Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Cliff Martinez, różni wykonawcy

Drive

(2011)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 02-01-2012 r.

Jeden z najlepszych filmów 2011 roku, znakomite połączenie kryminału oraz dramatu psychologicznego z „zadęciem” artystycznym, Drive duńskiego reżysera Nicolasa Windinga Refna posiada równie gorąco dyskutowaną ścieżkę dźwiękową. Co niektórzy krytycy muzyczni i filmowi przypinają jej etykietki nawet najlepszej roku a autor muzyki oryginalnej Cliff Martinez jest nominowany do najważniejszych nagród. Ogólnie cały przemysł i branża wydają się zachwycone kolejną restrykcyjną, a nawet idąc dalej – ubogą w brzmienia, nowoczesną ilustracją w stylu The Social Network czy The Hurt Locker. Jak jest w istocie i jakie ma to przełożenie dla słuchacza czy też fana muzyki filmowej, który ma trochę inne spojrzenie na te sprawy i trochę innymi kategoriami patrzy na muzykę tworzoną do filmów?

Muzyka, która pojawia się w filmie Refna niewątpliwie ma swój duży udział w kreowaniu jego klimatu, podkreślanego nocnymi panoramami Los Angeles, oraz jego emocjonalno-psychologicznej strony. Asystuje przeważnie małomównemu bohaterowi bez imienia, snującemu się swym autem po kalifornijskiej metropolii. Niewątpliwie ten soundtrack czy też songtrack (bo mówimy tu nie tylko o muzyce oryginalnej ale też o piosenkach) oprócz zdjęć jest kluczowym przy tworzeniu atmosfery obrazu. Ba, jest to jedna z najciekawszych ścieżek łączących muzykę oryginalną z piosenkami ostatnich lat, obok min. 127 godzin czy Watchmen. Należy sobie postawić jednak pytanie czy cała ta gloria i chwała winna spaść na głowę twórcy muzyki z Solaris? Słuchając muzyki Martineza poza filmem, oraz jej 2-planowej roli w stosunku do wykorzystanych piosenek i muzyki źródłowej, wypada mi się z tym nie zgodzić.

Na wydaniu Lakeshore Records znajdziemy ok. 50 minut oryginalnej ilustracji. Sporo, biorąc pod uwagę jej charakter – industrialny, monolityczny sound design, który poza dwoma, trzema utworami nie zdradza właściwie żadnych przejawów atrakcyjności, interesujących form bądź rozwiązań, które przekładałyby się na ciekawy odsłuch. W samym filmie score Martineza dobrze, wręcz idealnie zlewa się z obrazem, tworząc definicyjny ambient, i oprócz uprzednio wskazanych fragmentów, z filmu zapamiętałem głównie ponury underscore do suspense’owych scen. Wspomniane uprzednio utwory (Where’s the Deluxe Version?, Bride of Deluxe), które „nadają się” do słuchania, idą w stylistykę lat 80-ych i chociażby ilustracji Tangerine Dream do filmów Złodziej i Wieżyca Michaela Manna. Ciekawe gitarowe tekstury zawiera natomiast Kick Your Teeth – zdecydowanie, kolejny ukłon w stronę muzyki z filmów Manna.

Tak naprawdę jednak sercem soundtracka są otwierające album, znakomicie dobrane piosenki, które w większości przekładają się na sukces tej ścieżki. Utrzymane w nostalgicznym, melancholijnym brzmieniu, swoiste popowo-elektroniczne ballady, swym stylem subtelnie nawiązują do lat 80-ych. Ciekawostką jest to, że częściowo dobór piosenek zasugerował reżyserowi montażysta Matthew Newman. Bardzo dobra jest Nightcall, ale prawdziwą gwiazdą jest dwukrotnie użyta w filmie A Real Hero, która szczególnie w warstwie tekstowej refrenu świetnie oddaje przemianę głównego bohatera. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie utwór skomponowany przez włoskiego, w pewnych kręgach kultowego, kompozytora Riza Ortolaniego. Oh My Love w wykonaniu Katyny Ranieri, pochodzący z włoskiego filmu Addio Zio Tom (1971r.) posiada niemalże operowy rozmach, działa jako swoiste emocjonalne katharsis i został już wcześniej podłożony pod zwiastun Drive. Oprócz tego, na wydaniu płytowym znajdziemy jeszcze ciekawy fragment ilustracyjny – Tick of the Clock, który został podłożony pod kapitalny prolog filmu. Tykająca, pulsująca elektronika formacji Chromatics doskonale podkreślała napięcie całej sekwencji pościgowej. Nie muszę mówić, że te 5 minut znacznie przewyższają dokonania oryginalnego kompozytora w tym projekcie.

Trudno jest jednoznacznie oceniać Drive w formie muzycznej. Jako działanie w filmie, i biorąc pod uwagę soundtrack jako całość, jestem nawet skłonny przyznać najwyższą ocenę. Natomiast oddziaływanie muzyki na albumie składa się z bardzo przyjemnych doznań obcując z niebanalnymi piosenkami oraz muzyką źródłową i a-słuchalnego w większości elektronicznego tła Martineza, czyniąc wrażenia słuchowe z płyty dużo słabszymi od tych z filmu. Ogólnie nie jestem fanem tzw. songtracków, i zazwyczaj nie zaprzątam sobie nimi głowy, ale Drive jest tak specyficzny i unikalny, że trudno przejść obok niego do porządku dziennego. Oczywiście znajomość filmu jest wskazana do „głębszego” zrozumienia tego piosenkowo-ilustracyjnego miksu. Oryginalna ilustracja Cliffa Martineza nie prezentuje ani niczego ciekawego, odkrywczego ani też oryginalnego w obrębie tak muzyki ambientu jak i elektronicznej. Jest jedynie funkcjonalna. Ciekawy jestem co na jego miejscu stworzyliby twórcy kalibru Craiga Armstronga albo Clinta Mansella? Cała uwaga więc winna być zwrócona ku piosenkom i muzyce źródłowej (dodatkowo w filmie znajduje się utwór Briana Eno, lecz nie znalazł się na płycie), nie Martinezowi. To w pewnej mierze dzięki ich specyficznemu brzmieniu i emocjom, które generują, Drive niedługo ma szansę stać się filmem kultowym. Ocena za oryginalność tyczy się score’u Martineza, natomiast oceny cząstkowe za płytę i za działanie muzyki w filmie odnoszą się razem do piosenek oraz oryginalnej ilustracji.

Najnowsze recenzje

Komentarze