Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nightwish

Imaginaerum / Imaginaerum (The Score)

(2011/2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 01-12-2012 r.

Gothic metal od dawna nosił w sobie znamię pewnej teatralności – urabiania muzycznej rzeczywistości do prawie że scenicznego dramatu. Dobitnym przykładem są wideoklipy grup parających się tym gatunkiem, gdzie posępna, czasami owiana pewną historią, sceneria, nabiera dodatkowej głębi wyrazu. Gdy do tego sugestywnego przekazu dorzucimy jeszcze orkiestrę symfoniczną i chór, okazuje się, że całości bliżej do epickiego musicalu aniżeli muzyki rozrywkowej samej w sobie. Historia fińskiej grupy Nightwish genialnie odzwierciedla tę ewolucję – drogę poszukiwania nowych środków artystycznego wyrazu – od typowego metalowego brzmienia z powalającym operowym wokalem Tarji Turunen, poprzez stopniowe rozszerzanie horyzontów o nowe, ciekawe rozwiązania muzyczne, ale i nie tylko…

Lider grupy, a także główny kompozytor piosenek Nightwish, Tuomas Holopainen, już w 2010 roku nosił się z zamiarem bezceremonialnego wkroczenia w świat filmu. Stworzył więc koncepcyjny album przedstawiający całkowicie wyimaginowaną, wyśnioną (stąd tytuł albumu Imaginaerum) historię opowiedzianą w trzynastu powiązanych ze sobą rozdziałach. Sama konstrukcja albumu oraz gigantyczna pompa z jaką wykonano rzeczone rozdziały-utwory może nie do końca sugerują ilustrację filmową, co pewnego rodzaju musical snujący mroczne fantazje o… świecie fantazji. Teatralny, trochę nieociosany głos Anette Olzon tylko utwierdza w tym przekonaniu.

Mimo że materiał nagrano już na przełomie 2010 i 2011 roku, premierę albumu wstrzymywano w związku z wieloma zmianami pierwotnej koncepcji. W międzyczasie zrodził się pomysł podpięcia pod projekt autentycznego filmu aktorskiego, w którym muzyka oraz pomysły grupy Nightwish miały odgrywać kluczową rolę. Przystąpiono więc do prac zarówno nad obrazem jak i instrumentalną ścieżką dźwiękową, którą nagrano już w lutym i marcu roku 2011, a więc jeszcze przed powstaniem samego filmu! A co z albumem koncepcyjnym? Ukazał się on w grudniu i choć nie sprzedał się jak te wydawane za czasów Tarji, prezentował całkiem nową jakość zespołu. Jakość, która wielu odbiorcom (jak i mi zresztą) bardzo przypadła do gustu.

Cóż, wypadałoby więc przejść do sensu stricte recenzji, czyli płyty zawierającej ilustrację filmową. Nie mógłbym jednak tego uczynić nie powiedziawszy słów kilka o ważnym kontekście tej pracy jaką był wspominany wyżej album koncepcyjny.

Na trzynastu utworach wypełniających płytę niemalże po brzegi znajdujemy wiele interesujących tematów, przede wszystkim fajnie zaaranżowanych i, co najważniejsze, dobrze wykonanych. Niewątpliwym atutem tej kompozycji jest aktywna rola orkiestry i chóru w budowaniu wizerunku albumu. Orkiestracje Pipa Williamsa toczą istną batalię z gitarowym fuzzem i perkusją, nierzadko spychając je na dalszy plan. Jako że wszystkie sekcje zarejestrowano za jednym zamachem, nie dało to szerokiego pola do popisu ludziom odpowiedzialnym za postprodukcję. Nie uniknięto tym samym wielu niedogodności wynikających z „płaskiego” miksu, który w tym przypadku przypomina miejscami koncertowe S&M grupy Metallica. Jeżeli zatem chodzi o stronę techniczną, album Imaginaerum nie zrywa przysłowiowych kapci z nóg. Co innego, gdy zagłębimy się w muzyczną treść.

Holopainen nigdy nie ukrywał, że inspiracją są dla niego owiane mrokiem filmy Tima Burtona, pokręcona twórczość Salvadora Dali, a epicki charakter kompozycji wzoruje na soundtrackach Hansa Zimmera. Nie jest to tania PR-ka. Wystarczy przecież zapoznać się z trzema pierwszymi „rozdziałami” albumu Imaginaerum, aby poczuć dynamikę i rozmach rodem ze stajni Remote Control Production. Co więcej, kompozytor uderza w hiperdamaturgię i daleko idącą fascynację patosem, upodabniając tym samym swój warsztat do stylu pracy ludzi zajmujących się tak zwanym „trailer musuic”. Czy te zabiegi wyszły kompozycji Holopainena na złe? Myślę, że nie. W przeciwieństwie bowiem do wielu ogranych już ścieżek dźwiękowych i hurra-optymistycznych opraw do zwiastunów filmowych, otrzymujemy tutaj interesujący słowno-muzyczny miszmasz świadczący o sporej odwadze osób porywających się na tę stylistykę. Imaginaerum stanowi ponadto czystą, nieskrępowaną przesadnym artyzmem, rozrywkę, zapewniającą słuchaczowi wiele mile spędzonych chwil, mnóstwo wpadającej w ucho tematyki o niesamowitej sile wyrazu i wiele eksperymentów z brzmieniem. Nie mogło zabraknąć również celtyckich naleciałości, a także nawiązań do twórczości Ennio Morricone i jego ponadczasowych partytur do spaghetti-westernów. Taki oto obraz pozostawia po sobie doświadczenie albumu koncepcyjnego. Albumu, który z pewnością zarazi swoim entuzjazmem niejednego odbiorcę. W ramach podsumowania proponuję zatem klasyczne „ogwiazdkowanie” tego produktu.

