i słuchalna, lecz może zmęczyć nieco mniej doświadczonego słuchacza. Z czego to wynika?

Z całą pewnością nie z ułomności warsztatu kompozycyjnego Japończyka. Źródłem tego problemu jest klimat partytury. Muzyka to bardzo wciągająca, lecz wymaga odpowiedniego podejścia, i nastroju ze strony słuchacza. Jest ona niezwykle smutna i przeszywająca, potrafi autentycznie przygnębić, w związku z czym, można porównać tę ścieżkę do Listy Schindlera Johna Williamsa. Do czego zmierzam? Obie płyty nie są do słuchania w każdej chwili, tylko dla rozrywki, w słoneczny dzień. Tutaj potrzeba skupienia i odpowiedniego nastawienia.

Należy teraz przyjrzeć się partyturze w kontekście dzieła filmowego. Muzyka w obrazie wprowadza powagę i tragizm, ale też ze szczyptą pewnej ironii odnosi się do wydarzeń na ekranie (scena, w której główny bohater wraz z żoną, próbuje podnieść leżący na piasku przedmiot, podkreślona skocznym, smyczkowym pizzicato opartym na temacie głównym). Kompozytor dawkuje swoją pracę oszczędnie, uzupełnia ilustracją tylko te sceny, które istotnie zyskują po wsparciu muzyki dramatycznej (wyśmienita harmonijka w scenach samotności Horibe). W przypadku Hana-Bi, Hisaishi pozostaje obojętny na sytuację bohaterów – swoją muzyką podkreśla tragizm ich losu, zagubienie, brak jakichkolwiek nadziei, lecz w żaden sposób nie okazuje współczucia, nie zarzuca obrazu prostymi lirycznymi tematami, które sprowadziłyby partyturę do poziomu bezbarwnej, nazbyt emocjonalnej tapety dźwiękowej.

Joe Hisaishi, wynosi filmową ilustrację na szczyty, w zwieńczeniu obrazu – najwspanialszym, jaki kiedykolwiek miałem przyjemność oglądać i słuchać. Zamykająca obraz scena na plaży, pozbawiona dialogu, oparta na fantastycznych zdjęciach Hideo Yamamoto i wybornym Thank You… For Everything, Hisaishi’ego, podsumowuje film absolutnie zjawiskowo. W długiej, nieco ponad siedmiominutowej sekwencji, kompozytor intonuje większość melodii, i prowadzi fabułę ku nieuchronnej tragedii. Po tym majstersztyku, następuje jeszcze repryza tematu głównego, zamykającego film i album. Muzyka filmowa u szczytu potęgi.

Hana-Bi to przede wszystkim mistrzowska ścieżka w filmie. Na płycie również nie pozostawia nic do życzenia, choć jak wspomniałem, wymaga odpowiedniego podejścia, ze względu na jej ciężar dramatyczny. Obok wyśmienitego Kikujiro, to najlepsza partytura, jaką Joe napisał na potrzeby filmów Kitano. Hana-Bi to score tak znakomity, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Zarówno w wersji filmowej, jak i muzycznej, lektura obowiązkowa.

Najnowsze recenzje

Komentarze