Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Angelo Badalamenti

For the Record: Angelo Badalamenti (kompilacja)

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 28-03-2014 r.

Nazwiska Angelo Badalamentiego raczej próżno szukać wśród fanowskich list ulubionych kompozytorów naszego gatunku. Szeroko znany głównie z tematu do pewnego serialu telewizyjnego – to w zasadzie jedyne skojarzenie miłośników muzyki filmowej. Dość krzywdzące i niesprawiedliwe. Najwłaściwszym wprowadzeniem w tą zasłużoną dla muzyki filmowej postać oraz prezentacją wszystkiego tego, co wartościowe i raczej najlepsze w jego muzyce (nie tylko filmowej) będzie zatem forma kompilacji. A jest nią specjalny, okolicznościowy album For the Record, wydany przy okazji Międzynarodowego Festiwalu w Gandawie w 2008 roku, kiedy to Badalamenti otrzymał nagrodę World Soundtrack Award za całokształt twórczości. Na 2-płytowym wydawnictwie znalazła się muzyka nagrana wykonana na koncercie przez muzyków Filharmonii Brukselskiej (Orkiestra Flandrii) pod batutą znanego dyrygenta Dirka Brosse. Zazwyczaj kompozytorskie kompilacje pozostawiają nieco do życzenia – pomijanie znaczących prac, kompromisy dotyczące ilości materiału, wreszcie rażące odstępstwa od wykonań oryginalnych (w przypadku re-recordingów). Na szczęście album poświęcony Angelo Badalamentiemu to jeden z naprawdę niewielu, co do których nie mam właściwie obiekcji.

Gdybym miał scharakteryzować twórczość 78-letniego dziś Amerykanina kilkoma przymiotnikami, byłyby to mroczna liryka, tęsknota, melancholia oraz emocje. Badalamenti jest twórcą „starej szkoły”, jego muzyka choć nietuzinkowa w wyrazie i mocno charakterystyczna dla tego twórcy, jest mocno osadzona w klasycznym brzmieniu, tematyce i ogólnie pojętej harmonii. Być może właśnie dlatego posiada ten istotny dla kompozytorów z prawdziwego zdarzenia charakter i przez to na dłużej pozostaje w słuchaczu. Charakterystycznemu stylu Badalamentiego najbliżej do takich nazwisk jak Michael Nyman, Wojciech Kilar czy też Howard Shore, z których muzyki emanuje ukryty mrok, nostalgia ale też i spora doza podskórnej liryki. Jak sam urodzony na Brooklynie twórca podkreśla: „Moje kompozycje były opisywane jako tragicznie piękne. W to właśnie dokładnie celuję. Myślę, że pochodzi to z mojej fascynacji melodią i wewnętrznego głosu, który wywołuje pewne napięcie”.

Oczywiście Badalamenti to David Lynch, i trudno nie zacząć recenzji tego rodzaju kompilacji od wieloletniej współpracy kompozytora z tym wybitnym twórcą filmowym. Mistyczne, intrygujące, utrzymane w klimacie noir są dwie kompozycje z ich pierwszej wspólnej pracy, słynnego Blue Velvet. Nie inaczej prezentują się także mroczne, stonowane napisy początkowe z Mullholland Drive. Zaskoczeniem z pewnością będzie Dark Spanish Symphony z równie sławnej Dzikości serca. Jaka sama nazwa wskazuje, to utrzymany w mroczno-romantycznej tonacji piękny temat z elementami muzyki latynoskiej (min. gitara i kastaniety). I w końcu legendarna muzyka z serialu Twin Peaks, podana w formie 8-minutowej, wspaniale zaaranżowanej suity, łączącej nieco idealistyczny, emocjonalny temat Laury Palmer z tematem głównym. Wielkie brawa należą się brukselskiej orkiestrze, która dokonała spektakularnej, symfonicznej interpretacji materiału, nie gubiąc ducha (i przede wszystkim klimatu!) oryginału. Tak więc znajdziemy tu znane, kojące tempo tematu głównego, jak bardzo charakterystyczne, gitarowe akordy. Do tej interpretacji miałem najwięcej obaw, jednak jest jednym z definitywnych highlightów tego wydawnictwa. Na dokładkę można usłyszeć również elegancję tematu z Prostej historii – ciepłego w wyrazie filmu Lyncha, do którego Badalamenti sięga po akustyczną gitarę i proste, subtelne brzmienie (ujmujący jest dialog wiolonczeli ze skrzypcami w Rose’s Theme Duet). To dowód na to, iż twórca ten potrafi wyjść poza swoją ‘strefę bezpieczeństwa’ i stworzyć coś zgoła innego.

Ciekawa jest również współpraca kompozytora z innym wizjonerem kina, Francuzem Jean-Pierre Jeunetem. Dziwaczną acz bardzo interesującą ilustrację napotkamy w muzyce z Miasta zaginionych dzieci. Mamy tu typowy dla twórcy muzyczny smutek oraz nostalgię, lecz także akordeon oraz surrealistyczną muzykę pod sekwencję tytułową z użyciem gwałtownych w wyrazie smyczek. Klasą samą dla siebie jest ekstremalnie melancholijna piosenka z tego filmu w wykonaniu Marianne Faithful, która oczywiście również użyczyła swojego głosu dla tego nagrania. To unikalne brzmienie pozostaje w słuchaczu na długo, przenosi w świat mrocznej nostalgii, marzeń, właśnie trudnego do zdefiniowania świata przyszłości, który na ekranie wyczarował Jeunet ze swoim reżyserskim partnerem, Marciem Caro. Innego rodzaju muzyka to Bardzo długie zaręczyny, gdzie Badalamenti jest bezwstydnie melodramatyczny, naturalnie w swoim charakterystycznym stylu: sentymentalny smutek oraz nasączona mrokiem dramatyka. Ale jakże pięknie. W podobnym tonie utrzymany jest fragment z Granic namiętności (Edge of Love), z bonusową piosenką retro, śpiewaną przez Beth Rowley. Nieco inne oblicze romantyzmu usłyszeć można w temacie miłosnym z Kuzynów, gdzie elegancki, nieco kilarowski walc prezentuje romantyzm, ale już w lżejszym wydaniu.

