Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Fumio Hayasaka

Shinichin no Samurai (Siedmiu samurajów)

(1954/2001)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 07-12-2014 r.

Gdybym miał wybrać moment przełomowy dla japońskiej muzyki filmowej, bez chwili zastanowienia postawiłbym na rok 1954. Wtedy to bowiem powstały trzy partytury kluczowe dla rozwoju filmówki w Kraju Kwitnącej Wiśni. Pierwsza z nich to niezapomniana Godzilla Akiry Ifukube, ścieżka, która przetarła szlak dziesiątkom score’ów skomponowanych do filmów z rodzaju tzw. monster movies. Drugą ważną pozycją, która powstała w tymże roku, było Miyamoto Musashi Ikumy Dana. Niestety nigdy nie została ona wydana, ani w formie pełnego soundtracku, ani nawet pojedynczego utworu wrzuconego na jakąkolwiek kompilację. Trzecią i ostatnią ścieżką dźwiękową w tej stawce jest Siedmiu samurajów, która została skomponowana przez Fumio Hayasakę. Co ciekawe, każda z wyżej wymienionych prac prezentuje zupełnie inne oblicze. Ifukube do obrazu Hondy napisał muzyką silnie odwołującą się do jego wcześniejszej twórczości koncertowej. Monumentalny score Ikumy Dana do filmu Miyamoto Musashi w reżyserii Hiroshiego Inagakiego jest z kolei zakorzeniony w dokonaniach europejskich kompozytorów XIX i XX wieku. Natomiast Siedmiu samurajów Hayasaki to dzieło zgoła inne od wyżej wymienionych, odrębne zarówno pod względem melodycznym oraz instrumentacyjnym, ale i także koncepcyjnym. To właśnie ta partytura będzie przedmiotem niniejszej recenzji.

Legendarnych Siedmiu samurajów Akiry Kurosawy chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Opowieść o wieśniakach ciemiężonych przez lokalnych bandytów, którzy postanawiają wynająć grupkę biednych roninów w celu ochrony swojej ziemi, należy bez dwóch zdań do absolutnej klasyki kina. Obraz Kurosawy szybko stał się inspiracją dla wielu twórców. Na jego podstawie powstała Bitwa wśród gwiazd (Battle Beyond the Stars), a także jeden z najsłynniejszych westernów, Siedmiu wspaniałych Johna Sturgesa (na marginesie, film ten tak bardzo przypadł do gustu Kurosawie, że wysłał on Amerykaninowi, w ramach uznania, oryginalną, japońską katanę). Wpływ, jaki wywarł film Kurosawy, nie ogranicza się jedynie do kina. Fabuła piątej części Mrocznej wieży Stephena Kinga bazowała właśnie na pomyśle zaczerpniętym z Siedmiu samurajów. Zaskakuje również imponująca realizacja scen bitewnych (doskonały montaż, zastosowanie techniki slow-motion). To jednak tylko wierzchołek góry lodowej i zapewne musiałbym poświęcić kilka kolejnych akapitów, aby opisać wszystko, co tyczy się najsłynniejszego filmu Kurosawy. Dlatego też czas zwrócić się w stronę motywu przewodniego tego tekstu, czyli muzyki Fumio Hayasaki.

Urodzonego w Sendai kompozytora można śmiało określić ojcem japońskiej muzyki filmowej. Nie jest to bezpodstawne, albowiem Hayasakę od jego ówczesnych kolegów po fachu wyróżniało zupełnie inne podejście do filmowej ilustracji. Podczas gdy większość kompozytorów i reżyserów stawiała na schematyczną i niewyróżniającą się ścieżkę dźwiękową, Japończyk uważał, że komponowanie muzyki filmowej to coś więcej niż tylko odtwórcze tapetowanie filmów. Do tego dochodziło zwrócenie uwagi przez Hayasakę w stronę zachodniej muzyki, w tym jazzu, co było niespotykane w tamtym czasie w Japonii. Dzięki temu, z początkiem lat 40., a zatem w okresie, kiedy Akira Ifukube nie miał na koncie ani jednej ścieżki dźwiękowej, rozpoczął się triumfalny pochód Hayasaki w branży filmowej. Wkrótce, przyjmując coraz ciekawsze i wymagające projekty, spotkał jednego z najbardziej perspektywicznych reżyserów młodego pokolenia, Akirę Kurosawę. W 1948 roku napisał muzykę do Pijanego anioła. Był to początek jego współpracy ze słynnym reżyserem. Poszukiwanie przez Hayasakę muzycznych inspiracji w Europie i Ameryce Północnej doskonale korespondowało z filmowymi preferencjami Kurosawy. Wszak reżyser ten jest w Kraju Kwitnącej Wiśni bardziej postrzegany jako twórca kina zachodniego niż stricte japońskiego. Stąd też obydwaj twórcy doskonale się rozumieli i rozpoczęli trwającą 9 lat współpracę. Zrealizowali osiem produkcji (wliczając w to Żyję w strachu z 1955 roku – podczas komponowania muzyki do tego filmu Hayasaka zmarł, a partyturę dokończył Masaru Sato). Były to prawie wszystkie obrazy, które zrealizował w tym okresie Kurosawa. Użyłem określenia „prawie”, ponieważ w przypadku Pojedynku w ciszy z 1949 roku stanowisko kompozytora odstąpił na moment swojemu bliskiemu przyjacielowi, Akirze Ifukube. Jednak już rok później wrócił do roli nadwornego kompozytora Kurosawy, pisząc ścieżkę dźwiękową do słynnego Rashomona – pierwszego japońskiego filmu, który zyskał światowy rozgłos. Wspominam o tym filmie nieprzypadkowo. To właśnie w tej produkcji Kurosawa po raz pierwszy sięgnął po samurajską tematykę. Jednak Siedmiu samurajów było produkcją dużo ambitniejszą od strony realizacyjnej i stanowiło niemałe wyzwanie dla reżysera i kompozytora.

