Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Stuart Hancock

Hawk

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 16-04-2011 r.

Stuart Hancock dla wielu miłośników muzyki filmowej jest postacią zupełnie nieznaną. Po tym, co zaprezentował w tym roku może się to jednak zmienić. Ów młody brytyjski kompozytor, mający za sobą zaledwie kilkanaście projektów, o których ciężko mi cokolwiek powiedzieć, nagle pojawia się z zaledwie trzydziestominutową ścieżką dźwiękową do krótkometrażowego filmu fantasy Hawk i przyciąga uwagę takich zrzędliwych i szukających dziury w całym słuchaczy jak ja. Jak to się stało? Sam nie wiem. Przeglądając ofertę wydawniczą wytwórni MovieScore Media natknąłem się na ten album i od niechcenia przesłuchałem opublikowane tam sample. Efekt? Pozytywne zaskoczenie, które w krótkim czasie przeistoczyło się w zainteresowanie całą partyturą.



Mimo, że od pierwszych moich kontaktów z tą ścieżką minęło już prawie 2 tygodnie, do tej pory nie miałem okazji zapoznać się z powodem tej ścieżki dźwiękowej – filmem Hawk. Nie ukrywam, że krążący po Internecie trailer jakoś niezbyt zachęca mnie do poświęcenia pół godziny mojego życia na to doświadczenie. Niski budżet produkcji i ewidentne podpinanie się pod niemalże wszystko, co w gatunku fantasy już było, stwarza wrażenie, że twórcy filmu nie do końca zmierzyli swoje siły na zamiary. Jedyną osobą, której grzechem byłoby odmówić profesjonalizmu, to kompozytor oprawy muzycznej. Choć i w tej materii, na szkle pozornej nieskazitelności malować się mogą drobne rysy. Stuart Hancock doskonale odrobił pracę domową ze znajomości trendów w muzyce filmowej i nawet nie próbuje ukrywać swojego zafascynowania epickimi i mrocznymi dziełami Howarda Shore’a – wiadomo chyba jakimi. Anielski wokal na tle niepokojącego underscore, eteryczny, wpadający w ucho temat, zagłębianie się w atonalne formy w momentach grozy…Te i inne zabiegi mieliśmy już okazję usłyszeć w partyturach na przykład do Władcy Pierścieni. Choć dynamiki i miażdżącej epickości w brzmieniu Hawk’owi zdecydowanie brakuje, nie można odmówić twórcy doskonałego wyczucia i naprawdę solidnego warsztatu muzycznego. Jak widać, lata spędzone w London College of Music robią swoje.



Półgodzinny soundtrack, to tak na dobrą sprawę „complete score”. Materiału niby niewiele, ale muszę ostrzec, że to, co znalazło się na płycie wymaga szczególnej atencji. Film, z tego co się orientuję, jest dosyć mroczny i ten posępny klimat doskonale znajduje swoje ujście w partyturze Hancocka. Niezbyt melodyjnej przez większość czasu i wymagającej niestety uwagi. Duża dawka problemowego underscore zniechęci zapewne niejednego słuchacza do rozkoszowania się tym albumem w całości. Cóż, jest to ścieżka momentów otoczona doskonałym technicznie, ale nudnym na dłuższą metę underscore.

Płyta zaczyna się obiecująco. Flight of the Hawk obrazuje doskonałe umiejętności Hancocka w posługiwaniu się orkiestrą i chórem. Podniosły, bajeczny temat z biegiem czasu ustępuje niepokojącemu, mrocznemu underscore’owi, który już przez najbliższe kilkanaście minut wystawiał będzie naszą uwagę na ciężką próbę. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tworząc tą mroczną, posępną atmosferę, Hancock nasłuchał się Labiryntu Fauna. Wskazują na to specyficzne relacje pomiędzy instrumentami smyczkowymi, a harfą. Nie bez znaczenia pozostaje tu mroczny chór zagęszczający atmosferę, a także pojawiający się od czasu do czasu kobiecy wokal obarczający i tak smutne kawałki jeszcze większą dawką melancholii. Do zdecydowanych faworytów pod tym względem zaliczyć należy The Place of the Underworld przypominający nieco temat elfów z muzycznego świata Władcy Pierścieni. Muzyka akcji spychana jest z kolei na dalszy plan. Co prawda pojawiają się fragmenty, gdzie angażowana jest większa liczba instrumentów, jednakże nie stanowią one siły nośnej tej ścieżki. Swoistego rodzaju rehabilitacją pod tym względem jest kawałek zamykający film, gdzie Stuart Hancock manifestuje niejako swój talent operowania większymi środkami muzycznego wyrazu. Utwór The Rising Soul jest najlepszym, co spotka nas podczas słuchania Hawka. Obok prężnie działającej orkiestry, duże wrażenie robi wspomniany wyżej kobiecy wokal. Teksty słyszane w partiach wokalnych… No cóż, nie ukrywam, że kwestia ta zainteresowała mnie żywo zaraz po pierwszym osłuchaniu tegoż utworu. Okazało się, że to fragmenty twórczości poety i barda, Taliesina, żyjącego w VI wieku n.e. Co ciekawe, śpiewane są one w oryginale, czyli w języku wspomnianego wyżej pisarza, starowalijskim. Ot taka ciekawostka, która świadczy jedynie o zaangażowaniu kompozytora w popełnione dzieło.



Nie zmienia to jednak faktu, że tak naprawdę Hawk to muzyka momentów. Wspaniałych momentów przesiewanych bardzo dobrą rzemieślniczo pracą. Poprawną, dobrze skomponowaną i zorkiestrowaną, dającą poczucie obcowania z dziełem przynajmniej dobrym, napisanym przez prawdziwego specjalistę w tym zakresie. Czasami żałuję jednak, że nie dane mi było póki co skonfrontować tego muzycznego doznania z samym filmem. Jeżeli kiedyś nadrobię ową zaległość, z pewnością napiszę kilka zdań w tym temacie. Póki co wracam do zajeżdżania moich głośników wspaniałym The Rising Soul.


Najnowsze recenzje

Komentarze