Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kunio Miyauchi

Gasu Ningen Dai Ichigo (Human Vapor, the)

(1960/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 30-12-2014 r.

Gasu Ningen Dai Ichigo z 1960 roku, znany szerzej jako The Human Vapor, należy, nieoficjalnie, do tzw. „trylogii mutantów Toho”. Pozostałymi filmami z tej trójki są Secret of the Telegian, który miał premierę w tym samym roku oraz The H-Man z 1958 roku, aczkolwiek moglibyśmy się doszukać wielu innych tytułów, wyprodukowanych przez Toho, oscylujących wokół podobnej tematyki. The Human Vapor, wyreżyserowana przez samego Ishiro Hondę, opowiada o bibliotekarzu, który zostaje poddany niebezpiecznemu eksperymentowi. W pewnym momencie naukowcy tracą kontrolę nad doświadczeniem, przez co główny bohater zamienia się w parę. Z czasem okazuje się jednak, że może on przybierać zarówno postać ludzką, jak i gazową. Tę zdolność próbuje wykorzystać na własną korzyść, obrabowując banki. Z czasem staje się on najbardziej poszukiwanym przestępcą w Japonii.

Za powstanie filmu odpowiadała trójki z czwórki „ojców Godzilli” – wspomniany wyżej Ishiro Honda, producent Tomoyuki Tanaka oraz spec od efektów specjalnych, Eiji Tsubaraya. Zabrakło jedynie Akiry Ifukube, którego na fotelu autora ścieżki dźwiękowej zastąpił młody Kunio Miyauchi. Kompozytor ten żył w latach 1932-2006. Jak łatwo policzyć, w momencie ilustrowania produkcji Hondy, miał zaledwie 28 lat. Był to właśnie początek jego kariery w branży filmowej – The Human Vapor to dopiero drugi, pełnometrażowy obraz do którego napisał score. Do najważniejszych produkcji, które później okrasił swoją muzyką należą seriale telewizyjne Ultra Q i Ultraman. Do tego wypada wspomnieć o skomponowaniu przez niego muzyki do jednego z filmów z serii o Godzilli, Godzilla’s Revenge (Rewanż Godzilli). Co ciekawe, na wydanej cztery lata później, w 1964 roku, amerykańskiej edycji The Human Vapor zabrakło muzyki Japończyka. W zamian za nią wykorzystano, z bardzo miernym skutkiem jak głoszą zachodnie recenzje, partyturę Paula Sawtella z filmu Mucha z 1958 roku, będącego pierwowzorem słynnego filmu Davida Cronenberga. Na szczęście to właśnie oryginalna ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Miyauchiego, doczekała się wydania płytowego i to ona będzie przedmiotem niniejszej recenzji.

Już pierwszy utwór zdradza nam główny, muzyczny pomysł Miyauchiego. W Main Title – The Human Vapor, towarzyszącemu otwierającej film scenie napadu na bank, za pomocą elektronicznych tekstur próbuje, z niezłym skutkiem, oddać zdematerializowaną, siejącą grozę, tytułową postać obrazu Hondy. Te eksperymenty będą się pojawiać w większości sekwencji z udziałem „ludzkie pary”, ale to właśnie w pierwszym utworze na płycie wypadły najbardziej przekonująco. Inna sprawa, że te dźwięki, co mogę stwierdzić z dużą pewnością, dadzą słuchaczowi we znaki. Ich wartość jest czysto funkcjonalna i ciężko mi wyobrazić sobie odbiorcę rozpływającego się w tych eksperymentach brzmieniowych. Z głównym bohaterem filmu Hondy, Miyauchi, identyfikuje także czteronutowy motyw na trąbki, który również możemy odnaleźć w otwierającej album kompozycji. Japończyk wraca do niego wielokrotnie, min. w ciekawym The Shadow. Jego rola ogranicza się jednak do bycia fundamentem dla underscore’u, którego jest niemalże pełna omawiana partytura. Kompozytor skupia się na dość dosłownym cytowaniu filmowych wydarzeń, głównie budując suspens w poszczególnych scenach – niektórzy recenzenci zwracają uwagę na inspiracje kultową Psychozą Bernarda Herrmanna, choć ja, osobiście, nie jestem o tym do końca przekonany. Jakkolwiek, skrupulatne podążanie przez Japończyka za filmową akcją rzutuje na to, że The Human Vapor słucha się ciężko, choć ta sama muzyka, w połączeniu z kadrami, należycie im służy.

