Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Cyrille Aufort

Splice (Istota)

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 03-07-2010 r.

Na film Vincenzo Natali’ego Splice szedłem do kina z dużymi oczekiwaniami, zaś z seansu wychodziłem rozczarowany. Zwiastuny i wcześniej dostępne w Internecie fragmenty obrazu dawały nadzieję na inteligentny, pomysłowy thriller sci-fi z ambicjami, coś bardziej autorskiego, co zdecydowanie będzie wyróżniać się w zalewie produkcji z Hollywood. Niestety nic z tych rzeczy. W moim odczuciu Natali stworzył coś w rodzaju standardowej mrocznej opowieści o naukowcach przekraczających dotychczasowe bariery (także etyczne) połączoną z quasi erotic love-story w stylu Gatunku, która niczym szczególnym nie zachwyca, momentami zwyczajnie przynudza, pełna jest wątków naciąganych, czy zwyczajnie głupich. A już wszelkie resztki ambicji, gdzieniegdzie obecnych prób podjęcia dyskusji na temat moralnych aspektów ukazanych w filmie eksperymentów, zabija do bólu hollywoodzki, beznadziejnie i na siłę skonstruowany finał.

O ile pewnie wielu, nie tylko ja, po samym filmie oczekiwało sporo, o tyle na soundtrack zębów chyba nikt sobie nie ostrzył. Nazwisko Cyrila Auforta pewnie nie mówi zresztą kompletnie nic, nawet większości najbardziej obeznanych z muzyką filmową fanów gatunku. Zilustrował wcześniej raptem kilka nieznanych produkcji, a jego nazwisko mogło bardziej zapaść w głowie jako orkiestratora ścieżek Alexandre’a Desplata do Hostage i Largo Winch. Młody Francuz, jak sam przyznaje, po raz pierwszy w swej krótkiej karierze musiał zmierzyć się z tego typu gatunkiem filmowym, ocierającym się o horror. A ten jak wiadomo wypracował przez lata pewne schematy ilustrowania, które może nie są jakimś szczególnym wyzwaniem dla kompozytora w tym sensie, że nie jest ciężko taki film poprawnie zilustrować, ale też trudno w tym gatunku niedoświadczonemu twórcy powiedzieć coś nowego i zostawić w muzyce ślad własnego artystycznego „ja”.

I Aufort w tym wszystkim nie wychodzi ponad ani nie schodzi poniżej średniej. Idzie przetartymi dawno szlakami i wykorzystuje wszelkie znane od dawna chwyty, by wywołać u widza efekt niepokoju, czy przestraszyć go w danej scenie. Score w obrazie działa bardzo porządnie, świetne wrażenie robi zwłaszcza w sekwencji napisów początkowych, choć nigdzie później już tak znakomicie nie będzie. Jednak wystawić ponad poprawną notę (czytaj: więcej jak 3 gwiazdki) za rolę muzyki w filmie uniemożliwił mi sam reżyser, który w kilku miejscach zdecydował się na wykorzystanie w ilustracyjny sposób source music. Irytuje to zwłaszcza w sekwencji laboratoryjnej pracy, gdzie podłożono instrumentalny, nowocześnie brzmiącą muzykę elektroniczną, którą pod koniec sceny sam bohater grany przez Adriena Brody’ego określił jako przeszkadzające w pracy, „faszystowskie” brzmienia, a które wraz z montażem sprawiają, że cały fragment prezentuje się nadmiernie kliszowo i wręcz niezamierzenie śmiesznie.

Tam, gdzie Natali stawia na Auforta zawsze jest przynajmniej poprawnie, a momentami nawet i lepiej. Gorzej w wydaniu płytowym, gdzie spora część ścieżki słuchacza nie jest w stanie szczególnie niczym zainteresować. Ot, hybryda elektronicznego ambientu z brzmieniami orkiestry, stanowiąca klimatyczne tło w obrazie, zaś wyrwana z jego kontekstu stanowiąca głównie czasowy wypełniacz krążka CD. Oczywiście ta tapetka Auforta jest zawsze o klasę czy nawet dwie lepsza i bardziej pomysłowa od jakichś pożal się Boże ambientowych dźwięków z horrorowych prac np. takiego Batesa czy Djawadiego, którzy w ostatnich latach dawali popis swej niezdolności twórczej w gatunku, niemniej trudno w niej doszukiwać się czegoś godnego zainteresowania. Podobnie rzecz się ma z muzyką akcji. Jest poprawna, dobrze zorkiestrowana, trudno się czegoś u Auforta przyczepić, ale też jest to wszystko dość przewidywalne i kliszowe. Zdarza się parę ciekawych momentów ale generalnie jest trochę nazbyt anonimowa niestety.

Koniec końców najlepiej na krążku wypada część tematyczna. Dwa główne rozwiązania melodyjne to temat główny, czy też temat Dren, poza Main Title bardzo fajnie zaaranżowany w Love Scene do roli nietypowej, niepokojącej i tajemniczej ilustracji sceny miłosnej (ale i owa scena sama w sobie nietypowa) oraz temat Elsy. Ten drugi niestety jest trochę na bakier z oryginalnością, gdyż zwłaszcza początek został ewidentnie zapożyczony z Adagio z baletu Arama Chaczaturiana Gajane, utworu wykorzystanego przez Stanley’a Kubricka w słynnej 2001: Odysei Kosmicznej. Pisząc o elementach melodyjnych należy wspomnieć jeszcze o wieńczącym album jazzowym utworze Richarda Pella – pasuje on do kompozycji Auforta trochę jak kwiatek do kożucha, ale występuje ewidentnie w filmie, w jednej ze scen w dość wyrazistej roli, stąd jego obecność na krążku jest usprawiedliwiona, tym bardziej, że to całkiem sympatyczny utworek.

Muzyczna Istota (polscy tłumacze tytułów znów musieli się popisać) w wydaniu płytowym nie znajdzie zbyt wielu entuzjastów. Jest to bowiem typ muzyki, która bez filmowego kontekstu, w większości nie stanowi zbytniej atrakcji. Ilustracyjna i techniczna poprawność powoduje z drugiej strony, że nie można jej spisać na straty i wrzucać na półeczkę z podpisem „muzyka zła”, bo zła na pewno nie jest. Kilka pomysłów na wykorzystanie elektroniki czy żywych instrumentów w obrębie ambientowego tła i nie tylko jest nawet niezłych, szkoda, że giną trochę w ogólnym ujęciu, ale to plus solidna baza tematyczna sprawia, że możemy mieć pewne nadzieje na rozwój kariery i talentu Cyrille’a Auforta. Oczywiście to trochę za mało, by polecać sam soundtrack ze Splice komuś innemu niż osobom zafascynowanym obrazem Vincenzo Natali’ego. Ale takich to chyba za wielu nie znajdziemy.

Najnowsze recenzje

Komentarze