Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Don Davis

Matrix Revolutions, The – complete score (Matrix Rewolucje)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat modne stało się hurtowe tworzenie serii filmowych. W taki sposób powstały przykładowo dwa ostatnie epizody kultowego Powrotu do Przyszłości, czy filmowa trylogia Władca Pierścieni. Identycznie potraktowano również dwie kontynuacje Matrixa. O ile te pierwsze przyjmowane były względnie z ogólnym zadowoleniem, to w przypadku tego ostatniego pojawiło się wiele kontrowersji. Spora część widzów zawiodła się już na Matrixie Reaktywacji. Niewielu potrafiło docenić ten obraz, jeszcze mniej osób polubiła go. Powszechne stało się zatem rysowanie czarnych wizji dla nadchodzącej, ostatniej części trylogii. O dziwo, mimo sceptycznego nastawienia, ciekawe zakończenia tłumy ruszyły do kin. Jaki efekt? Niezadowolenie, ostre słowa krytyki pod adresem twórców, liczne niepochlebne wypowiedzi na temat produkcji, oto plon jaki zebrały Rewolucje. Po części jest to na pewno krytyka uzasadniona (kiepska gra aktorów, spłytczenie postaci Smitha), z drugiej strony, kierowana jest niespełnionymi oczekiwaniami (spektakularne zakończenie, zwycięstwo nad maszynami, uwolnienie się z ich więzów). Być może po prostu mało kto zrozumiał ten film tak jak życzyli by sobie tego twórcy. Osobiście jestem pod wrażeniem geniuszu Wachowskich, ich umiejętności kierowania widzem i pracy jaką włożyli w kreowanie uniwersum fikcyjnego świata „Macierzy”.

Niczym istota ludzka bez duszy, film byłby „pusty”, gdyby nie ilustrująca go muzyka. Stwierdzenie te jakże bliskie jest Matrixowi. Jego specyficzny, surowy klimat, to w głównej mierze zasługa ścieżek dźwiękowych Davisa. Wystarczy tylko sięgnąć pamięcią w przeszłość, przypomnieć sobie, szokujący moment uświadomienia Neo czym jest owa Macierz, wspaniałe i efektowne sekwencje pościgu na autostradzie i pojedynek Wybrańca ze Smithami widziane/słyszane w Reaktywacji. Wkład Davisa oraz ludzi, których angażował do współpracy w to muzyczne dzieło jest nieoceniony. Rewolucje nie były tu żadnym wyjątkiem. Aczkolwiek nie obyło się również bez drobnych mankamentów.

Kiedy po raz pierwszy w moje ręce wpadł ów „complete score” dostrzegłem coś ciekawego w tytulaturze utworów. Część z nich była po niemiecku. Jak się okazało, nie są one efektem kaprysu kompozytora, lecz konkretną wskazówką, mówiąca czym tak na prawdę inspirował się twórca pisząc je. Twórczość Wagnera tak mocno odcisnęła się na nim, że nie tylko postanowił nawiązać do nich ale i zatytułować je w podobny sposób dopatrując się koneksji pomiędzy klasyką, a filmem pod który pisał (Das Rheingold – Das Banegold, Die Walkure – Die Brunett Walkure, Sigfried – Kidfried, Gotterdammerung – Neodammerung). Nie jest to jednak typowy przejaw nieoryginalności, gdyż wielu współczesnych twórców wzoruje się na klasyce (plus dla Davisa, że się z tym nie ukrywa). Problem ten z kolei dotyka kilku innych utworów. Znajdujemy tu pare fraz skopiowanych z pierwszego Matrixa. I tak na przykład Saw Bitch Workhorse swoimi „szybkimi” trąbkami łudząco przypomina Ontological Shock, gdzie takowe występowały pierwotnie. Kolejnym przykładem może być For Neo, a dokładnie jego końcówka, prawie całościowo wyjęta z finału Anything is Possible.

Przejdźmy może do sfery tematycznej. Podobnie jak w Reaktywacji nie doświadczymy żadnych większych zmian na tym polu. Spotykamy tu praktycznie ten sam zestaw tematów głównych rozwijanych i eksploatowanych wedle potrzeb fabularnych (Smitha, Trinity i Maszyn w szczególności). Nie braknie z kolei mini-motywów mających raczej skromne znaczenie w zestawieniu z całością. Brak nowych, wyrazistych tematów nie świadczył bynajmniej o braku inwencji twórczej Dona. Wiadomo, że nie w każdej partyturze tematyka odgrywa tak istotną i ważną rolę. Matrixy są sztandarowym tego przykładem.

Przysłuchując się roli chórów we wszystkich trzech partyturach Davisa tej serii zauważyć możemy pewną tendencję wzrostową. O ile w pierwszej części ledwo dawał o sobie znać, a w drugiej gościł już częściej, to w trzeciej z pewnością jest jednym z filarów konstrukcji muzycznej. Doświadczamy go praktycznie na całej długości kompozycji, w różnego rodzaju formach i stylach. Od cichych, wiejących grozą wstawek (Neovision, Deus Ex Machina), po monumentalne, wręcz apokaliptyczne frazy wspierające nierzadko szaleńczą muzykę akcji (Die Brunett Walkure, Kidfriend, Saw Bitch Workhorse, Spirit of the Universe ). Jego rola jako “podgrzewacza” napięcia i ośrodka wzmacniającego dramaturgię scen jest nieoceniona. Wrażenie robią również solówki wokalne w Ak, Colt and Mauser (skopiowany potem bezczelnie przez Klosera do „The Day After Tomorrow”) i Bridge of Immortality. Choć krótkie, doskonale eksponują powagę sytuacji.

