Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Brian Tyler

Expendables, the (Niezniszczalni)

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 30-08-2010 r.

Na Niezniszczalnych, najnowszy obraz Sylvestra Stallone, czekałem z ogromną niecierpliwością. Po Johnie Rambo, dobrze co prawda zamykającym serię filmów o słynnym komandosie, czułem jednak pewien niedosyt. Niezniszczalni, wielki priorytet dla Sly’a, mieli być w jego zamierzeniu hołdem w stronę kina akcji lat 80. Czy się udało? Oczywiście! Najnowszy obraz Stallone’a to jeden z najlepszych filmów akcji ostatnich lat, w wielkim stylu przypominający widzom najwspanialszą erę akcyjniaków z wielkimi twardzielami w roli głównej. Sylvester Stallone, Jason Statham, Jet Li, Dolph Lundgren, Steve Austin, Eric Roberts, Mickey Rourke, Randy Couturne, Terry Crews oraz Bruce Willis i Arnold Schwarzenneger w jednym filmie, to rzecz na którą czekali fani na całym świecie! Ci dwaj ostatni występują co prawda tylko epizodycznie, jednakże krótka scena Bruce’a, Arnolda i Sylvestra stała się już historyczną – w rozmowie, pozornie dotyczącej czekającej najemników misji, wielcy twardziele rozliczają się ze swoją przeszłością z pełną ironią i dystansem do samych siebie. Oczywiście film nie jest dla wszystkich: Niezniszczalni to w pewnym sensie pastisz tradycyjnego kina akcji: mamy tu więc maksymalnie prostą fabułę, aktorstwo typowe dla gatunku i wielką brutalną rozwałkę, które to dla osób zachwycających się współczesnym, tzw. „kinem akcji” z PG-13, i lalusiowatymi „twardzielami” oraz kpiących z takich filmów jak Komando, Rambo i innych klasyków lat 80 będzie nie do przejścia.

Jak Niezniszczalni wyglądają więc od strony muzycznej? Zadanie stworzenia score’u trafiło w ręce Briana Tylera, z którym Sly współpracował już przy Johnie Rambo. Stallone podkreślał w wywiadach duże zadowolenie z pracy z młodym kompozytorem, nic dziwnego zatem, że powierzył mu ilustrację swojego kolejnego filmu. Tyler to bardzo wykształcony muzyk, który z każdą kolejną partyturą, powoli acz konsekwentnie rozwija swój styl, nie unikając utartych schematów i kolejnych pomysłów. Osobiście bardzo odpowiada mi brzmienie orkiestry Briana: huczne, potężne perkusyjnie, z masą pędzących na złamanie karku smyczek i potężnych dęciaków. Muzycznie Niezniszczalni są tego esencją.

Z partyturą Tylera jest podobnie jak z filmem Stallone’a – osoby, które nie przepadają za tymi twórcami i konwencją, nie maja tu czego szukać. W obu przypadkach malkontenci znajdą sobie jakieś powody do narzekań, choćby były one kompletnie nieuzasadnione. Na jednym z portali filmowych przeczytałem bezsensowny zarzut w stronę filmu, wytykający mu są słabe zarysowanie psychologicznie postaci – to do diabła kino akcji czy Herzog ja się pytam? Zaś na forach internetowych dotyczących muzyki filmowej, czyta się bezsensowne wyśmiewanie Briana i skreślanie go na całej linii. Wielu słuchaczy, co bardzo smutne, wychodzi z założenia, że nazwisko Tyler może przynieść tylko i wyłącznie słabą muzykę. Guzik prawda! Nigdy nie byłem wielkim fanem tego kompozytora, ale nieustanne wyszydzanie tego bardzo wykształconego faceta zakrawa na kpinę.

