Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bernard Herrmann

Day the Earth Stood Still, the [1951] (Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia)

(1951/2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 17-02-2015 r.

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia stanowi dziś przynajmniej dla amerykańskiego kina science-fiction pozycję sztandarową, by nie powiedzieć – ikonograficzną. Powstały w czasie zimno-wojennej paranoi obraz wyróżnia się z pewnością jak na tamten czas bardzo niepoprawnym politycznie i wyprzedzającym swój czas przesłaniem (pacyfizm, krytyka nuklearnego wyścigu zbrojeń i istoty wojny w ogóle). Kolejnymi, poważne podejście do tematu oraz realizacja, która być może dziś trąci już w momentach „myszką”, ale z pewnością pozytywnie wypada na tle produkcji s-f klasy B z tamtego czasu, w których chodziło jedynie o walkę z kosmicznymi monstrami. Przyczynili się do tego na pewno sławny reżyser Robert Wise, który 28 lat później raz jeszcze będzie romansował z s-f przy okazji kinowego Star Treka, charyzmatyczny aktor Michael Rennie, odgrywający rolę empatycznego kosmity Klaatu, jak i autor muzyki Bernard Herrmann, dla którego była to pierwsza praca po przeprowadzce z Nowego Jorku do Hollywood. Znany z trudnego charakteru twórca widocznie był mocno zainspirowany przedstawioną opowieścią, bowiem przy okazji Dnia popełnił jedną ze swoich najbardziej oryginalnych prac.

To dobre określenie dla tej pozycji, choć chyba lepszym byłoby „nowatorska”. Herrmann stworzył na potrzeby filmu Wise’a w zasadzie elektroniczną partyturę, choć w dobie dzisiejszej technicyzacji muzyki oraz środków do jej tworzenia, może wydawać się to określeniem na wyrost. W celu oddania pozaziemskiego klimatu opowieści, zdarzeń oraz postaci, wykorzystał on przede wszystkim theremin (elektroniczny elektrofon), z którego aplikacji znany jest fanom gatunku ten tytuł przede wszystkim, kreujący dziwaczny, wibrujący efekt. Technicznie rzecz biorąc wykorzystane zostały tu dwa takie instrumenty (jeden grający „wysoko”, drugi „nisko”). Oprócz tego, Dzień zapisał się w historii muzyki filmowej jako praca, w której po raz pierwszy na potrzeby kina zagrano na elektrycznej wiolonczeli (w wykonaniu Felixa Slatkina). Zwracają uwagę również organy (elektryczny i Hammonda) oraz instrumenty akustyczne, takie jak dzwonki, wibrafon i marimba. Ewidentnie kompozytor chciał uzyskać odmienne, „obce”, przestrzenne brzmienie, które przede wszystkim odbiegać miałoby od typowego, klasycznie symfonicznego konceptu muzyki Złotej Ery. Czego najlepszym dowodem jest całkowite pominięcie sekcji dętych drewnianych i smyczkowej, elementu, bez którego wręcz trudno sobie wyobrazić mroczno-romantyczne pejzaże muzyki Herrmanna do dramatów, melodramatów i dreszczowców. Oprócz wdrożenia dość niecodziennej palety instrumentalnej, kompozytor miał też czas na eksperymenty techniczne. W przypadku perkusji, nagrano ją na taśmę i odtwarzano do tyłu, co pewnie również miał wpłynąć na oddalone, nienaturalne z założenia brzmienie w odniesieniu do scenerii s-f ukazywanej na ekranie.

Pod względem formy Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia z pewnością robi wrażenie. Co z treścią? Tu jest równie ciekawie. Flagowym przedstawicielem tej pracy jest temat główny, który można byłoby określić tematem pozaziemskiej inteligencji. To wystawna, nie pozbawiona epickiego wyrazu i oczywiście dziwacznego klimatu (theremin!) melodia, która znalazła swe miejsce na wielu kompilacjach poświęconych muzyce z filmów science-fiction. Herrmann anonsuje ją po raz pierwszy pod graficzną czołówkę filmu przedstawiającą kosmiczne pejzaże i konstelacje, „ustawiając” tym samym tematykę i charakter filmu dla widza, nie mówiąc już o tym, że otwiera obraz w dużym stylu. Temat pojawia się później na przestrzeni filmu w kilku miejscach, zazwyczaj podkreślając jakieś znaczące wydarzenie. Dramatyczną formę uzyskuje w Panic a z mocnym akcentem zakańcza ścieżkę dźwiękową w Finale. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na koncepcję użycia muzyki w samym filmie. W odróżnieniu od czasów współczesnych, w których mamy muzyki natłok, oryginalny score w filmie istnieje sporadycznie. Nieco ponad 30-minutowa praca zazwyczaj ilustruje swego rodzaju wstawki montażowe, którymi Wise posługuje się by ukazać wpływ przybycia obcego przybysza na Ziemię, czyli doniesienia mediów, reakcje społeczne i różne sceny zbiorowe. W zasadzie nie ma tu miejsca na ilustrowanie dialogów.

