Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

48 Hrs (48 godzin)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 25-07-2015 r.

Policjanci z Miami, Zabójcza broń, Gliniarz z Beverly Hills, Godziny szczytu… tych wszystkich klasyków nie byłoby, gdyby nie wielki sukces filmu 48 godzin, który skierował amerykańskie kino policyjne na tory tzw „buddy cop”. Konwencja jest prosta, zupełnie zresztą, jak historie w nie ubrane. Mamy bowiem „zmęczonego życiem” policjanta z krwi i kości, któremu partneruje niepokorny cwaniak (w tym przypadku drobny przestępca) zapewniający całej „drużynie” dodatkowych atrakcji. Sprzężenie zwrotne wynikające z tarcia charakterów, to siła nośna niewątpliwej rozrywki stojącej za produkcjami takimi, jak 48 godzin. Film Waltera Hilla okazał się przełomowy nie tylko dla ówczesnego kina akcji, ale również dla kariery Eddiego Murphy’ego oraz kompozytora Jamesa Hornera rozpoczynającego swoją przygodę z Hollywoodem.



Film 48 godzin nie tylko pchnął Roja w kierunku kina policyjnego przeżywającego swój renesans. Wylał również fundamenty pod ciekawą, choć wywołującą wiele sprzecznych emocji stylistykę muzycznej akcji. Aby doświadczyć tych rozbieżności zdań wystarczy poczytać opinie o ścieżce dźwiękowej do Commando. Połączenie siermiężnej elektroniki z tradycyjnymi i karaibskimi instrumentami perkusyjnymi oraz saksofonem wydawało się na początku lat 80-tych pomysłem w miarę świeżym, stojącym jakby w opozycji do panujących wówczas standardów balansowania między jazzowymi, orkiestrowymi, a elektronicznymi formami muzycznego wyrazu. Horner podszedł do ilustracji bardzo przewrotnie, z jednej strony kreując motorykę tak niezbędną do podtrzymywania tempa akcji, z drugiej natomiast uciekając się do dysonansów i kontrastów na linii obraz – muzyka. I choć w skojarzeniu z charakterystycznymi zdjęciami i montażem taki model ilustracji wydaje się słuszny, to jednak wyniesienie tych samych wrażeń i emocji podczas indywidualnego doświadczenia soundtrackowego nie jest już tak oczywiste. Zwłaszcza jeżeli mamy świadomość, że muzyka ilustracyjna była tylko dopełnieniem koncepcji współdzielenia przestrzeni audytywnej z piosenkami grupy The BusBoys.



Mimo tego miłośnicy specyficznych brzmień z lat 80-tych, a nade wszystko fani twórczości Jamesa Hornera wiele lat zagryzali zęby w oczekiwaniu na oficjalne wydanie ścieżki dźwiękowej do 48 godzin. Było to tym bardziej pożądane, gdyż soundtrack do filmowego sequela od ponad dwóch dekad brylował po sklepach muzycznych całego świata. Dopiero w roku 2011 wytwórnia Intrada uzyskała dostęp do oryginalnych taśm znajdujących się w archiwach Paramount Pictures. Materiał z sesji nagraniowych poddano gruntownemu remasteringowi i w formie limitowanego do 5 tysięcy egzemplarzy wydania trafił do katalogu amerykańskiej wytwórni jako kolejny wolumen Intrada Special Collection. Na trwającym trzy kwadranse soundtracku umieszczono cały, niespełna 30-minutowy materiał ilustracyjny Hornera, których dopełnieniem są wspomniane wyżej piosenki formacji The BusBoys. Co warto wspomnieć, były one tworzone pod czujnym okiem innej wschodzącej gwiazdki muzyki filmowej, Iry Newborn.