Oryginalność ścieżki:
Muzyka na płycie:
OCENA OGÓLNA:

Trochę inaczej sytuacja przedstawia się z ilustracją do projektu filmowego powstałego na bazie tego albumu. Twór Stobe Harju trafił do fińskich kin w listopadzie 2012 roku, ale wszystko wskazuje na to, że próżno będzie go szukać w repertuarach państw ościennych. Może za jakiś czas pojawi się w ofercie jednego z polskich wydawców płyt DVD, choć na razie nic na to nie wskazuje. Szkoda, bo projekt ten jak najbardziej zasługuje na zapoznanie się z nim w pełnym wymiarze. I choć zazwyczaj stronię od pisania recenzji bez znajomości filmu, tym razem pozwoliłem sobie na odejście od tej sztywnej zasady. A więc do rzeczy…



Imaginaerum: The Score to płyta z jednej strony bardzo ściśle związana z koncept-albumem grupy Nightwish, z drugiej, jest to produkt wyniesiony na zupełnie inny poziom rozrywki. Zapomnijmy o agresywnym gitarowym riffie dodającym muzyce pikanterii. Zapomnijmy o perkusjach dyktujących tempo. Muzyka Holopainena i pomagającego mu ubrać ów pomysł w ilustracyjne szaty, Petri Alanko, daleka jest od standardowego gothic – metalowego brzmienia, a pierwsze wrażenia towarzyszące odsłuchowi płyty sugerują bardziej zabawę konwencją, aniżeli skrupulatne wtórowanie sferze wizualnej. Znajduje to swoje zrozumienie, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że cały score powstał jeszcze przed finalnym montażem Imaginaerum. Jest to więc bardzo nieociosane i eksperymentatorskie rzemiosło.


A co z tematyką? Aby odpowiedzieć na to pytanie cofnijmy się w czasie i raz jeszcze powróćmy do albumu koncepcyjnego. Już otwierający płytę Find Your Story prezentuje nam instrumentalną, lepiej zaaranżowaną odsłonę intra z ubiegłorocznego albumu Nightwish. Dalsza część kompozycji to kolejne „cytaty” tylko potwierdzające bardzo duże koneksje pomiędzy tymi dwoma przedsięwzięciami. I tak oto główny temat partytury słyszany w Orphanage Airlines przedstawia nam nieco apatyczną odsłonę motywu ze Storytime, a kojarzący się z twórczością Morricone, Sundown, to tylko zaaranżowana na nowo, instrumentalna wersja Turn Loose The Mermaids. Brzmi mało oryginalnie? Bynajmniej, choć z drugiej strony nie mogę zaprzeczyć, że znajomość drapieżnego koncept-albumu zabija część przyjemności z odkrywania ścieżki dźwiękowej. Materiał instrumentalny wydaje się bowiem wykastrowany, pozbawiony owego drapieżnego, ale intrygującego brzmienia. Wielu sceptyków po przesłuchaniu płyty z filmową ilustracją prawdopodobnie zechce powrócić do albumu z piosenkami. Wcale im się nie dziwię. Score nie zmusza intelektu odbiorcy do wytężonej pracy, a dosyć ograna konwencja, w jakiej zamknięto projekt może stanowić dodatkową przeszkodę dla bardziej wymagającego słuchacza.



Niemniej jednak płyta ze ścieżką dźwiękową do Imaginaerum ma swoje ciekawe momenty. Orkiestracje Pipa Williamsa, choć do wybitnie zaskakujących nie należą, serwują kilka przyjemnych muzycznych doznań. Tym bardziej, że kompozytor partytury, oprócz tradycyjnych rozwiązań ilustracyjnych, bardzo często sięga również po elektronikę i wszelkiego rodzaju „wypełniacze”. Sztandarowym przykładem dobrego łączenia brzmienia orkiestrowego z syntetycznym jest Wonderfields, wspaniale korzystający z bogactwa tematycznego partytury. Trochę szkoda, że pojawiający się w tle dziecięcy chór nie został „wypchnięty” na pierwszy plan. Mniej problemów sprawi natomiast wybitnie trailerowy I Have To Let You Go. Ten ośmiominutowy utwór jest esencją muzycznej akcji Imaginaerum.



Bardzo żałuję, że nie mogę wzbogacić tych opisów o wrażenia wyniesione z projekcji filmu. Nie zmieniłoby to rzecz jasna ogólnego przeświadczenia o recyklingowym charakterze ścieżki, ale przynajmniej racjonalizowałoby wykorzystany do jej realizacji język stylistyczny. Tymczasem miotając się pomiędzy dwoma produktami spod znaku Nightwish, osobiście stawiałbym na album koncepcyjny. Nie tylko dlatego, że to właśnie stamtąd pochodzi cały pomysł na ścieżkę dźwiękową, ale chociażby przez wzgląd na imponujący rozmach, lepsze aranżacje i urozmaicający całokształt wokal. Imaginaerum: The Score traktuję zatem jako ciekawostkę i dodatek do wyimaginowanego świata Holopainena.

Najnowsze recenzje

Komentarze