Pomimo krótkiego czasu trwania partytury, Herrmann i tak miał miejsce na napisanie kilku pomniejszych motywów czy idei tematycznych. Ciekawy jest dynamiczny motyw na fortepian, który kreuje sens pośpiechu i działania (Radar). Wizyta bohaterów na cmentarzu Arlington oraz przy pomniku Lincolna dzięki solowej trąbce wprowadza do ścieżki element patriotycznego wydźwięku. Swój motyw posiada też robot Gort. Określają go potężne frazy na „kroczące” instrumenty dęte, kotły i elektryczną wiolonczelę. Tego rodzaju muzyka z pewnością w tamtym czasie mogła przerazić widownię… Jakby nie patrzeć, w pewnym sensie to prekursor współczesnego opisywania na ekranie potworów maści wszelakiej. Bernard Herrmann, mimo iż jest to czas jeszcze przed jego najsłynniejszymi pracami dla Hitchocka i szeroko pojętego kina grozy, już pokazuje, że świetnie porusza się w jego osnowach. Przykładem jest ponury underscore czy techniki mające wywołać atmosferę niepewności i przerażenia, by wspomnieć posługiwanie się klastrami na instrumenty dęte czy uderzenia o blachy. Znajdziemy tu również nieco materiału stricte ilustracyjnego, budowanego poprzez różne kombinacje instrumentalne (harfa, idiofony, wspomniane instr. elektryczne). Mimo swojej funkcji nieco słabiej odnajduje się poza filmowym obrazem (np. powolne i trochę nudne Nocturne), choć niecodziennego klimatu odmówić mu nie można.

Muzyka z filmu Roberta Wise’a miała do tej pory w zasadzie dwa znaczące wydania. Pierwsze pochodziło z początku lat 90-ych nakładem wytwórni Arista, natomiast dekadę później niezawodny Joel McNeely dokonał re-recordingu. Najnowsza pozycja to limitowane wydanie z katalogu specjalizującej się w muzyce z przeszłości wytwórni Kritzerland. Być może już definitywne, choć tego na rynku kolekcjonerskim nigdy pewnym być nie można. Pod okiem Mike’a Matessino, jednego z największych fachowców z branży otrzymujemy dźwięk po nowym re-masteringu, ciekawy esej w książeczce, w której producent wspomina min. swoją znajomość z reżyserem, a do tego utwory nie użyte w filmie, wersje alternatywne (min. bez thereminu) a także 13-minutowy utwór, w którym usłyszeć można wczesne wersje nagrań i próby. Z pewnością jest to materiał dla najzagorzalszych fanów tej pozycji. Jeżeli chodzi o sprawy dźwięku, to czasu jednak oszukać się nie da i jakość jakby nie patrzeć jest jednak nadal „archiwalna”, ze słyszalnymi szumami, przytłumieniem i w momentach słabą separacją. Myślę, że dla purystów strony technicznej lepszym wyborem będzie wspomniamy re-recording Varese. Tyle, że jak to jest w przypadku Herrmanna, oryginalnego brzmienia i przede wszystkim nowatorskich rozwiązań technicznych tej pozycji trudno będzie zastąpić… Gdy popatrzymy na listę wykonawców, z pewnością zaimponuje trójka dyrygentów – oprócz kompozytora byli to Alfred oraz Lionel Newmanowie.

The Day the Earth Stood Still nie jest największym dokonaniem Herrmanna, ale z pewnością jednym z najbardziej oryginalnych, podkreślającym ambicje i nieco undergroundowy charakter kompozytora. Mimo pewnych problemów na płycie, w tym między innymi bardzo króciutkich utworów, pozostaje obok Obywatela Kane’a (praca równie skromna pod względem czasu trwania) oraz On Dangerous Ground chyba najsławniejszym jego dokonaniem przed erą sukcesów odniesionych u Hitchocka. Pozycja ta z pewnością była punktem odniesienia dla późniejszych ilustracji do kina science-fiction a użycie thereminu stało się inspiracją dla wielu współczesnych twórców gatunku próbujących swych sił w kinie fantastyczno-naukowym by wspomnieć Danny Elfmana (Mars Attacks!), Howarda Shore’a (Ed Wood), Johna Powella (Mars Needs Moms), Marco Beltramiego (Hellboy), Elliota Goldenthala (Batman Forever) i Johna Williamsa (The Fury).

Najnowsze recenzje

Komentarze