Niezbyt obciążający czas trwania albumu działa na korzyść doświadczenia odsłuchowego. Choć zapewne i ten argument będzie podważany względną monotematycznością proponowanego tu materiału. Cóż, kino akcji lat 80-tych rządziło się swoimi prawami, a nadrzędnym z nich było ingerowanie kompozytora tylko w najbardziej newralgicznych momentach widowiska – najczęściej oscylujących wokół suspensowych scen i fragmentów akcji. W takim więc duchu skonstruowana została otwierająca film scena (Main Title). Jazzujący saksofon stawiany jest w kontrapunkcie do dyktującej tempo perkusji i gitar, na które to z kolei nakładane są elementy orkiestrowe i pulsująca elektronika. Ciekawostką jest natomiast pojawiająca się od czasu do czasu marimba, która dodaje całej fakturze niesamowitej egzotyki. I choć można podważać słuszność sięgania akurat po takie środki muzycznego wyrazu, to nie mam wątpliwości, że wprowadzony kontrapunkt (jazz – marimba) spełnia tutaj swoją rolę. Świadomie lub nie, ironizuje przy okazji gatunek, w którym tworzona jest ta ilustracja.



Main Title jest tylko ogólnym zarysem koncepcji, jaką podejmuje Horner, a która to z pedantyczną wręcz dokładnością powracała będzie w wielu następnych partyturach tego twórcy. Bardziej intensywne pod względem wykorzystanych środków muzycznego wyrazu wydają się dwa kluczowe fragmenty akcji: Subway Stadion oraz Subway Chase. I tutaj pozwolę sobie na drobną refleksję. Otóż zawsze uwielbiałem sposób, w jaki Horner ilustrował sceny quasi-szpiegowskie, gdzie główny bohater śledzi, a w konsekwencji ugania się za antagonistą. Choć w wielu filmach są bardzo podobne pod względem strukturalnym i tematycznym, to jednak dają przestrzeń do nawarstwiania napięcia – i to w taki sposób, jakiego próżno szukać w ilustracjach innych ówczesnych twórców. Nie bez znaczenia pozostają także liczne dysonanse i zabiegi będące nośnikiem suspensu. Świdrujące skrzypce akcentowane fortepianowymi akordami i smyczkowym col lengo świetnie sprawdzają się jako preludium do bardziej dynamicznych akcyjniaków. Przykładem mogą być The Walden Hotel oraz The Alley gdzie iście thrillerowy sposób opisywania scen przypomni nam skomponowane rok wcześniej Wilkołaki oraz Humanoidy z głębiny. Jako element składowy muzycznej akcji jest natomiast fundamentem, na którym osadzona zostanie stylistyka Parku Gorky’ego.



48 godzin to nie tylko zabawa motoryką i umiejętne dawkowanie napięciem. To również szeroko pojęta rozrywka, czego dowodzi obecność wielu egzotycznych instrumentów. Sposób ich wykorzystania również nie pozostaje bez znaczenia. I w tym miejscu warto zwrócić uwagę na diegetycznie osadzony w filmie utwór Aerobics. Podchodzi on z wielkim dystansem do ilustracji, ocierając się wręcz o karaibskie, beach-barowe klimaty.



Barową atmosferę w filmie Waltera Hilla zapewniają również piosenki formacji The BusBoys. Warto tylko nadmienić, że to właśnie 48 godzin przyczyniły się do sukcesu tej rock’n’rollowej grupy na arenie międzynarodowej, a wszystko dzięki kawałkom napisanym na potrzeby dwóch scen rozgrywających się w barach San Francisco. Najbardziej ikoniczny jest jednak wieńczący film utwór, The Boys Are Back In Town, którego sukcesu nie udało się już więcej powtórzyć BusBoysom. Zupełnie jakby na uboczu znalazł się natomiast fragment autorstwa Iry Newborn pojawiający się w jednej z barowych scen. Stylizowany na country rock Torchy’s Boogie, to w istocie średnio frapujące zwieńczenie albumu soundtrackowego.



Mimo tego ścieżka dźwiękowa jako całość prezentuje się dobrze – zarówno jako ilustracja filmowa, indywidualne słuchowisko, jak i pięknie wydany kolekcjonerski okaz. Przystępny czas trwania soundtracku nie powinien odstraszać nawet przypadkowo sięgającego po ten krążek miłośnika muzyki filmowej. Oczywiście pod warunkiem, że nie męczy go trochę leciwe już brzmienie tworów z początku lat 80-tych. Dodatkowym atutem tej kompozycji może być fakt, że to właśnie ona wyznaczyła nowe kierunki w stylistyce muzycznej akcji amerykańskiego kompozytora. Dlatego też dosyć często powracam do tej płyty – przynajmniej do części ilustracyjnej.

Inne recenzje z serii:

  • Another 48 Hrs
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze