Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Janusz Stokłosa

Všichni moji blízcí (Wszyscy moi bliscy)

(1999/2000)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 07-01-2015 r.

Holocaust zawsze był jednym z najważniejszych tematów podejmowanych przez kino. Sześć lat II wojny światowej napisało tyle scenariuszy, że filmowcy sięgali, sięgają i jeszcze przez długi okres będą po nie sięgać. Na podstawie jednego z nich powstała czesko-polsko-słowacka koprodukcja Všichni moji blízcí (Wszyscy moi bliscy) w reżyserii Matěja Mináča. Film opowiada o żydowskiej rodzinie mieszkającej na terenie Czechosłowacji w 1938 roku. Sielskie życie zostaje wkrótce zakłócone przez agresję III Rzeszy. To wydarzenie pociągnęło za sobą rozpoczęcie prześladowań Żydów na teranie całego państwa. Znajomy jednego z członków rodziny, Anglik Nicholas Winton, postanawia zorganizować transport żydowskich dzieci (tzw. czeski Kindertransport) na Wyspy Brytyjskie pod pretekstem znalezienia im tam opiekunów zastępczych. Po wojnie większość z ocalonych już nigdy nie wróciła do swoich prawdziwych rodzin. Jakkolwiek Winton w ten sposób uratował przed holocaustem 669 dzieci. Ze względu na swoje pochodzenie (miał korzenie żydowskie) nigdy nie został odznaczony medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Mimo to zyskał sobie miano „Brytyjskiego Schindlera”.

Obraz Mináča porusza zatem wątki podobne do Listy Schindlera Spielberga i Dzieci Ireny Sendlerowej Harrisona. Analogicznie jak w przypadku tych dwóch produkcji, w powstanie filmu Mináča miało udział wielu Polaków. Począwszy od producentów (Olaf Lubaszenko, Cezary Pazura), przez aktorów (Krzysztof Kolberger, Agnieszka Wagner, Grażyna Wolszczak), na kompozytorze, Januszu Stokłosie kończąc. Muzyk ten znany jest głównie ze współpracy ze swoim przyjacielem, reżyserem teatralnym Januszem Józefowiczem. Pomimo że przez wiele lat ich karier pozostawał nieco w cieniu swoje znanego kolegi, to trudno nie docenić jego wkładu w powstanie dzieł scenicznych Józefowicza, w tym osławionego Metra. Jego dokonania na polu muzyki filmowej również nie są małe, aczkolwiek większość projektów, do których napisał score, to mało znane produkcje, kręcone przede wszystkim na potrzeby telewizji.

Recenzowany tutaj album nie jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co usłyszymy w filmie, niemniej przedstawia wszystkie najważniejsze koncepcje muzyczne. Wydawać by się mogło, że ten dość kameralny dramat doczeka się stonowanej, lirycznej partytury. Tymczasem score Polaka balansuje pomiędzy dziecięcą wrażliwością, odniesieniami do muzyki żydowskiej oraz niezwykle ekspresyjną, klasycyzującą ilustracją dramatyczną. Wszystkie te warstwy partytury mają przełożenie na bazę tematyczną, złożoną z pięciu zasadniczych melodii. Jestem pewien, że nie powstydziłaby się ich żadna produkcja w tym gatunku.

Ze względu na pochodzenie głównych bohaterów, Stokłosa w swojej muzyce stara się nawiązywać do żydowskiej muzyki. Do tego służy mu motyw z utworów Nareszcie w domu i Rynek z kataryniarzem. Nie jestem jednak pewien, czy to imitowanie hebrajskiej muzyki tradycyjnej wyszło Stokłosie tak jak należy. Mi temat ten bardziej nasuwa skojarzenia z dziełami Nino Roty do filmów Federico Felliniego. Motyw ten można uznać za temat rodziny. W związku z tym, że przez pierwszą godzinę filmu ukazywane są nam perypetie familii, a wątek nadchodzących zmian politycznych jest jedynie tłem fabuły, to Stokłosa sięga po niego bardzo często. Niekiedy nawet zbyt często.

Warto zatrzymać się jednak nad tym, co najbardziej rzuca się w uszy w partyturze Stokłosy. Mowa tu o dwóch najważniejszych i najbardziej dramatycznych tematach, które w pełnej krasie usłyszymy w ostatnich utworach Nie myślcie o mnie źle oraz Już go nigdy nie zobaczę. Jeśli nie skonfrontujemy tej muzyki z obrazem, może się nam wydać dziwne, że Stokłosa poszedł w stronę muzyki klasycznej, głównie XVIII wieku. Innym obiektem inspiracji wydaje się być jeden z najwybitniejszych współczesnych minimalistów, Michael Nyman, którego twórczość – nomen omen – również jest zakorzeniona w muzyce poważnej tamtego okresu. Powód takiego postępowania poznamy dopiero w czasie seansu. Jest on dość prozaiczny: jeden z głównych bohaterów jest uznanym skrzypkiem, koncertującym po całej Europie, więc Polak postanowił oprzeć część swojej partytury o dzieła muzyki klasycznej. Obydwa tematy to niewątpliwie największe highlighty recenzowanego albumu, kunsztownie rozpisane, świetnie wykonane i porażające słuchacza swoją emocjonalnością. Jak można się domyślać, w filmie dominują w jego drugiej połowie, kiedy widmo holocaustu zaczyna się nieubłaganie zbliżać. Można mieć jednak pewne zastrzeżenie co do „nadekspresyjności” tych utworów. Wszak w scenach, do których trafiły te tematy, tak naprawdę niewiele się dzieje. Mają one co prawda zwiastować nadchodzące nieszczęścia, ale jednak, pod względem czysto ilustracyjnym, wydają się nie w pełni pasować do kadrów. Niemniej wraz z ich pojawieniem się sam obraz nabiera dramaturgii, prowadząc do kulminacyjnego punktu – odjazdu dzieci do Wielkiej Brytanii. Na ostatnie kadry kompozytor przeznaczył jednak odrębny motyw.

Jak wspomniałem wyżej, głównym wątkiem filmu są losy żydowskich dzieci, więc musiały zostać zinterpretowane przez kompozytora. Nie występują one w roli głównej, stąd też ich tematu nie uświadczymy zbyt często. Stokłosa ilustruje wątek dzieci za pomocą spokojnej, niemalże kołysankowej melodii, którą usłyszymy w Jak głębokie jest morze i Jak szalony jest czas. W drugim z nich Polak dorzuca delikatny wokal Zuzanny Madejskiej, ładnie podkreślający beztroskie i marzycielskie życie filmowych dzieci. Bardzo dobrze wypada zwłaszcza w ostatniej scenie filmu. Tytuły obydwu wspomnianych wyżej utworów są nieprzypadkowe, ponieważ wchodzą one w skład kończącej album piosenki Tam, gdzie spotkam cię znów. Również tutaj usłyszymy krystalicznie czysty głos Madejskiej. Kompozycja ta ładnie zamyka album i skutecznie wycisza słuchacza po bardzo dramatycznych Nie myślcie o mnie źle i Już go nigdy nie zobaczę.

Dużo mniejszą rolę pełni kilka pozostałych motywów, które celowo wymieniam już pod sam koniec niniejszego tekstu. Należy do nich temat z utworu Wszyscy moi bliscy. To typowa, liryczna melodia, wypadająca przy pozostałych dość blado. Mimo to może się podobać jej pełnoorkiestrowe rozwinięcie w Pojedźmy do rodziców. Z czasem Stokłosa wykorzystuje ją jako temat miłosny. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wątek romantyczny jest raczej zapychaczem ekranowego czasu, dlatego też nie ma co się dziwić, że jego muzyczna ilustracja nie jest szczególnie reprezentatywna. Ścieżkę dźwiękową uzupełnia pełen suspensu motyw Niemców z kompozycji Aneksja. Pełni on jednak jedynie rolę czysto funkcjonalną i przy kolejnych odsłuchach łatwo go pominąć.

Dzieło Stokłosy na tyle przypadło do gustu Matěja Mináča, że ten postanowił niektóre utwory wykorzystać w nakręconym przez siebie filmie dokumentalnym o życiu Wintona – The Power of Good: Nicholas Winton z 2002 roku, który zdobył nagrodę Emmy. Niestety Wszyscy moi bliscy to pozycja, podobnie jak większość twórczości Polaka, trudno dostępna. A szkoda, albowiem winna stać się obiektem zainteresowania miłośników muzyki filmowej. Co prawda – nie oszukujmy się – Stokłosa nie wytycza tutaj nowych szlaków, ale swoje inspiracje potrafi zaprezentować w ciekawy i znakomity warsztatowo sposób. Dlatego też na pytanie, czy warto rozejrzeć się za soundtrackiem z filmu Wszyscy moi bliscy, odpowiadam stanowczo, że naprawdę warto.

Najnowsze recenzje

Komentarze