Hayasaka zrobił dokładnie to. co potrafił najlepiej, czyli połączył wpływy zachodniej oraz wschodniej muzyki. O ile używanie tego sformułowania wkracza niebezpiecznie na grunt populizmu (wszak można to powiedzieć o zdecydowanej większości japońskich kompozytorów), to jednak wykorzystanie go w przypadku pracy muzyka, który w swoim ojczystym kraju jako pierwszy dokonał fuzji muzycznych kultur w branży filmowej, jest z pewnością odpowiednie i warte zaznaczenia. Hayasaka rozpisał swoją partyturę na chór, klasyczną orkiestrę, orientalne perkusjonalia oraz… saksofony. Niewątpliwie wykorzystanie tych ilustrowanie w ilustrowaniu szesnastowiecznej opowieści było bardzo odważnym krokiem, tym bardziej, że Hayasaka niemal całkowicie wyzbywa się ludowych instrumentów, nie licząc wspomnianych perkusjonaliów. Zastosowanie ich mogłoby się wydawać bardzo oczywistym posunięciem, podkreślającym miejsce i czas akcji filmu. Kompozytor miał jednak dużo mniej konwencjonalne podejście do pisania muzyki filmowej, skądinąd niepierwszy już raz. Sam Kurosawa stwierdził po latach, że dopóki nie spotkał Hayasaki muzykę filmową traktował jedynie jako mało znaczące tło filmowych wydarzeń. Obok zastosowania nietypowego instrumentarium, Siedmiu samurajów Hayasaki wyróżnia także użycie wagnerowskich lejtmotywów. Poszczególne tematy to jednak nie tylko melodie. Niektóre z nich bazują na specyficznym wykorzystaniu chóru czy też perkusjonaliów.

Perkusja buduje Titles (Seven Samurai), które podpowiada słuchaczowi, że będziemy mieć do czynienia z nietuzinkową partyturą. Ta posępna kompozycja, oparta jest jedynie o niskie partie na fortepian oraz perkusjonalia, w tym bębny taiko, wygrywające prosty i niemalże hipnotyzujący rytm. Towarzyszy ona skąpanymi w czerni napisom początkowym. Zaraz po nich widzom ukazuje się szeroki horyzont, na którym wyłaniają się bandyci dręczący pobliskie wioski. I choć muzyka ustępuje wraz z sekwencją zawierającą napisy, to właśnie dla nich Hayasaka napisał ten rytmiczny utwór. Co prawda na płycie jest to pierwszy i ostatni raz, kiedy możemy usłyszeć ten motyw w pełnej krasie (na krótko pojawi się jedynie w Foreboding of Bandits), niemniej w filmie pojawia się on jeszcze kilkukrotnie, przede wszystkim w drugiej połowie filmu, ilustrując sceny związane z przybyciem bandytów. Następujący zaraz po nim To the Watermill prezentuje kolejny ciekawy pomysł Japończyka – basowy, mruczący, męski chór, tworzący coś na kształt lamentu terroryzowanych wieśniaków. Ciekawie wypada zwłaszcza, gdy drużyna samurajów po raz pierwszy, w komplecie, przybywa do wioski. Hayasaka prowadzi wtedy chór znacznie wyżej, a także ogranicza dysonanse, dzięki czemu ilustracja tej sceny nabiera pozytywnego wydźwięku.

