Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
David Julyan

Insomnia (Bezsenność)

(2002)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 20-10-2013 r.

Remake – ten trend kinowy zazwyczaj nie cieszy się zbyt dobrą opinią, z uwagi na wtórność i słabszą jakość wobec oryginału, a także coraz większą częstotliwość pojawiania się w repertuarze. Mimo wielu, zazwyczaj słusznych zarzutów, trafiają się jednak i lepsze ”wznowienia”. Do tego nielicznego grona należy zaliczyć Bezsenność Christophera Nolana – amerykańską wersję norweskiego thrillera z 1997 roku, o tym samym tytule. Brytyjski reżyser, będąc świeżo po sukcesie Memento, po raz kolejny potwierdził swój wielki talent, kręcąc trzymający w napięciu thriller z doborową obsadą. Nie licząc aktorów, w ekipie nie było zbyt wielkich roszad względem Memento. Za świetne zdjęcia odpowiadał więc znów niezawodny Wally Pfister, zaś klimatyczną muzykę ponownie stworzył David Julyan.

Już przy Memento Julyan dał się poznać, jako specjalista od nietuzinkowych, często niełatwych w odbiorze, mrocznych, ambientowych brzmień. W Bezsenności kompozytor nie tylko nie porzucił tego stylu, a wręcz rozwinął go dalej, wzbogacając o żywe instrumenty, głównie smyczki. Efekt ten prezentuje się naprawdę bardzo dobrze w majestatycznym utworze Glacius, czy też końcowych Let Me Sleep i Closing Titles. Oczywiście, jak na Julyana przystało, większość materiału muzycznego stanowi ww ambient. Dlatego też czasem trudno odróżnić od siebie utwory na albumie, gdyż spajają się w jedną, hipnotyzującą całość. Należy jednak pochwalić kompozytora za ten ponury, ale wielce intrygujący klimat. Słuchać, iż jest to przemyślany score, a nie jedynie pusta plama dźwięku. Poza tym, miejscami muzyka przebudza się z tego swoistego letargu, oferując nam dynamiczniejsze fragmenty, jak chociażby Kay’s Bag, poniekąd Walter’s Apartment i Walter’s Lake House, czy też trzymające w napięciu Fog (w filmie jedna z lepszych, kluczowych scen). Z drugiej strony są też i nuty o bardziej stonowanym, lżejszym i wręcz romantycznym zabarwieniu, jak np. tematy Kaya (Kay’s Theme i Kay’s Funeral) i Ellie (Ellie’s Theme).

Jednak największą zaletą tej ścieżki, jak i też innych prac Brytyjczka jest doskonałe współgranie z obrazem. Julyanowi idealnie udało się oddać klimat filmu i nieprzyjemnego otoczenia w jakim rozgrywa się akcja tegoż. Naprawdę trudno wyobrazić sobie lepszą oprawę muzyczną dla thrillera rozgrywającego się w zimnej scenerii Alaski, w dodatku w czasie bezkresu dnia polarnego.

Niestety – co też jest w sumie znakiem rozpoznawczym Davida Julyana – muzyka ta wiele traci poza obrazem. O ile w filmie to specyficzne brzmienie spisuje się wyśmienicie, budując odpowiednio gęstą atmosferę, o tyle na płycie muzyka ta zwyczajnie może męczyć. Szczególnie środek albumu zdaje się strasznie dłużyć, zlewając się w jedną całość, jako żywo przypominając tym samym wielkie, śnieżne połacie okołobiegunowe, które zdają się nie mieć końca. Tak więc wielbiciele barwniejszych i różnorodniejszych kompozycji, podczas odsłuchu krążka mogą się poczuć, jak w niewłaściwym filmie lub też, choć tytuł zupełnie na to nie wskazuje, po prostu usnąć. Co nie zmienia faktu, że albumowo to jeden z atrakcyjniejszych soundtracków Davidów Julyana. W ogóle, miłośnicy minimalistycznych brzmień z klimatem powinni być ukontentowani. Ryzyko należy więc podjąć samemu, ale też i warto dać tej kompozycji szansę, nie zapominając jednakowoż o jej mroźnym, filmowym rodowodzie i nieprzyjaznej naturze.


Powyższy tekst jest lekko poprawioną i lekko uzupełnioną wersją recenzji zamieszczonej na portalu www.muzykafilmowa.pl

Najnowsze recenzje

Komentarze