Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michiru Oshima

Kita no zeronen (Year One In the North)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 15-04-2015 r.

Epoka Meiji to jeden z ulubionych przedziałów czasowych japońskich scenarzystów. Okres ten przypada na lata 1868-1912, czyli rządy cesarza Matsuhito, który obalił siogunat Tokagawy, w wyniku tzw. restauracji Meiji. To właśnie wtedy toczy się akcja wielu uznanych filmów, dla przykładu Krwawej Pani Śniegu, trylogii Ruroni Kenshin czy nagrodzonego Oscarem obrazu Samuraj – Zmierzch. Do produkcji dziejących się w epoce Meiji, należy epicki dramat historyczny Kita no Zeronen (Year One In the North) w reżyserii Isao Yukisady z 2005 roku.

Film opowiada o losach Hideakiego Komatsubary (w tej roli Ken Watanabe) oraz jego żony (Sayuri Yoshinaga), który po upadku siogunatu zostaje zmuszony do przeniesienia się, wraz ze swoimi ludźmi, z rodzinnej wyspy Awaji na Hokkaido, najbardziej wysuniętą na północ część Japonii. Po dwóch latach tułaczki, ostatecznie docierają na miejsce. Wkrótce okazuje się, że Komatsubara musi opuścić rodzinę oraz nowe ziemie na kolejne pięć lat. W końcu nadchodzi jednak czas powrotu. Tak przedstawia się, w dużym skrócie, fabuła historycznej produkcji Yukisady. Szkoda, że w Europie ten film jest tak mało popularny. Tym bardziej, że w ojczystym kraju jego premiera była dużym wydarzeniem, a Japońska Akademia Filmowa nominowała go do trzynastu kategorii (choć nagrodzona została jedynie rola Yoshinagi), w tym za muzykę skomponowaną przez Michiru Oshimę, jedną z najbardziej niedocenianych reprezentantek płci pięknej wśród twórców muzyki filmowej.

Japonka rozpoczynała karierę na początku lat 90-tych, pisząc muzykę do gier komputerowych oraz seriali telewizyjnych, głównie animowanych, które, zresztą, do dziś chętnie ilustruje. Pierwszy duży projekt natrafił się jej dopiero w 2000 roku, gdy dostała zadanie napisania ścieżki dźwiękowej do filmu Godzilla vs. Megaguirus. Kompozytorka podeszła do projektu bardzo ambitnie, rezygnując z legendarnej melodii Ifukube, będącej muzycznym symbolem serii. W zamian za to, Oshima napisała swój własny, muskularny temat, który, w moim odczuciu, należy do najlepszych kompozycji z całej serii. Japonka powróciła do cyklu pisząc partytury do filmów Godzilla kontra Mechagodzilla III (2002) oraz Godzilla: S.O.S dla Tokio (2003). Wkrótce dostała angaż w popularnym serialu Full Metal Alchemist, z którego pochodzi bodaj jej najbardziej znany utwór, śpiewana w języku rosyjskim przepiękna piosenka, Brothers. Pomimo wielu lat w branży, Year One In the North był dla niej nowym wyzwaniem, albowiem nigdy wcześniej nie miała styczności z kinem historycznym. Jak zatem sobie poradziła? Ano na tyle dobrze, że recenzowana partytura jest dziś zaliczana do jej najlepszych prac.

W czym więc tkwi siła tej muzyki? Oshima uznała, że epicka historia dziejącą się w epoce Meiji, tocząca się na przestrzeni siedmiu lat, będzie potrzebowała silnego tematu przewodniego. Taką właśnie melodię – urokliwą, podniosłą i świetnie zorkiestrowaną, usłyszymy już w Year One In The North –(Main Title). Japonka porywa słuchacza pięknem, dumą i majestatem bijącymi z prowadzonych przez sekcję smyczkową nut. Mówiąc kolokwialnie, muzyczna epopeja pełną gębą. Co prawda cześć słuchaczy może uznać ją za niezbyt wyszukaną, wszak faktycznie napisana jest według schematów typowych dla tego rodzaju tematów, to jednak wątpliwa, choć też nie do przesady, oryginalność, rekompensowana jest olbrzymią emocjonalnością. Na płycie pojawia ona się wielokrotnie, głównie w bardziej stonowanych aranżacjach, na smyczki, obój lub flet prosty. Zupełnie przeciwnie do ostatniego utworu na płycie, A Miracle to Hope, gdzie do pełnej orkiestry, Oshima dorzuca jeszcze chór, wspinając się tym samym na szczyt dramatycznej patetyczności.

