Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mark Snow

Millennium – The Best of…

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Ci, którzy twierdzą, że nasz świat opiera się na miłości, przyjaźni i szczęściu są w błędzie. Pod fasadą uśmiechniętych twarzy, zadowolenia i poczucia spełnienia czają się nasze największe obawy i pragnienia. Powiadają, że o naszym człowieczeństwie decyduje zapanowanie nad emocjami. To co powinno nas wyróżniać od zwierząt, to umiejętność pohamowania się w odpowiedniej chwili. Ale czy tak jest do końca… Co jeśli nasze żądze biorą nad nami górę i triumfują? Co jeśli nie potrafimy się powstrzymać i rzucamy się w wir zdarzeń nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować… Cóż takiego nastąpi w momencie, gdy znikną wszelkie bariery i przegramy odwieczną bitwę ze swoimi najczarniejszymi koszmarami… Otóż na te pytania odpowiedzi postanowił udzielić Chris Carter w Millennium. Twórca słynnego serialu The X-Files, podobnie jak reszta ekipy, bardzo osobiście podszedł do tego złożonego projektu. Nie inaczej było z osobą kompozytora, którym jest Mark Snow.

Millennium stało się serialem tak mrocznym i pesymistycznym, że w pewnym momencie sieć kablowa chciała go wycofać z emisji. Zmusiło to scenarzystów do poprowadzenia fabuły w trochę innym kierunku. Sztuką było zrobić to w taki sposób, aby konwencja i pierwotne zamierzenia nie odeszły w niepamięć. Muzykę z pierwszego sezonu (odsyłam do wcześniejszej recenzji) można było nazwać podróżą w głąb ludzkiego umysłu. Chwilami był to umysł głównego bohatera Franka Blacka, a czasami była to podróż do jądra szaleństwa. Przed trudnym wyzwaniem stanął Mark Snow mając za zadanie oddać poprzez swoją muzykę uczucia targające seryjnymi mordercami, gwałcicielami i tego typu szaleńcami. Stąd też taka a nie inna forma tego, co słyszymy na bootlegu z pierwszego sezonu. Drugi sezon przyniósł oddech w postaci zwrócenia się twórców serialu w kierunku szeroko rozumianej symboliki. Pojawiły się odniesienia do Boga, Biblii, wszelkiej maści przepowiedni… Pozwoliło to kompozytorowi rozwinąć skrzydła i stworzyć bardziej uduchowioną muzykę.

The Best of Millennium, które swego czasu było dla mnie Świętym Graalem muzyki filmowej, jest kompilacją muzyki ze wszystkich sezonów Millennium. Jest to wybiórczy przegląd tego, co można było usłyszeć w serialu. Na albumie znajdziemy więc muzykę z siedmiu wybranych epizodów. Czy wybór ten był słuszny, to już tylko kwestia gustu. Moim zdaniem selekcja dokonana przez wydawcę jest bliska ideału. Osobiście brakuje mi kilku cudownych tematów jakie znam z serialu, jednak jako miłośnik Millennium nie byłbym usatysfakcjonowany do chwili, w której zdobyłbym kompletny zapis muzyki słyszanej w obrazie (co raczej pozostanie w sferze marzeń). Patrząc obiektywnie trzeba przyznać, że album ów został skonstruowany tak, ażeby ktoś niezaznajomiony z serialem był w stanie delektować się tą muzyką. Muzyką, która…

