Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Disclosure (W sieci)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 10-07-2015 r.

Tom Sanders prowadzi szczęśliwe życie rodzinne i do tego jest cenionym menedżerem w dużej firmie komputerowej. Jego kariera nabiera rozpędu – wkrótce ma otrzymać awans na stanowisko wiceprezesa spółki. Wymarzoną posadę obejmuje jednak Meredith Johnson, z którą miał romans, gdy jeszcze był kawalerem. Kobieta próbuje uwieść go ponownie, jednak Sanders odmawia. W zemście oskarża go o molestowanie seksualne. Otoczenie, w tym rodzina i koledzy z pracy, odwracają się od Sandersa. Zdesperowany mężczyzna wynajmuje prawniczkę.

W powyższym akapicie przedstawiłem zarys fabuły filmu W sieci z 1994 roku. Za jego kamerą stanął Barry Levinson, który wcześniej nakręcił takie interesujące obrazy, jak Rain Man czy Good Morning, Vietnam!. W sieci to dość klasyczna pozycja spod znaku thrillera. Jest tu trochę napięcia, romansu i akcji. Rezultatem czego powstało sprawnie zrealizowanie kino, jednak nie zaskakujące niczym, co wyróżniało by je na tle innych produkcji z tego gatunku. A co możemy powiedzieć o muzyce?

Ścieżkę dźwiękową skomponował Ennio Morricone. Dla słynnego Włocha była to już druga współpraca z Levinsonem – panowie trzy lata wcześniej zrealizowali dramat gangsterski Bugsy. Spoglądając prawdzie w oczy, nie ma co ukrywać, że zarówno jedna, jak i druga ścieżka dźwiękowa nie należy do kanonu najlepszych prac Morricone. Jakkolwiek muzyka włoskiego kompozytora praktycznie nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu i wśród jego dyskografii próżno szukać takich prac, które nie miałyby sobą dosłownie nic do zaoferowania. Jak się można domyślić, obydwa score’y ratuje przede wszystkim baza tematyczna. O ile w Bugsy mieliśmy do czynienia z urokliwym tematem miłosnym, o tyle w przypadku W sieci możemy mówić o motywie rodziny głównego bohatera.

To właśnie od jego prezentacji rozpoczyna się soundtrack wydany nakładem Virgin Records, a także film Levinsona. Rytmiczne smyczki, wygrywające powtarzany akord (co ewidentnie przywołuje na myśl Za garść dynamitu), wtórują ładnej i cokolwiek charakterystycznej melodii. W taki oto sposób Włoch zapoznaje widza z rodziną Sandersa. Otwierający album Serene Family jest w zasadzie jedyną okazją, aby zaznajomić się z motywem głównym w jego pełnej krasie. Na przestrzeni całego albumu usłyszymy go jeszcze zaledwie dwa razy – w krótkim Sad Family oraz Computers and work, gdzie Morricone niezbyt udanie zaaranżuje go na… syntezatory.

Odgrywają one zresztą niemałą rolę w omawianej partyturze. Ilustrowanie pracy komputerów za pomocą elektronicznych, eksperymentalnych tekstur należy do najciekawszych aspektów muzycznych W sieci. Muzyka Morricone ciekawie dopełnia te sceny oraz nieźle buduje suspens. Niestety jest jeszcze druga strona medalu. Użyte przez Włocha syntezatory dziś brzmią już dość archaicznie, przez co ścieżka dźwiękowa nie pomaga filmowi Levinsona przetrwać próby czasu, a wprost przeciwnie. Ponadto podczas odsłuchu wielokrotnie może drażnić nieco irytujące brzmienie wspomnianych syntezatorów.

Jakkolwiek nie ustosunkujemy się do omawianych w powyższym akapicie eksperymentów, w większości przypadków zostają one przytłoczone, typowym dla Włocha, dysonującym i ciężkim w odbiorze materiałem. Takie molochy, jak An Unusual Approach, Virtual Reality, czy wreszcie trzy części Passacaglii – zbudowanej na tym samym prostym, skądinąd całkiem funkcjonalnym, motywie – dla niecierpliwych słuchaczy mogą się okazać nie do przejścia. Oczywiście nie jest to muzyka banalna – znajdziemy tu ciekawe, szorstkie solówki na skrzypce, czy szaleńcze, wielogłosowe pizzicato. Problem tkwi jednak w znaczącym nadmiarze takich awangardowych idei. Ich rola w filmie ogranicza się, jak łatwo można się domyślić, w zasadzie jedynie do kreowania atmosfery niepokoju i napięcia, z czego wywiązuje się z przyzwoitym efektem, choć czasem można odnieść wrażenie przesytu tego rodzaju ilustracją.

Pośród trudnego materiału zaprezentowanego na albumie, znajdziemy także kilka nieco lżejszych przerywników. Jest ich jednak względnie mało, przez co ten niespełna 50-minutowy soundtrack może wymagać od słuchacza dużo samozaparcia, aby przesłuchać go „na raz”. Do wstawek pozwalających złapać oddech odbiorcy należą fragmenty liryczne (Sad Family, Unempoyed) i bardziej energiczne. Na tej drugiej płaszczyźnie wyróżniają się zwłaszcza With Energy and Decission oraz druga połowa Preparation and Victory. Rytmika w ostatniej z wymienionych przeze mnie kompozycji opiera się na pracy perkusji oraz gitar elektrycznych, nasuwając tym samym skojarzenia z takimi partyturami, jak chociażby Le Marginal. Zawarty w tej ścieżce motyw usłyszymy na płycie tylko raz, pomimo że podczas seansu kilkakrotnie będziemy mieli z nim styczność. Można jednak odnieść wrażenie, że Morricone „wpycha” go niejako na siłę, czego przyczyną jest wykorzystywanie za każdym razem praktycznie tej samej aranżacji.

Co się tyczy oryginalności, to jest ona dość problematyczną kwestią. Warstwa liryczna nie jest ani szczególnie świeża, ani szczególnie wtórna. Inaczej sprawa wygląda z wszechobecnym underscorem. Zawiera on, co prawda, parę intrygujących, awangardowych rozwiązań, lecz nie ma co ukrywać, że podobnym materiałem Włoch „raczy” nas w większości swoich partytur. Pewnym wyróżnikiem tej pracy wydają się być wprawdzie elektroniczne eksperymenty, abstrahując już od ich jakości jako takiej, jednak już po drugiej stronie barykady stoją „żywsze” fragmenty opisywanej partytury, które zapożyczają pomysły z innych dzieł Włocha.

W sieci Ennio Morricone nie jest pozycją przeznaczoną dla szerszego grona fanów muzyki filmowej. Omawiana muzyka jest zbyt ściśle podporządkowana filmowi, aby móc żyć własnym życiem także po wyciągnięciu jej z kadrów. Oszczędna liryka, skromniutka baza tematyczna, ograniczająca się w zasadzie do jednej melodii i przede wszystkim nadmiar mocno dysonującego underscore’u nie zachęca do zapoznania się z tym krążkiem.

Najnowsze recenzje

Komentarze