Japonka napisała także szereg motywów pobocznych o wymowie przede wszystkim lirycznej, jednak większość z nich wypada dość blado w porównaniu z tematem głównym. Są tutaj zarówno te, o bardziej pozytywnym wydźwięku, min. wykorzystujące piękne brzmienie oboju Dreams Come True oraz The Pleasures of A Happy Home prowadzone przez subtelny klarnet, jak i te poważne, dla przykładu można wymienić elegijne Northern Winter. Spośród melodii dodatkowych wyróżnia się jednak przede wszystkim cudnej urody motyw z kompozycji Awaji Flower. Ponownie, nie jest on zbyt nowatorski zarówno pod względem melodycznym, jak i orkiestracyjnym, to jednak, co by nie powiedzieć, potrafi chwycić za serce. Analogiczne cechy posiada także, przeznaczona na prolog filmu, ekspresyjna, mała perełka tej partytury – A Small Miracle.

Jak widać, pomimo małej oryginalności, mamy do czynienia z partyturą o bardzo bogatej bazie tematycznej, choć, co prawda, ograniczającej się jedynie do muzyki lirycznej. Takie postępowanie było podyktowane samym obrazem. Reżyser filmu, Isao Yukisada, przydzielił ścieżce dźwiękowej znaczną rolę w budowania dramatyzmu. Obraz wprost obfituje w muzykę Japonki. Ponadto jest ona stosunkowo głośno podłożona i w dodatku, zazwyczaj, nie jest „zagadana” dialogami oraz innymi sfx-ami. Wszystko to, w połączeniu z pokaźnym czasem trwania filmu (prawie 3 godziny), zmusiło Oshimę do operowania kilkoma melodiami. Chociaż nie zaznacza się tutaj żadna lejtmotywika, to jednak partytura Japonki znakomicie udźwignęła ciężar ilustracyjny filmu. Malkontenci mogą jednak odnieść wrażenie, że muzyki jest zbyt wiele, zwłaszcza, że Oshima praktycznie non stop wykorzystuje te same środki wyrazu, żonglując jedynie melodiami i tylko w małym stopniu bawiąc w aranżację. Na usprawiedliwienie Japonki warto zaznaczyć, że sam film to opowieść przepełniona dramatyzmem i ckliwością. A zatem kompozytorka dostosowała się do charakteru produkcji Yukisady. Tym bardziej, że wiele scen, oczywiście w połączeniu z muzyką Oshimy, dosłownie, zapiera dech w piersiach i autentycznie porusza widza.

Na płycie nie zabrakło nieco cięższego materiału, przeznaczonego do budowania napięcia. Na 70 minut muzyki zawartej na krążku, jest go jednak stosunkowo mało. Po raz pierwszy pojawia się dopiero w ósmej ścieżce, Kurazou’s Throught, która nie trwa nawet całych dwóch minut, dlatego też możemy przeboleć jej obecność. Dużo gorzej wypada jeden z najdłuższych utworów na płycie, The Attack of The Locusts. Usłyszymy w nim chaotyczną, choć jest to naturalnie podyktowane filmem, muzykę akcji przemieszaną z tworzącymi suspens, ślizgającymi się smyczkami nasuwającymi skojarzenia z awangardowymi pracami Pendereckiego i Ligetiego. Niestety podobnie jak w przypadku materiału dramatycznego, underscore zbudowany jest na wielokrotnie wykorzystywanych schematach, w których królują niezbyt wyszukane dysonanse sekcji dętej i smyczkowej, do których, Japonka, dorzuca etniczne perkusjonalia, głównie bębny taiko. Łatwo odnieść wrażenie, że do tej płaszczyzny partytury, Oshima nie przywiązała szczególnej uwagi, skupiając się, w zamian za to, na warstwie stricte dramatycznej. Trzeba jednak przyznać, że ten szeroko rozumiany underscore, tak jak nie jest on, ani wyszukany, ani zbyt przyjemny dla wyrafinowanego ucha, tak całkiem nieźle urozmaica partyturę Oshimy, skąpaną w dość jednak monotonnej liryce.

Ustosunkowanie się do recenzowanej muzyki będzie zależało głównie od tego, jak ocenimy motyw główny. Bardziej osłuchani miłośnicy filmówki mogą nieco kręcić nosem, że z podobnymi melodiami mieli już niejednokrotnie styczność. Wtedy też pozostały materiał liryczny zwyczajnie znudzi odbiorcę, zwłaszcza biorąc pod uwagę długi czas trwania albumu (w tych rozważaniach pomijam underscore, ze względu na jego względnie niewielką ilość). Jeśli jednak damy się porwać przepięknemu tematowi przewodniemu, to reszta motywów pobocznych perfekcyjnie dopełni nam opisywaną partyturę. Reasumując, Year One In the North Michiru Oshimy, choć nie rewolucjonizuje, ani warsztatu kompozytorki, ani podejścia do tego rodzaju produkcji, to jednak potrafi wywołać szczere emocje. Właśnie ta cecha najdobitniej świadczy o niepodważalnej klasie tejże muzyki.

Najnowsze recenzje

Komentarze