Na pomoc słuchaczowi przychodzi kilka pomniejszych motywów. Rozpoczynający się od wejścia solowej trąbki (Miyauchi początkowo chciał zostać trębaczem, ale z powodu zachorowania na gruźlicę, musiał porzucić te marzenia) Dragon (1) i bliźniaczo do niego podobny Dragon (2) oferuje nam coś na kształt klubowej muzyki lat 50-tych. Jest to jeden z najbardziej wyrazistych momentów ilustracji, daleki od dysonujących faktur, niestety, nudnego underscore’u. Możemy jeszcze wyróżnić krótki motyw doktora Sano, przewijający w kilku utworach (min. Fujichiyo And The Human Vapor oraz Dr. Sano). Jego rola, podobnie jak tematu „ludzkiej pary”, jest czysto ilustracyjna, dlatego o ile dobrze radzi sobie w filmowych ramach, o tyle na płycie stanowi niezbyt frasujący słuchacza element partytury. Do elementów urozmaicających, choć niekoniecznie ulepszających (a nawet wprost przeciwnie), recenzowaną ścieżkę należą wstawki muzyki źródłowej, głównie folklorystycznych pieśni. Usłyszymy je w House Search oraz w dwóch utworach Demon of Emotions, z czego jeden z nich trwa… ponad 10 minut. Wszystkie trzy ścieżki, zawierają łącznie ponad kwadrans tradycyjnej muzyki. To zdecydowanie za dużo, dla zachodniego odbiorcy, który nie jest przyzwyczajony do tego rodzaju brzmień. Z pewnością mogą się one okazać dla niego próbą cierpliwości.

Nie licząc motywu z dwóch utworów Dragon, prawie cała reszta muzyki, o ile potrafi niekiedy zaciekawić od strony koncepcyjnej, o tyle podczas odsłuchu z odtwarzacza, bez kontekstu filmowego, może stanowić niełatwą przeprawę odbiorcy. Celowo napisałem „prawie”, ponieważ kompozycja Ending, jakby z zaskoczenia, prezentuje nam kolejną melodię, która świetnie radzi sobie zarówno na albumie jak i filmie. Ten dramatyczny, subtelnie przerażający motyw opisuje niespełnioną miłość „ludzkiej pary” do głównej bohaterki. Towarzysząc jednocześnie punktowi kulminacyjnemu filmu, staje się motorem napędowym ostatnich kadrów, a także znakomicie podkreśla ich dramaturgię. Gdyby nie właśnie ta sekwencja, można byłoby mówić, że muzyka Miyauchiego sprawdza się w filmie solidnie, ale bez fajerwerków. Tymczasem Ending doprawdy mocno akcentuje zakończenie obrazu Hondy. Preludium do wejścia tego motywu usłyszymy w poprzedzającym Ending, The Moment Approaches. Szkoda jednak, że w innych, wcześniejszych utworach nie znajdziemy żadnych symptomów zwiastujących nadejście epickiego finału. W ten sposób, Miyauchi, mógłby osiągnąć jeszcze lepszy efekt.

Do przesłuchania rzeczonego krążka, nie zachęca również montaż albumu (duża liczba utworów i ich krótki czas trwania), co jest jednak swoistym standardem dla japońskich soundtracków tamtego okresu. Do tego dochodzą, przeznaczone na sam koniec albumu, trzy utwory Demon of Emotions zawierające sfx-y wyciągnięte prosto z filmu przy czym nie zawierają one ani nuty z partytury Miyauchiego. Stanowią one w sumie, co prawda, raptem minutę, ale i tak, delikatnie mówiąc, nie wpływają pozytywnie na wrażenia jakie pozostawia po sobie recenzowany tutaj soundtrack. Zatem konstrukcja albumu w połączeniu z dużą ilością underscore’u zawartego na nim, staje się czynnikiem odpychającym potencjalnego słuchacza.

Omawiany soundtrack ukazał się po 35 latach od premiery filmu, dzięki Soundtrack Listeners Communications. Był to jedno wydawnictwo z całej serii, albowiem wytwórnia ta, w połowie lat 90-tych, wypuściła na rynek wiele japońskich score’ów z lat 50-tych i 60-tych. Czy wydanie akurat The Human Vapor było koniecznie? Myślę że wszyscy miłośnicy dawnej filmówki i kinematografii z Kraju Kwitnącej Wiśni powinni być umiarkowanie zadowoleni, przynajmniej z tego, że ktokolwiek interesuje się tymi mało znanymi kompozytorami i ich pracami. Tym bardziej, że fragmenty recenzowanej muzyki pojawiły się w innych pracach Miyauchiego, głównie w seriach o Ultramanie i Ultra Q. Jakkolwiek, w zasadzie, tylko do nich jest adresowane to wydanie. Choć sama płyta niewątpliwie broni się, przede wszystkim, świetnym Ending i kilkoma ciekawymi eksperymentami, to niemniej dla zdecydowanej większości amatorów muzyki filmowej będzie bardzo trudna do przejścia. Miyauchi osiągnął minimum – jego muzyka dobrze odnajduje się w filmie i stanowi jego dość precyzyjny kontrapunkt. Jednak podczas odsłuchu pracy Japończyka w domowym zaciszu radzi sobie już bardzo słabo. Z tego względu, wszyscy niezainteresowani tematyką dawnej, japońskiej muzyki filmowej powinni pozostawić ten score tam gdzie jest jego miejsce, w filmie.

Najnowsze recenzje

Komentarze