Przejdźmy jednak do samego soundtracku. Album zawiera 72 minuty muzyki, stanowiące w znacznej większości dynamiczny action score. W przeciwieństwie do Johna Rambo, kompozytor stanął przed trudniejszym zadaniem – w poprzednim filmie Stallone’a, miał on do dyspozycji silną podstawę tematyczną, w postaci dokonań Jerry’ego Goldsmitha. W przypadku Niezniszczalnych, kompozytor musiał radzić sobie sam, w efekcie czego stworzył udany, patetyczny temat, w którym słychać echa Battle Adagio z Johna Rambo, zaś pulsujące smyczki, względem brzmienia przypominają fragment przebojowego Arrival to Earth z Transformers Steve’a Jablonsky’ego. Nie nazwę tego kopią z dwóch powodów. Po pierwsze jest to efekt współczesnego brzmienia muzyki filmowej, która w większości oparta jest na tego typu właśnie tematach. Po drugie, niezrozumiałe jest dla mnie, ciągłe posądzanie młodych kompozytorów na podstawie podobieństwa kilku podobnych nut o plagiaty, podczas gdy choćby John Williams, który niejednokrotnie kopiował klasyków, nie jest o plagiaty osądzany, tylko po to by nie burzyć jego autorytetu. Dziś dwie, trzy podobne nuty to kopia i plagiat, zaś to co robili kiedyś wielcy kompozytorzy to tylko „inspiracja”…

Koncertowa wersja tematu głównego rozbrzmiewa na początku albumu, w utworze The Expendables. Brian niejednokrotnie sięga po tę melodię, dokonując różnorakich jej aranżacji – zazwyczaj bohaterskiej (końcówka świetnego Massive), czy też kliszowego, acz niezbędnego w tego typu kinie, żołnierskiego aranżu na solową trąbkę (Ravens and Skulls). Drugi melodyjny temat, asystuje muzyce akcji, w utworach Warriors i Mayhem and Finale – jest on bardzo prosty acz efektowny i dobrze spisujący się w dynamicznych fragmentach.

Kwintesencją Niezniszczalnych jest świetna, dynamiczna muzyka akcji, która zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Bardzo lubię huczne brzmienie orkiestry Tylera – podoba mi się niesłychanie, pędząca na złamanie karku sekcja smyczków, warcząca sekcja dęta, świetna rytmika i potężna, kapitalna perkusja, często u Tylera będąca priorytetem. Tutaj dochodzimy do punktu, gdzie należy wspomnieć, że Brian ma swój własny konsekwentny styl, który słuchaczom szukającym rozrywki będzie odpowiadał, zaś jego przeciwnikom i osobom oczekującym po każdej płycie jakichś bliżej nieokreślonych, modernistycznych rozwiązań kompozycyjnych już raczej nie. Często do jednego worka o nazwie „styl RCP”, wrzuca się wielu kompozytorów, w tym także Briana, ale daleki byłbym od porównywania action score’u Niezniszczalnych z dokonaniami Zimmera i jego wychowanków. Tyler na płaszczyźnie szeroko określanej „akcji” jest przede wszystkim brutalny, stara się unikać pojedynczej, patetycznej linii melodycznej, która w RCP powstaje zazwyczaj na bazie głównego tematu. Brian stawia na agresję i charyzmę poszczególnych sekwencji. Twórca The Expendables opiera akcję na dynamicznych motywach, rozpisanych na pozbawioną kompletnie sekcji dętej drewnianej The City of Prague Philharmonic Orchestra, pędzącej na złamanie karku pod batutą Adama Klemensa. Konkretne przykłady action score’u to kapitalny (super smyczki!) Royal Rumble, zadziorny Aerial (świetne dęciaki), Ravens and Skulls, czy też Massive, z krótkim, acz imponującym fragmentem pośrodku tracku. Kolejnymi rodzynkami w cieście są wspomniane już wcześniej Warriors i Mayhem and Finale, prowadzone przez heroiczny, melodyjny temat.

