Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Cliff Martinez

Far Cry 4

(2014)
4,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 19-07-2015 r.

Świat gier komputerowych i tych na konsole rozwija się w zawrotnym tempie. Dochodów jakie przynoszą niektóre tytuły i serie nie powstydziłby się niejeden hollywoodzki blockbuster. A nawet inne mogłyby zazdrościć. Nic dziwnego, że na przestrzeni lat gry stały się prawdziwą konkurencją dla branży filmowej, ale też kolejną możliwością zaistnienia. Nie ma już nic dziwnego w tym, że dany aktor/aktorka używa swego głosu, a nawet twarzy na potrzeby jakiejś gry. Kiedyś byłoby to traktowane jako upadek i szczyt chałturzenia.

No dobra, to dalej jest chałturzenie, ale już żaden upadek, czy znak wygasającej kariery.

Nie tylko aktorzy, ale i kompozytorzy filmowi coraz częściej goszczą w świecie komputerów i konsol. Naturalnie są i tacy, którzy specjalizują się wyłącznie w ścieżkach dźwiękowych do gier. Dlatego też ich angaże nie budzą aż takich emocji, jakie towarzyszą tym ich kolegów z filmówki. Ten medialny szum często nijak ma się do jakości samej oprawy. Często można odnieść wrażenie, że kompozytorzy filmowi traktują gry trochę po macoszemu, mniej prestiżowo. Dlatego też wszelkie wieści o znanym nazwisku komponującym na potrzeby jakiejś gry najlepiej traktować z pewną rezerwą. Chociaż zdarzają się i odwrotne przypadki, kiedy to właśnie na potrzeby wirtualnej rozrywki, niektórzy kompozytorzy potrafią pozytywnie zaskoczyć, jak chociażby Gustavo Santaolla na potrzeby The Last of Us. Do tego grona należy też zaliczyć Cliffa Martineza, który nie tylko zaskoczył, ale i zabłysnął swoją ścieżką dźwiękową do znanej serii Far Cry 4.

Wiadomość o tym angażu zaskoczyła wielu słuchaczy. Niektórzy wręcz nie mogli powstrzymać się od złośliwych uwag, że będzie to najbardziej senna odsłona tej serii. Uszczypliwości te podyktowane były charakterystycznym, ambientowym stylem Martineza, który dobrze znamy z jego filmowych ścieżek. W swoich pracach, Amerykanin lubi koncentrować się na tworzeniu odpowiedniej atmosfery. Wiadomo, klimat to jedno, ale seria Far Cry to też, a może przede wszystkim, akcja. Jak więc sobie poradził Cliff Martinez z tym jakże ważnym elementem?

Spokojnie, soundtrack ten obfituje w dużą ilość bezkompromisowego, dynamicznego i elektronicznego action score, wspieranego całą masą perkusjonaliów. Nie zabrakło też typowej dla tego kompozytora nastrojowej, nieraz hipnotycznej elektroniki. Tym samym udało mu się stworzyć niezwykłą hybrydę, która nie tylko łączy agresywną muzykę akcji z kojącą liryką, ale i muzyczną kulturę wschodu i zachodu.

Akcja Far Cry 4 rozpoczyna się w fikcyjnym mieście Kyrat, położonym w fikcyjnym państwie, gdzieś u podnóża Himalajów. Dlatego też wszelkie skojarzenia z Tybetem, Bhutanem czy Nepalem są usprawiedliwione, a wręcz uzasadnione.

Cliff Martinez postanowił oddać klimat tych miejsc łącząc elektronikę z instrumentami muzycznymi, które możemy utożsamiać z Południową Azją. Nie jest to jego pierwsze takie podejście. Wystarczy tylko przypomnieć Only God Forgives. Na potrzeby filmu Nicolasa Windinga Refna udało mu się stworzyć niezwykle sugestywną ścieżkę doskonale wpisującą się w nocny, miejski krajobraz Bangkoku. I tym razem, nawet nie grając, czy wręcz nie znając gry, a koncentrując się wyłącznie na muzyce, możemy się poczuć jak na targu w Katmandu, czy na szlaku wiodącym na szczyt Czomolungmy.

Soundtrack ten jest wprost najeżony od wszelakiej maści azjatyckich instrumentów etnicznych. Wytrawni słuchacze, gustujący w orientalnych brzmieniach, pewnie od razu wyłapią Dran-yen i Dung Chen, wywodzące się właśnie z terenów współczesnego Nepalu i Bhutanu. Mamy też misy tybetańskie, najróżniejsze dzwoneczki i wiele innych niekonwencjonalnych, etnicznych instrumentów. Doskonale się one uzupełniają z całą masą elektronicznych dźwięków, sampli i beatów. Jak na byłego i uzdolnionego perkusistę przystało, nie mogło też zabraknąć najróżniejszych bębnów, oraz instrumentów perkusyjnych. Gardłowego śpiewu też nie mogło zabraknąć, ale nie ma go jakoś dosadnie dużo.