Fundamentem partytury jest jednak znakomity motyw przewodni, który pojawia się po raz pierwszy w trzeciej ścieżce i pozostaje z nami aż do samego końca albumu. Ten heroiczny, przepełniony dumą marsz stanowi temat samurajskiej drużyny. Pomimo tego, że Kurosawa bardzo wyraźnie nakreślił portrety psychologiczne każdego z siódemki roninów, Hayasaka nie napisał osobnych motywów dla poszczególnych postaci (z jednym wyjątkiem, ale o tym później). W zamian za to, w ilustracji poczynań głównych bohaterów Japończyk sięga właśnie po motyw przewodni. W ten sposób Hayasaka podkreśla nierozłączność samurajskiej drużyny. Melodia ta pojawia się na albumie wielokrotnie w kilku różnych aranżacjach, w tym w formie elegii na solową waltornię. Jest to kolejne odwołanie do zachodnich metod ilustracyjnych, których ówcześnie próżno było szukać w japońskiej kinematografii. Zsumowanie zarówno walorów czysto muzycznych, jak i funkcjonalnych pozwala postawić wyżej opisywany motyw w panteonie najznakomitszych melodii, jakimi obdarowała nas japońska muzyka filmowa. Dwa piosenkowe covery tematu Hayasaki znajdziemy na wydanej przez Screen Archives składance Film Music of Akira Kurosawa: The Complete Edition Box-Set No. 2

Być może niektórzy miłośnicy muzyki poważnej w motywie Hayasaki odnajdą podobieństwa z melodią skomponowaną przez Jeana Sibeliusa, którą możemy usłyszeć w utworze En Saga – Vanska z 1892 roku. Mając na uwadze fakt, że twórczość fińskiego kompozytora była ówcześnie bardzo popularna w Japonii, nie można wykluczyć, że gdy Hayasaka pisał muzykę do Siedmiu samurajów, inspirował się twórczością Sibeliusa.

Bardzo ciekawie przedstawia się materiał skomponowany specjalnie dla samuraja o imieniu Kikuchiyo (w tej roli niezawodny Toshiro Mifune). Jest to prawdopodobnie najbardziej charakterystyczna postać z Siedmiu samurajów. Kurosawa przedstawia go jako żartobliwego, charyzmatycznego, ale także impulsywnego ronina, co znakomicie uwypuklił słynny aktor, który dostał zgodę od reżysera na improwizowanie w większości scen ze swoim udziałem. Jego temat usłyszymy najpierw w drugiej części Kanbei & Katsushiro/Kikuchiyo’s Mambo i będzie on, jak przystało na lejtmotyw z prawdziwego zdarzenia, pojawiał się w scenach z udziałem Kikuchiyo. Aby muzycznie zinterpretować tę postać, Hayasaka sięgnął po… mambo. Podobno pomysł ten podsunął mu sam Kurosawa. W nawiązaniu do tego kubańskiego tańca główny temat prowadzi barytonowy saksofon, któremu towarzyszą bongosy. W ten sposób Hayasaka znakomicie odzwierciedlił rubaszność i młodzieńczą werwę postaci odgrywanej przez Mifune. Interesująca jest również interpretacja samej melodii. Aby zaznaczyć to, że Kikuchiyo – pomimo tego, iż jest najbardziej ekscentrycznym samurajem z całej siódemki – jest nieodłączną częścią drużyny, Hayasaka rozpoczyna skomponowany dla niego motyw dokładnie od tych samych nut, które inicjują temat samurajów.

Ostatnim z najważniejszych tematów omawianej ścieżki jest dość nietypowy motyw miłosny. Z początku poznamy go w filmowej introdukcji postaci Shino, wieśniaczki, w której zakochuje się najmłodszy z samurajów, Katsushiro – na płycie jest to utwór Morning Departure. Ten ekspresyjny temat z początku przydzielony jest jedynie młodej dziewczynie, a dopiero później, w miarę rozwijania relacji z Katsushiro, przeradza się w motyw romansu. Wszystkie trzy najważniejsze tematy (drużyny, Kikuchiyo oraz miłosny) stanowią kanwę jednego z najlepszych utworów na płycie, Interlude. Znamiennym wydaje się fakt, że jest to kolejne odniesienie do zachodniego kina. Wszak interludia znajdziemy w wielu hollywoodzkich widowiskach z okresu golden age. Tak też wzorem tamtejszych kompozytorów, Hayasaka stworzył pięciominutową suitę przeznaczoną pod tę wstawkę. Na tym jednak baza tematyczna się nie kończy. Japończyk napisał także kilka pomniejszych motywów, np. sielskie Harvesting czy też wesołe Farm Village Scenery. Nie odgrywają one jednak większej roli w recenzowanej partyturze, dlatego też nie będę się przy nich zatrzymywał. Warto jednak zwrócić uwagę na durowy motyw poszukiwań samurajów z utworów Samurai Search, w którym ośmionutowa fraza na instrumenty dęte blaszane przeplata się ze zdublowanym glissandem na smyczki.