…poprzez Main Title wprowadza nas w odpowiedni nastrój. Ten z utworu na utwór staje się coraz gęstszy. Kawałki z Pilot Episode to nic innego jak minimalistyczny underscore budowany w dużej mierze przez elektronikę. Marantha odbiega trochę od tej konwencji i mamy tu do czynienia z muzyką żywszą, bardziej dynamiczną. Po raz pierwszy pojawia się chór. Jednak jest to tylko zapowiedź tego co czeka nas dalej. Partie chóralne są tu jeszcze nader skromne podług tego, czym raczył nas kompozytor w późniejszych utworach. Wciąż mamy do czynienia z elektroniką, którą można by nazwać ciałem tej muzyki. Do duszy zaś przyrównałbym skromne instrumentarium (fortepian, skrzypce i jakże charakterystyczny kontrabas) oraz śpiewy jak i wokalizy. Muzyka często zmienia tempo i charakter. Niespokojnie płynie przed siebie nie znając jakby swego celu. Należą się wielkie brawa dla kompozytora za wytworzenie takiego klimatu. Jose Chung’s Doomsday Defense to zwrot o sto osiemdziesiąt stopni w każdym możliwym aspekcie omawianej tu muzyki. Otóż przed nami otworem stanął… jazz. Naturalnie w łagodnym wykonaniu, wciąż bowiem zachowana jest melodyka. Na pozór dziwi charakter tego kawałka, jednak opisywane tutaj wydanie zawiera materiał z dosyć charakterystycznych odcinków. Jose Chung’s Doomsday Defense był pierwszym traktującym wszystko z dużym przymrużeniem oka. Taka też i jest ta muzyka. W dalszej części mamy swobodną melodię w dość przyjemnej aranżacji. Całość utrzymana raczej w konwencji sielanki. Nie znaczy to jednak, że zatracony został duch Millennium. Mark Snow stworzył muzykę tak charakterystyczną, że jednym akordem potrafi przypomnieć nam, czego tak naprawdę słuchamy.

Midnight of the Century to jeden z dwóch odcinków świątecznych (drugim jest Omerta). Słyszymy zatem muzykę pełną ciepła, radości. Tym razem elektronika zeszła na drugi plan i główny prym wiedzie fortepian oraz skrzypce. Jednak, żebyśmy za bardzo nie popadli w sielski nastrój, nie zabraknie muzyki ocierającej się wręcz o atonalność. Takową znajdziemy w The Time is Now. Na szczęście wszystko podane jest w odpowiednich proporcjach, zatem nie czujemy znużenia. Omerta zaś jest esencją tej płyty. Na potrzeby tego odcinka Mark Snow wspiął się na wyżyny swoich możliwości. Amerykański kompozytor napisał cudowny temat, w którym główną rolę odgrywa chór… raz żeński, raz męski, czasami sama wokaliza… wszystko to cudownie się ze sobą przeplata. Z tej muzyki bija jakaś nieokreślona magia. Delikatne smyczki, fortepian oraz kontrabas dopełniają wspaniale całości. Czasami również gdzieniegdzie można usłyszeć świąteczne dzwoneczki, ale czy bez tego mogłyby obejść się święta Bożego Narodzenia? Nie wydaje mi się. Zdecydowanie najlepsza muzyka na albumie, a kto wie, może i w całym serialu. Całość zamyka Goodbye to All That. Jest to ostatni odcinek Millennium. W tym miejscu Snow stworzył nader skromną muzykę. Nie ma tu żadnej elektroniki. Piękny temat (inspirowany Verdim) wykonywany jest tylko i wyłącznie na fortepianie. Idealne zamknięcie płyty i całego serialu.

Przyznam, że ilekroć oglądam Millennium, zachwyca mnie bogactwo tematyczne, jakie stworzył Mark Snow. Nie znam żadnego innego serialu, który praktycznie w każdym odcinku miałby inny temat. Nawet nie wyobrażam sobie, ile wysiłku kosztowało to kompozytora. Wielka szkoda, że ponownie zimne kalkulacje bardzo utrudniły nam życie. Fox uznał, że taniej będzie udostępnić tą muzykę w serwisie iTunes, niż tłoczyć płyty. Nie tłumaczy to jednak, czemu jedynie na terenie USA można nabyć ten score. Jak dla mnie kompletne nieporozumienie. Faktem pozostaje więc, że soundtrack ten można nabyć w serwisie iTunes i dostępny jest on jedynie w formacie plików m4a (mp4). Nie przeszkadza to jednak w odbiorze samej muzyki, zatem jeśli już ją posiadamy, wszystko przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko sama muzyka. Ciężko jest mi polecać ten album, gdyż wiem, ile wysiłku i cierpliwości (oraz pieniędzy) kosztuje zdobycie tego wydania. Jednak możecie mi wierzyć, The Best of Millennium wart jest wszystkich wysiłków, jakie trzeba włożyć aby go posiąść.

Inne recenzje z serii:

  • Millennium (Season 1)
  • The X-Files: The Truth and the Light
  • The X-Files: Fight the Future

    Polska (nieoficjalna) strona serialu Millennium

  • Najnowsze recenzje

    Komentarze