Wróćmy jeszcze raz do wspomnianej na początku muzyki akcji, gdyż wszak nią seria Far Cry 4 stoi. Cliff Martinez jako były perkusista opiera właśnie swój action score głównie o instrumenty perkusyjne, połączone z wymyślną elektroniką będącą często na granicy grania klubowego, czy techno. Nie każdemu musi się ona spodobać, ale właśnie ta jej nieszablonowość jest jej największą zaletą. Nie jest on przysłowiowym i bezmyślnym „waleniem po garach”. Przede wszystkim już samo bogactwo i różnorodność instrumentów perkusyjnych z jakich korzysta Martinez może robić wrażenie, nie wspominając o orientalnym zabarwieniu. Muzyka jest drapieżna, z pazurem i co najważniejsze bardzo dobrze sprawdza się w grze, podczas wszelakich potyczek z przeciwnikami, czy pościgami. Takie kawałki jak Take Down czy Lives to Spare , nie tylko brzmią świetnie, ale też porządnie napędzają akcję.

Poprzednia odsłona do której muzykę skomponował Brian Tyler, też posiadała wyjątkowo agresywny action-score, który jednak na dłuższą metę robił się męczący. Cliff Martinez na szczęście wie, kiedy należy przestać uderzać w perkusje i wielkie bębny, a kiedy wyciągnąć cymbałki. Oprócz typowych dla Amerykanina ambientowych pejzaży, stworzył on sporo urzekających, wręcz kontemplacyjnych kawałków. Czasami kilka pod rząd scalają się w kojącą całość. Muzyka ta nie tylko jest miłą chwilą wytchnienia od agresywnej muzyki akcji, ale też doskonale spisuje się i dodaje klimatu podczas eksploracji tego świata u podnóży Himalajów. Welcome to Kyrat idealnie wprowadza nas w ten świat i aż chce się spacerować przy tych dźwiękach. Jednak istną perełką jest Unfamiliar Paths gdzie bez znajomości gry, można pomyśleć o jakiejś buddyjskiej świątyni ulokowanej wysoko na najwyższym pasmie górskim świata.

Dużą zaletą ścieżki dźwiękowej do Far Cry 4 jest to, że nawet po oderwaniu od gry, muzyka ta sama w sobie potrafi być interesująca. Jednak jako że mamy do czynienia ze scorem napisanym właśnie do gry, która trwa dłużej od normalnego filmu, to i materiału muzycznego mamy trochę więcej. Tym samym soundtrack ten może wydawać się trochę za długi i to w przypadku obydwu wydań. Poza recenzowaną tutaj 2-płytowym edycją ze świetną okładką, jest jeszcze krótsza (80 minut) wersja cyfrowa z okropną okładką. Omawiane tutaj wydanie, lepiej oddaje ten score, szczególnie te pasaże, kiedy właśnie utwory delikatnie przechodzą z jednego do drugiego tworząc spójny muzyczny organizm. Jeśli jednak dla kogoś dwie godziny tej muzyki to za dużo, to zawsze pozostaje to krótsze o 30 minut cyfrowe wydanie.

Trzeba przyznać, że na potrzeby Far Cry 4 Cliffowi Martinezowi udało się stworzyć fascynujący muzyczny świat. Otrzymaliśmy nietypowe połączenie elektronicznego grania z orientalnymi dźwiękami dalekiej Azji. Mimo mieszania stylów oraz kultur Amerykanowi udało się wykreować klimatyczne brzmienie, nie popadając przy tym w eklektyzm. I nie trzeba być miłośnikiem serii Far Cry, czy w ogóle fanem gier, aby móc docenić ten soundtrack. Właściwie i bez znajomości samej gry można czerpać przyjemność ze słuchania tej muzyki. I to do tego stopnia, że słuchając jej od razu przed oczyma rysują się nam górskie krajobrazy Himalajów. Aż chciałoby się, aby kiedyś Cliff Martinez mógł dostać możliwość skomponowania muzyki do filmu, którego akcja dzieje się gdzieś w Nepalu, Bhutanie, czy Tybecie. Przynajmniej słuchając Far Cry 4 można sądzić, że byłby idealnym kandydatem.

Najnowsze recenzje

Komentarze