W celu budowania klimatu suspense’u kompozytor sięga po znak rozpoznawczy Jamesa Hornera, jakim jest flet shakuhachi. W jednym z najlepszych utworów na albumie, The Gulf of Aden, twórca bardzo elastycznie łączy suspense z porywającą, militarystyczną akcją. Track ten zresztą wyraźnie przypomina elementy rytmiczne i melodyjne słyszane w utworach The Rescue i No Rules Of Engagement z ostatniej części przygód Rambo. Niestety, pozostała część muzycznego suspensu, opartego na ponurej grze orkiestry, shakuhachi i elektronice nie jest już tak udana, i powiem szczerze iż under score w postaci utworów Trinity, Losing His Mind oraz Giant With A Shotgun bez żadnej straty mógł być pominięty na albumie.

Prócz akcji i suspensu score oferuje także nieco spokojnej muzyki, pozwalającej na oddech pomiędzy kolejnymi potężnymi utworami akcji. Brian sięga po swoje ulubione gitary, na których wygrywane są spokojniejsze, emocjonalne fragmenty. Delikatny gitarowy początek ma Lifeline, ładny jest także Lee and Lacy, gdzie na dodatek pojawia się akompaniament fortepianu. Najbardziej podoba mi się jednak relaksujący The Contact, z śliczna melodią, odnoszącą się do kojących brzmień rodem z muzyki latynoskiej.

Jak więc dokonanie Tylera ma się w połączeniu z obrazem? Bardzo zadowalająco. Dynamiczny montaż scen akcji dobrze komunikuje się z równie dynamiczną muzyką, udaje się też kompozytorowi zbudować odpowiedni klimat (otwierająca film scena na statku) a spokojne fragmenty dobrze współgrają z malowniczymi ujęciami tropikalnej wyspy. Trochę jednak szkoda, że temat główny nie jest mocniej zaakcentowany w czasie seansu, jednak wynika to najprawdopodobniej z faktu, iż Niezniszczalni nie maja typowej, długiej czołówki z napisami, jak wcześniejszy John Rambo, gdzie w pełni rozbrzmiał temat Goldsmitha jak i nowa melodia Tylera. Kto wie, może na wydaniu DVD, film będzie nieco dłuższy? Przekonamy się z czasem. Co istotne, Stallone użył też w filmie kilka piosenek, pominiętych oczywiście na wydaniu muzyki (np. Thin Lizzy – The Boys Are Back In Town).

Kilka słów wypada powiedzieć o montażu albumu. Bardzo żałuję, że podczas produkcji płyty nie zachowano chronologii filmowej; utwory są przemieszane, i nie da się nie zauważyć, od utworu 14 od którego następują wspomniane wcześniej utwory under score, poziom słuchalności Niezniszczalnych opada. Ten problem dotyczy bardzo dużej ilości płyt Briana, który wzorem Hornera, ostro przesadza z zawartością krążków.

Podsumowując, mimo nie do końca przemyślanej prezentacji płytowej i kilku zbędnych utworów, Niezniszczalni Briana Tylera to muzyka naprawdę udana, zadanie ilustracyjne spełniająca zadowalająco, i potrafiąca podnieć adrenalinę, podobnie jak pełne werwy wykonanie Prażan. Nie ma tu ambicji, Tyler nie stara się robić z tej muzyki, nic więcej prócz dobrej rozrywki, i wychodzi z tego założenia z tarczą. Już sam action score sprawia że w swoim gatunku jest to jedna z ciekawszych pozycji tego roku, a miłośnicy tego typu stylistyki będą chętnie wracać do płyty. Film odniósł duży sukces kasowy a Stallone już zapowiedział kontynuację. Czekam z niecierpliwością na kolejny film jak i score… oczywiście Tylera. Wystawiam lekko naciągniętą czwórkę, która gdyby skrócić album o 10 minut byłaby w pełni zasłużona. Fanom kompozytora polecam obowiązkowo, a tym, którzy na jego nazwisko nie reagują kpinami, również proponuję spróbować. Jedna z najlepszych prac Tylera.

Najnowsze recenzje

Komentarze