Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone, rózni wykonawcy

U Turn (Droga przez piekło)

(1997)
3,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 25-05-2015 r.

Bobby Cooper, drobny szuler, zmierza do Los Angeles, aby tam spłacić dług zaciągnięty u rosyjskiej mafii. Pech chce, że na pustkowiach Arizony psuje się mu samochód. Położone w okolicy, odcięte od świata miasteczko Superior jest jedynym miejscem, w którym można naprawić usterkę. Pozostawiwszy auto u mechanika Darrela, przypadkowo poznaje atrakcyjną Grace, która zabiera go do swojego domu. Jej mąż, Jake, zastaje ich w niedwuznacznej sytuacji, po czym wyrzuca nieznajomego. Chwilę później, gdy Bobby udaje się z powrotem do warsztatu, znów spotyka małżonka Grace. Tym razem mężczyzna proponuje mu zabicie żony i podzielenie się wpływami z polisy ubezpieczeniowej. Bobby odmawia. Kilka godzin później traci jednak wszystkie pieniądze, które wiózł do Los Angeles. Wkrótce Jake ponawia swoją ofertę.

Droga przez piekło Olivera Stone’a jest filmem nieco niedocenionym przez krytykę. Bazująca na powieści Johna Ridleya historia Bobby’ego Coopera uwikłanego w skomplikowaną intrygę w odległej miejscowości Superior, to wciągające połączenie kryminału, thrillera i czarnej komedii. Na uwagę zasługuje także gwiazdorska obsada, która dała z siebie wszystko – Sean Penn, Nick Nolte, Billy Bob Thornton, choć na rolę Jennifer Lopez, odgrywającej femme fatale Grace, należy raczej spuścić zasłonę milczenia.

Trzeba przyznać, że Stone na przestrzeni ostatnich 30 lat swojej reżyserskiej kariery miał sposobność pracować z wieloma utytułowanymi kompozytorami, z których kilku stało się legendami jeszcze za życia – John Williams, Kitaro, Vangelis… Do Drogi przez piekło oryginalną ścieżkę dźwiękową skomponowała jeszcze inna legenda gatunku, Ennio Morricone. Dla renomowanego Włocha film Stone’a był ponowną wycieczką na pustynne tereny Ameryki Północnej, gdzie wszak toczyła się akcja „jego” spaghetti westernów. Stone postanowił jednak uzupełnić pracę Włocha piosenkami, głównie z nurtu country, które z założenia miały podkreślić charakter i miejsce akcji Drogi przez piekło.

Soundtrack wydany nakładem Epic Records zawiera obydwie sfery ścieżki dźwiękowej z produkcji Stone’a. Na płytę trafiło 10 piosenek trwających niespełna półgodziny oraz 13 kompozycji Morricone, których łączna długość wynosi nieco ponad 40 minut. Widoczna na krążku proporcja pomiędzy utworami źródłowymi, a partyturą włoskiego twórcy, nie odzwierciedla faktycznego stanu rzeczy. Piosenki zostały zaprezentowane na albumie w całości, podczas gdy większość z nich w filmie odnajdziemy głównie we fragmentach, nierzadko zresztą zepchniętych na dalszych plan. W związku z tym, Stone ewidentnie przenosi ciężar ilustracyjny na muzykę Morricone, której, przeciwnie, jest znacznie więcej w filmie niż na albumie.

Zanim przejdę do omawiania właściwej partytury skomponowanej przez Włocha, wspomnę nieco o zamieszczonych na płycie piosenkach, które, bądź co bądź, zajmują ponad jedną trzecią krążka. Większość utworów oscyluje wokół brzmień country ze słynnym Ring of Fire Johnny’ego Casha na czele. Zdarzają się także odstępstwa od tej reguły, jak chociażby latynoskie La Mujer Que Amas, czy bardziej liryczne I Wish You Love. Reasumując, rozpoczynające album, półgodzinne zestawienie piosenek tworzy całkiem znośny miks, mogący się na pewno podobać. Moim faworytem jest, najstarsze na liście, It’s a Good Day Peggy Lee z 1947 roku, świetnie, ironicznie puentujące przedstawioną w filmie historię Bobby’ego Coopera.

Włoch przygotował kilka ciekawych kompozycji. Jedną z najlepszych jest Grace, czyli temat głównej postaci żeńskiej. Utwór ten jest bardzo ciekawie zorkiestrowany. Usłyszymy tutaj złożoną z zaledwie czterech nut (przywodzącą na myśl Misję), zapętloną, oniryczną melodię, którą z początku prowadzi fletnia Pana, a następnie senny, hipnotyzujący sopran (bardzo przypominający Eddę Dell’Orso, choć nigdzie nie znajduję potwierdzenia, jakoby miała swój udział na tym krążku). Włoski kompozytor dorzuca do tego kiksujące partie na trąbkę, nieco sekcji smyczkowej i przede wszystkim gitarę elektryczną kapitalnie imitującą piski sępów. Morricone tworzy ścieżkę doprawdy intrygującą, oryginalną, zmysłową i uwodzącą słuchacza niczym tytułowa postać. Temat bohaterki odgrywanej przez Jennifer Lopez Morricone powtórzy pod koniec albumu w repryzie mającej nieco bardziej pozytywny wydźwięk.