Znalazło się też miejsce na prezentację kilku mniej znanych tytułów z filmo- i dyskografii twórcy. Taką jest na pewno monochromatyczna ilustracja z francuskiego Przeciwnika (L’adversaire), oparta na syntezatorowym tłu. Niejaką atrakcją wydania będą na pewno dwa utwory z wokalem Doloros O’Riordan z formacji The Cranberries. Hipnotyzujące, oddalone brzmienie z włoskiej produkcji Evilenko (Morderca ze wschodu) z uduchowionym tekstem, połączonym z basową gitarą oraz elektroniką na pewno znajdzie swoich fanów. Ponieważ to aranżacja z pewnością daleko wykraczająca poza sztampę większości filmowych piosenek. Niebanalną próbkę muzyki stanowi dłuższa suita z Comfort of Strangers (niedawno ponownie wydane przez Quartet Records), w której Badalamenti łączy elementy wytwornej symfonii z muzyczną egzotyką (etniczne flety i bębny).

Bardzo łakomym kąskiem będą też trzy kompozycje Badalamentiego będące muzyką okolicznościową czy też około filmową. 10-minutowa suita z cyklu programów prezentujących słynnych aktorów amerykańskich (Inside the Actor’s Studio) stanowi świetny sampler twórczości kompozytora – nostalgiczny, harmonijny, elegancki kawałek muzycznego grania. Podobny jest emocjonalny Snapshot From Prague. Słuchając tego kawałka mogę wyobrazić sobie spacer kameralnymi uliczkami czeskiej stolicy w jakiś jesienny dzień. Z pewnością muzyka 78-letniego nestora potrafi pobudzić wyobraźnię. I gdy już myślimy, iż możemy go zaszufladkować, na samym końcu kompilacji odnajdziemy temat olimpijskiej pochodni skomponowany specjalnie pod zmagania Igrzysk 1992 roku w Barcelonie. Badalamenti tworzy przebojową, sportowo uduchowioną ilustrację, wykorzystując fanfarujące dęte, nucący chór i marszowy werbel, co w momentach przypominało mi muzykę Williamsa…z Gwiezdnych wojen dotyczącej rebelii. Utwór ten ma podobnie antyczny charakter co choćby muzyka Miklosa Rozsy z Ben-Hura czy też inna, znana olimpijska kompozycja Basila Poledourisa pt. Traditions of the Games. Jak sam Badalamenti stwierdza: ”To było jak komponowanie pod scenę dramatyczną. Kulminacją widowiska była strzała wystrzelona z łuku i zapalająca znicz (…) Całość była ściśle zaplanowana, aby akompaniować dramatyzmowi sytuacji, która rozgrywała się na stadionie.”.

Omawiany tu album jest jedną ze zdecydowanie najlepszych i najbardziej przemyślanych kompilacji kompozytorskich z jaką miałem do czynienia (a trochę ich już poznałem). Jej wartość podnosi także fakt, iż tyczy się ona relatywnie mało popularnego kompozytora, którego dokonania w gatunku trudno przecenić. Jest to świetne wprowadzenie do jego twórczości jak i jej podsumowanie, tym bardziej, że muzyka Angelo Badalamentiego powszechnie również nie jest zbył łatwo dostępna. Nie mówiąc już o tym, iż część zawartego tutaj materiału nie jest dostępna w ogóle w formie oficjalnego wydania. 2-płytowy album zawiera półtorej godziny muzyki i do nabycia był poprzez stronę festiwalu w Gandawie. Piszę „był”, ponieważ niestety w obecnej chwili nie jest już w sprzedaży bezpośredniej (przynajmniej na stronie festiwalu nie figuruje już ‘sklepik’ płytowy; wydano również podobne albumy poświęcone min. Mychaelowi Dannie czy Gabrielowi Yaredowi). Charakteryzuje go elegancka forma oraz 20-stronnicowa książeczka, w której możemy znaleźć biografię, zdjęcia oraz wywiad z kompozytorem. Pewnym wyjściem z sytuacji jest alternatywne, 1-płytowe wydanie Varese Sarabande (okładka po prawej), pomijające jednak część materiału z drugiego krążka (min. piosenki O’Riordan), ale w sumie zachowujące najważniejsze kompozycje. Zaskakuje czystość nagrania a mastering, który chwali Badalamenti i wygląda tak, jakby był to materiał nagrywany w warunkach studyjnych. Dla porównania, podobna kompilacja poświęcona Hansowi Zimmerowi (The Wings of a Film) z innego koncertu w Gandawie zawiera odgłosy czy oklaski z widowni. Trudno mi znaleźć wady tego wydania – forma, treść, wykonanie, różnorodność, przygotowanie materiału, stoją na bardzo wysokim poziomie i taką też otrzymują ocenę.

Najnowsze recenzje

Komentarze