Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tom Tykwer, Johnny Klimek, Reinhold Heil

Cloud Atlas (Atlas chmur)

(2012)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 30-11-2012 r.

Każdy kto zetknął się z książką Davida Mitchella Atlas Chmur, wie że powieść ta stanowi przykład literatury, której przekładanie na język filmowy okazuje się zajęciem karkołomnym. Sześć historii toczących się w różnych miejscach i czasach, połączone są ze sobą subtelnymi nitkami fabuły, skrząc się od wątków, bohaterów, narracji i literackich styli.

Gdy kilka miesięcy temu kończyłem książkę bardzo byłem ciekaw czy filmowcy nie polegną przy tej adaptacji. Szczerze powiedziawszy byłem pewien obaw, gdyż materiał wyjściowy to coś znacznie trudniejszego niż Pachnidło Patricka Suskinda. Po seansie wiem jedno. Rodzeństwo Wachowscy wsparci talentem Toma Tykwera wygrali z tak trudną materią. Wyciągnęli z tej książki to co najlepsze, w sposób niezwykle trafny przenosząc słowo pisane na ekran. Myślę że pomógł temu fakt, że nad całością nie pracowała jedna osoba, lecz trzech artystów, spośród których każdy odpowiedzialny był za inne elementy misternej układanki. Oczywiście film ma pewne sentymentalne, wręcz kiczowate mielizny (podobnie było i w książce), nie wszystkie historie są sobie równe poziomem, niemniej jednak jest tu kilka perełek i scen które na pewno są w stanie zapaść w pamięć (ucieczka Cavendisha, dramatyczne momenty z historii o Sonmi, czy wreszcie absolutnie genialna scena z krytykiem). Wart pochwalenia jest filmowy zabieg połączenia wszystkich opowieści za pomocą tych samych bohaterów, którzy jednak zmieniają swój charakter, wygląd, grupę etniczną, a nawet płeć (skłonny jestem domyślać się kto najbardziej lansował właśnie takie transformacje). To właśnie te rotacje pokazują prawdziwą magię kina, którą czuje chyba każdy wyrobiony widz po wyjściu z seansu. Nawet jeśli rozdrażnią go pewne naiwności, pseudofilozofie i banały w stylu Paolo Coehlo, to jednak cały czas czujemy, że to magia. Co z tego że cyrkowa, skoro działa.

Za muzykę do filmu odpowiedzialne było oczywiście trio Tykwer/Heil/Klimek. Bardzo byłem ciekaw jak wybrną z trudnego zadania ilustracji sześciu historii, z których każda stworzona jest w innym filmowym stylu (od opowieści przygodowej, po melodramat, przez sensacyjny kryminał, czarną komedię, science-fiction, a kończąc na nowo-mitologicznej historii). Twórcy wybrnęli z tego może w nieco banalny sposób, ale po obejrzeniu filmu wiemy, że nie mogli postąpić inaczej. Nie stworzyli bowiem odrębnych tematów dla każdej z opowieści, lecz wykreowali kilka motywów, które podobnie jak wciąż ci sami aktorzy kreujący różnych bohaterów, są łącznikami, specyficznym spoiwem pokazującym ciągłość narracji. Jak to działa? Otóż nawet jeśli mamy utwór zatytułowany Papa Song, który odnosi się do historii toczącej się w przyszłości (Sonmi 454), to jego reinkarnacje możemy podziwiać w melodii, która pojawia się choćby w muzyce podłożonej pod moment przybycia Tadeusza Kesserlinga(Kesserling).

Soundtrack z Atlasu Chmur intryguje swoją różnorodnością. Mamy tu i klasyczne orkiestrowe granie All Boundaries Are Conventions, The Cloud Atlas Sextet for Orchestra, Cloud Atlas End Title , są delikatne fortepianowe tematy, do których dodawane jest skromne instrumentarium Prelude: The Atlas March, Travel to Edinburgh , jest techno-elektronika Papa Song, a nawet ambient Sloosha’s Hollow, Chasing Luisa Rey . Niektórzy krytycy zarzucili muzyce z Atlasu Chmur brak wielowymiarowości, bogactwa i muzycznej subtelności. Owszem nie uświadczymy tu wielopiętrowych orkiestracji, morriconowsko-willliamsowskich piramid dźwięków, ale w mej opinii nie jest to minus tej muzyki. Wydaje mi się, że feerie fabularne, a także niezwykle szybkie transfery pomiędzy kolejnymi historiami są wystarczająco skomplikowane by dodatkowo zaciemniać je wielopłaszczyznową muzyką, która miast porządkować wprowadziłaby dodatkowy chaos. Sądzę że ta prostota jest tu jedną z głównych zalet, obok, co tu dużo kryć, kilku po prostu pięknych utworów. Nie tylko na myśli mam dwa główne tematy-spoiwa: The Cloud Atlas Sextet for Orchestra i The Atlas March (oczywiście łącznie z ich wszystkimi wariacjami) ale także intrygujące, utrzymane w stylu swingujących dokonań Jamesa Hornera Cavendish In Distress, delikatne Travel to Edinburgh , czy przepełnione akcją Won’t Let Go (świetnie sprawdzające się zresztą w kinie). Skoro już jesteśmy przy oddziaływaniu muzyki w filmie, to właśnie ona jest tym co wielokrotnie unosi obraz. Przykładem niech będzie All Boundaries Are Conventions. Nie wyobrażam sobie lepiej podłożonej muzyki pod te dynamicznie zmieniające się obrazy. Jej kształt i brzmienie jest tak absorbujące, że niweluje wygłaszane z ekranu „coehlizmy”.

Nie znaczy to, że wszystko w Atlasie Chmur jest idealne. Przede wszystkim w niektórych utworach (i niestety jest to odczuwalne w filmie) czuć, że kompozytorzy mydlą nam oczy małym składem orkiestry. Czasami aż prosi się żeby to wszystko eksplodowało, a nie było jedynie tłem. Na całe szczęście są to jedynie krótkie fragmenty, które w żaden sposób nie zaciemniają pozytywnego wrażenia jakie wywołuje spasowanie muzyki wraz z obrazem. Niestety gorzej prezentuje się to wszystko na płycie, która jest za długa i niezbyt dobrze zmontowana (po co tyle ambientowych ilustracyjnych wstawek, które często psują ciekawe utwory: Chasing Luisa Rey)? Gdyby to wszystko nieco zedytować, naprawdę słuchałoby się tego świetnie, a tak pozostaje mi tylko dziękować Bogu, że stworzono odtwarzacze CD w których za sprawą pilota i jego magicznej podczerwieni możemy bezboleśnie przeskoczyć dalej. Dużym minusem tej partytury jest także brak oryginalności. Nie jest to jednak rzecz dyskwalifikująca. Całość bowiem choć wyraźnie odwołuje się do klasyki i wcześniejszych dokonań panów z Pale 3, nie stanowi hollywoodzkiej papki stworzonej na bazie żenujących syntetycznych brzmień, a to jest na prawdę wielki plus.

Atlas chmur to dobra muzyka. Nie znalazłem w niej geniuszu, czy epokowego przełomu. Bez wątpienia jednak jak na współczesną, coraz częściej wypraną z emocji, pomysłu i nade wszystko jakiejkolwiek klasy, muzykę filmową to dokonanie wyraziste. I to już wystarczy by zyskać aprobatę.

Najnowsze recenzje

Komentarze