Druga ścieżka Włocha, U Turn, prezentuje nam kolejny temat, który ze względu na zbieżność tytułu utworu i filmu może nam sugerować, że słyszymy właśnie motyw główny ścieżki dźwiękowej. Choć do takiego miana bardziej aspiruje temat Grace, głównie ze względu na częstość wykorzystywania go przez Morricone, to jednak U Turn to kolejna ciekawa i na swój sposób unikatowa kompozycja. Nietypowy efekt Włoch uzyskuje dzięki konfrontacji wiodącej melodii z zabarwionymi etnicznie instrumentami dętymi i harmonijką ustną, grającą z typową dla muzyki country manierą, nie dającą słuchaczowi złudzeń, co do miejsca akcji filmu. Skoro już jesteśmy przy materiale tematycznym, to małą perełką tego albumu jest utwór Old Family Souvenirs, gdzie usłyszymy nostalgiczny, piękny śpiew z akompaniamentującą gitarą. Kompozycja ta jest swoistym powrotem do korzeni Morricone i bez dwóch zdań mogłaby się odnaleźć w którymś ze spaghetti westernów, tak ochoczo ilustrowanych przez Włocha kilka dekad wcześniej.

Dla statystycznego amatora muzyki filmowej „schody” zaczynają się od następnej kompozycji. Bobby to pójście przez Morricone w stronę bardziej atonalnych i nieprzyjaznych dla ucha brzmień. Połączenie charakterystycznego motywu na fortepian z gitarą elektryczną nie jest jednak zupełnie bezbarwne i zwraca na siebie uwagę pewną specyfiką brzmienia. Podobnież inne ścieżki wypełniające filmową przestrzeń i budujące suspens, takie jak A Careless Sheriff oraz End of Sheriff, choć niezbyt dobrze radzą sobie poza kontekstem, to jednak wyróżnia ich kilka ciekawych aspektów muzycznych. W tej materii kiepsko wypada jedynie schematyczne i nieinteresujące Against.

Większość opisywanej partytury skupia się wykreowaniu odpowiedniej aury. I choć wywiązuje się ona z tego zadania bardzo dobrze, to jednak próżno szukać szczególnie wybijających się przed szereg utworów. Morricone sięga po banjo, solówki na harmonijkę ustną, czy nawet elektroniczne dźwięki znane z jego westernowych score’ów – w ten sposób tworzy muzykę odwołującą się do miejsca akcji. Jednocześnie potrafi ona przemówić własnym językiem, nawet przy założeniu, że Włoch sięga po elementy znane z jego wcześniejszych prac. Drugą stroną medalu jest to, że przedłożenie szeroko rozumianego underscore’u nad materiał tematyczny skutkuje obniżeniem jakości wrażeń odbieranych przez słuchacza po wyjęciu materiału z filmowych ram. Na pewno płytę mogłoby urozmaicić kilka wejść muzycznych, których decydenci z Epic Records postanowili z jakiś powodów pominąć. Mowa tutaj o melodii (co prawda nie do końca sprawdzającej się w filmie, głównie ze względu na zbyt komiczną wymowę), która słyszymy, gdy Bobby po raz pierwszy poznaje Grace. Skądinąd nasuwa ona skojarzenia ze świetnym tematem przewodnim z filmu Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem. Jej fragmenty możemy jedynie odnaleźć w utworze Fall and Rise.

Omawiany album to pozycja frapująca swoim specyficznym charakterem. Zamieszczone piosenki w pewnej mierze sprawdzają się jako dopełnienie muzyki Ennio Morricone, aczkolwiek, mówiąc kolokwialnie, nie płakałbym, gdyby ich zabrakło na krążku. Tym bardziej, że łączny czas trwania płyty to prawie dokładnie 70 minut, a jak wiemy taka przepastność mało któremu wydawnictwu wychodzi na dobre. Ponadto partytura Włocha jest najważniejszą płaszczyzną ścieżki dźwiękowej filmu Stone’a, a zatem zasłużyła sobie na osobny album. Skomponowana pod obraz ilustracja to muzyka stworzona z pomysłem, nawet jeśli nie wszystko jest tutaj idealne. Głównym problemem jest całkiem spora ilość cięższego w odsłuchu materiału, choć na pewno niebanalnego i niebezpłciowego. Niemniej to właśnie on może sprawić, że większość miłośników twórczości Morricone nie będzie raczej usatysfakcjonowana z tejże pozycji, a może nawet będzie ją unikała szerokim łukiem. Zapewniam jednak, że jeśli nastawimy się na partyturę kładącą nacisk na unikalny klimat i ciekawe rozwiązania muzyczne, to na pewno krążek nie okaże się dla potencjalnego słuchacza drogą przez piekło.

Najnowsze recenzje

Komentarze