Pomimo tego, że w opisie soundtracku możemy przeczytać szumną zapowiedź, że jest to complete score, nie jest to cały materiał nagrany przez Hayasakę. Na krążek nie trafiło około 10 minut muzyki. Mowa tutaj oczywiście o oryginalnej, japońskiej edycji Siedmiu samurajów, która trwa prawie 210 minut (do niektórych krajów trafiły wersje okaleczone o kilkadziesiąt minut, a nawet o całe półtorej godziny). Jakkolwiek, soundtrack po raz pierwszy ukazał się na rynku, o zgrozo, dopiero w 2001 roku, nakładem Toho Music, dzięki któremu możemy się cieszyć także innymi partyturami napisanymi do pierwszych filmów Kurosawy. Wcześniej mieliśmy do dyspozycji jedynie wydany w 1978 roku rerecording zawierający 25-minutową suitę z Siedmiu samurajów oraz nieco krótszy zbiór muzycznych motywów z Rashomona. Orkiestracje różnią się jednak wielce od tych zawartych od tych na oryginalnym nagraniu. Zdecydowanie polecam więc omawianą edycję. Jedyny rerecording motywów z Siedmiu samurajów, który może równać się z oryginałem, nagrał niezawodny Tetsuji Honna z Japan Philharmonic Orchestra. Mam tutaj na myśli dwa utwory, które trafiły na kompilację Artistry of Fumio Hayasaka.

Naturalnie nie wszyscy będą zadowoleni z tego albumu. Jest tu bowiem sporo krótkich utworów, które mogą nieco zaburzać odsłuch albumu i zapewne co poniektórzy usunęliby kilka mniej znaczących ścieżek. Dziwi zupełnie niezrozumiałe pozostawienie sfx-ów w To the Night Attack oraz następującym zaraz po nim Flag. Również zamieszczenie na albumie pieśni wieśniaków Rice Planting Song, będącej jedynym elementem partytury Hayasaki, który w całości stara się imitować muzykę źródłową, raczej nie zaliczymy na plus tego wydania. Ponadto nie jest to pozycja dla audiofilów. Oczywiście wypominanie słabej jakości dźwięku materiałowi nagranemu w latach 50. byłoby sporym nieporozumieniem, niemniej słuchacze, którzy przywykli do współczesnych soundtracków, być może nie odnajdą się w tym, bądź co bądź, archaicznym brzmieniowo albumie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Osobiście nie wyobrażam sobie innego nagrania muzyki Hayasaki, choćby nawet było maksymalnie wierne oryginałowi. Po prostu słuchając soundtracku z Siedmiu samurajów łatwo wyczuć, że ma się do czynienia z dziełem historycznym, zwłaszcza po obejrzeniu wiekopomnego filmu Kurosawy

Dziś nie już tak łatwo zrozumieć, jak wielki wpływ wywarła ta muzyka na rozwój japońskiej muzyki filmowej. Dla przykładu wystarczy wymienić znakomitą ścieżkę dźwiękową do Straży przybocznej autorstwa Masaru Sato. Nowatorskie wykorzystanie tamże saksofonów nie było bezpośrednim odniesieniem do zachodniej muzyki, a właśnie rozwinięciem muzycznych myśli Hayasaki. Co prawda Hayasaka dał się poznać jako nieprzewidywalny kompozytor już podczas pracy przy kilku wcześniejszych filmach (zwłaszcza w Rashomonie), niemniej jednak to właśnie w Siedmiu samurajach jesteśmy w stanie w pełni docenić kunszt tego artysty. Można nawet uznać tę pracę za jego opus magnum, pełne muzycznych smaczków, świetnego klimatu, a także doskonale odnajdujące się po włożeniu w filmowe ramy. Niestety, kilkanaście miesięcy po premierze filmu Kurosawy Hayasaka zmarł na gruźlicę w wieku zaledwie 41 lat. Rolę nadwornego kompozytora Kurosawy przejął po nim jego uczeń, wspomniany Masaru Sato. Zastawiające jest, co by było, gdyby Hayasaka skomponował muzykę do kolejnych filmów japońskiego reżysera. Tego oczywiście nigdy się nie dowiemy, niemniej muzyczna wartość, jaką posiada ścieżka dźwiękowa z Siedmiu samurajów, pozwala sądzić, że straciliśmy go stanowczo za wcześnie.

Najnowsze recenzje

Komentarze