Trzymając się chórów i ich roli w muzyce akcji warto by wspomnieć co nieco o niej samej. Bez zbytniej przesady można by powiedzieć, że odgrywa priorytetową rolę w partyturze. Ponad połowa utworów jakie będziemy mieli okazje przesłuchać, to żywiołowy, bardzo porywający action score konwencją nawiązujący do tego z dwóch poprzednich filmów. Różnica w głównej mierze polega na gęstości wydobywającego się z głośników/słuchawek dźwięku. Rewolucje są pod tym względem niedoścignionym wzorcem. Tylko tu doświadczymy tak zmasowanego ataku brzmieniowego w sekwencjach obrony Zionu. W ruch idą wszelkie instrumenty jakimi dysponuje orkiestra, najbardziej eksploatowane są dęciaki, bębny, smyczki i fortepiany (Niobe’s Run, Boom Hilda, Saw Bitch Workhorse). Dodatkowo całość często i gęsto wspiera potężny chór i syntezatory (Kidfriend, Moribund Mifune). Wszystkie te cechy łączy w sobie Neodammerung – najlepszy utwór Davisa jaki stworzył na potrzeby Matrixa Rewolucji, zarazem jeden z najciekawszych w jego karierze. Ten sześciominutowy fragment muzyczny ilustrujący finałową, spektakularną walkę Neo ze Smithem (ami) jest wynikiem fuzji stanowczego, Davisowskiego stylu i ciekawej liryki zaczerpniętej z tekstów “Upanisads”. Tak jak w oryginale, chór wyśpiewuje zwrotki w języku Sanskrit, tematyką genialnie dopasowane do fabuły filmu, poruszające problematykę losu ludzkości. Apokaliptyczny rozmach w jakim został ów utwór skomponowany i doskonała orkiestracja, budzą podziw i zmuszają do uchylenia czoła przed geniuszem jego twórcy.

Matrix Rewolucje to nie tylko szaleńcza muzyka akcji. Większość materiału na pierwszej płycie to mroczny underscore. Nie każdy będzie w stanie przetrzymać tą ponad półgodzinną kakafonię dźwiękową. Davis standardowo bawi się w nim minimalistyczną orkiestrą, przeplata ją z efektami elektronicznymi (The First Goodbye, The Logo’s Location, The Smith Within Us), tworząc pozornie melodyjny zgiełk, który po głębszym wsłuchaniu zachwyca swoją konstrukcją. Znacznie lepiej niż na płycie wypada to w połączeniu z obrazem. Prawdę powiedziawszy, underscore jest głównym budulcem klimatycznym nie tyle Rewolucji, co całej trylogii. Szkoda, że oficjalny soundtrack Warnera tak brutalnie go potraktował próbkując go zaledwie.

Doskonale pamiętamy efektywną współpracę Dona Davisa i Juno Reactora w Reaktywacji, czego owocem było niezapomniane Burly Brawl. Sukces we wspólnym pisaniu utworów zachęcił tych panów do ponownej próby sił przy kolejnej, już ostatniej Matrixowej ścieżce dźwiękowej. Trainman Cometh i Sin, Toil, Extra Vermouth można zaliczyć do grona udanych, ale nie zrobią na nas tak dużego wrażenia jak by sobie tego można było życzyć. Totalnym zaskoczeniem jest natomiast Navras – końcowy utwór, będący przeróbką Neodammerung, strasznie nietypową i kolidującą wręcz z resztą partytury. Inspiracji szukali twórcy wśród kultur wschodnich, o czym świadczy obecnością wielu wschodnich instrumentów etnicznych i typowego dla tych rejonów wokalu.

Rewolucje to doskonale zwieńczenie pracy kompozytora nad całą trylogią Matrixa. Biorąc pod uwagę hollywoodzkie tendencję to tworzenia coraz to bardziej tandetnych muzycznych sequelów, dzieło Davisa zdaje się wyłamywać z tych sztywnych reguł prezentując ten sam, równy, wysoki poziom, we wszystkich trzech Matrixowych partyturach. Bez żadnych oporów można nazwać tą serię mianem życiowego dzieła Davisa. Nigdy wcześniej nie popisał się taką fantazją w tworzeniu oprawy muzycznej, takim szerokim warsztatem kompozytorskim i stylistycznym. Na szczególną uwagę zasługują doskonałe orkiestracje i piękne zestawienie klasycznej orkiestry symfonicznej z nowoczesnymi brzmieniami elektronicznymi i efektami dźwiękowymi dodającymi całości swojego nieodpartego uroku. Nie wszyscy jednak będą w stanie delektować się tym “rajem brzmieniowym” słuchając wyczynów Davisa na płytach. Trzeba przyznać, że są to typowo filmowe ścieżki, które poza nim, będą ciężkie w odbiorze dla niewprawionego słuchacza. Tu sztandarowym przykładem są Rewolucje tryskające masą bombastycznego action score i nie mniejszą liczbą bardzo osobliwego underscore. Wydawać by się mogło, że soundtrack Warnera skutecznie radzi sobie z tym problemem miarkując wszystko do niezbędnego minimum. Nic bardziej błędnego! Jeżeli chcesz sie obudzić w swoim łóżku wierząc w to co chcesz pozostań przy regularnym wydaniu Warnera. Jeżeli natomiast pragniesz poznać Krainę Czarów sięgnij po “complete score”, a przekonasz się jak głęboka jest królicza nora.

Inne recenzje z serii:

  • The Matrix
  • The Matrix Reloaded
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze