Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Paesano

Maze Runner, the: The Scorch Trials (Więzień labiryntu: Próby ognia)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 02-10-2015 r.

Olbrzymi sukces komercyjny Więźnia labiryntu – ekranizacji bestsellerowej powieści Jamesa Dashnera – przekonał producentów, że początkowo niepewna inwestycja może się okazać istną żyłą złota. Do realizacji drugiej części planowanej trylogii, Próby ognia, przystąpiono więc bardzo szybko. I dokładnie rok po premierze Więźnia labiryntu do naszych kin trafił sequel. Czy zawrotne tempo realizacji wpłynęło negatywnie na ostateczną jakość widowiska? Absolutnie nie! Stojący za kamerą Wes Ball ewidentnie czuje się w tej serii, jak przysłowiowa ryba w wodzie. Mając do dyspozycji utalentowaną ekipę i dwa razy większy budżet niż Więzień labiryntu (choć i tak śmiesznie mały w porównaniu ze statystycznymi tworami Hollywood), dosyć sprawnie przeprowadził nas przez spaloną słońcem, postapokaliptyczną Ziemię. Fakt, nie jest to już thriller z elementami s-f i zamkniętą formułą, jak w przypadku pierwszej części, bo i wszystkie karty zostały już dawno wyłożone na stół. Próby ognia, to swoistego rodzaju film drogi, a zarazem szaleńcza gonitwa, gdzie główny bohater uciekając przed swoimi prześladowcami stopniowo umacnia się w przekonaniu, że tylko otwarta walka może przerwać to błędne koło.

Dosyć istotnym elementem tej narracji, zupełnie jak w pierwszej części trylogii, miała być ścieżka dźwiękowa. Do skomponowania takowej po raz kolejny poproszono Johna Paesano, który dla wielu miłośników muzyki filmowej okazał się odkryciem roku 2014. Popełniony kilka miesięcy później serial Daredevil wzbudził co prawda troszkę wątpliwości w talent i autonomiczność warsztatu młodego kompozytora, ale to właśnie druga część Więźnia labiryntu miała ostatecznie zweryfikować artystyczną wartość tworów Paesano. Nie powiem, była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie partytur. Tym bardziej, że tematyka filmu dawała kompozytorowi bardzo duże pole do popisu. Szaleńcze tempo akcji, niesamowita sceneria i krążący nad całością wątek śmiercionośnej zarazy – to kanwa na której mogła wyrosnąć jedna z ciekawszych technicznie i barwniejszych kompozycji sezonu. Niestety John Paesano okazał się w swojej kreatywności dosyć powściągliwy.



Pamiętna, heroiczna fanfara z części pierwszej poszła niejako w odstawkę. Owszem, prolog Prób ognia świetnie zarzuca pomost między pierwszą, a drugą odsłoną filmu, ale w trakcie podróży Thomasa przez zniszczoną Amerykę temat ten praktycznie nie funkcjonuje. Dopiero patetyczna suita w napisach końcowych niejako rekompensuje ten brak. Pewnego rodzaju substytutem wydaje się bazowany na ostinatach heroiczny motyw akcji, który przypomina co bardziej popularne melodyjki z repertuaru Immediate Music. Ale i takowy temat nie uzurpuje sobie zbyt dużo przestrzeni. Dominuje natomiast bardzo siermiężne i podporządkowane sferze wizualnej granie. Paesano rzadko kiedy zostawia nas sam na sam z obrazem. Stara się tłumaczyć niemalże każdą scenę, szczególnie mocno skupiając się na racjonalizowaniu miejsc toczącej się akcji. Bardzo surowych, wręcz odpychających postapokaliptyczną brzydotą. Ten poniekąd smutny obrazek zderza się z mroczną naturą pochłoniętego zarazą świata, co w efekcie tworzy bardzo ciężki i nie zawsze atrakcyjny melodycznie miszmasz.

Co więcej. Po raz kolejny kompozytor zdradza zafascynowanie twórczością Jamesa Newtona Howarda. Wyraźnie da się to zauważyć nie tylko w strukturach rytmicznych akcji (szczególnie w relacji na tle orkiestra – elektronika), ale i na płaszczyźnie lirycznej, gdzie odnaleźć możemy bardzo dużo podobieństw. Nawet tematycznych, czego przykładem jest odwoływanie się do Igrzysk śmierci i… Wyatta Earpa! Paesano nie boi się zagłębiać w relacje między głównymi bohaterami, ale czyni to z wielkim wyczuciem, rezygnując z nośnych i przerysowanych tematów. Subtelna, snująca się melodia, okazjonalny wokal… to wszystko świetnie działa w połączeniu z obrazem, choć niekoniecznie musi fascynować poza nim… I właściwie cała ścieżka dźwiękowa pozostawia po sobie podobne wrażenia. Z jednej strony spełnienia ona bowiem pewne gatunkowe i filmowe założenia. Z drugiej natomiast pozostawia melomana z pewnym niedosytem i poczuciem, że z tej historii można było wykrzesać więcej.


Sformułowanie „więcej” nie powinno padać z ust słuchaczy mierzących się z wydanym przez Sony Music albumem soundtrackowym. Wypchany po brzegi krążek daje bowiem wszystko, czego statystyczny odbiorca oczekiwałby po ilustracji do Prób ognia. W mojej opinii nawet więcej, bo nadmiar mrocznego underscore i leniwej liryki potrafi wytrącić z narzucającej tempo akcji. Być może pomogłaby tu nie tylko dokładniejsza selekcja materiału, ale i mniejsza pedanteria w trzymaniu się filmowej chronologii. Pod tym względem krążek z muzyką do Więźnia labiryntu pozostaje zdecydowanym faworytem. W mojej opinii warto jednak sięgnąć po Próby ognia choćby wiązało się to z ustawicznym pomijaniem mniej inwazyjnych kawałków.

Początek może się wydać bardziej niż zachęcający. Utworem Opening nie tylko przypominamy sobie świetną fanfarę z części pierwszej, ale i częstowani jesteśmy fragmentami motywu, który scalał będzie młodych bohaterów w dalszej wizualizacji ich przygód. Dynamiczny wstęp szybko ustępuje miejsca serii suspensowych tekstur, które wsparte pulsującą elektroniką świetnie sprawdzają się jako tło wydarzeń mających miejsce w tajemniczej placówce. Dopiero przerażające odkrycie jakiego dokonuje Thomas uwalnia lawinowo wiele dramatycznych wydarzeń okraszonych dynamiczną, łatwo wpadającą w ucho muzyką. Scena ucieczki z kompleksu D.R.E.S.Z.C.Z.U. zyskuje więc świetnie skonstruowany, choć raczej w żaden sposób nie zaskakujący action score. Końcówka utworu You’re Not Getting Out Of Here serwuje nam wspomniany wcześniej motyw, który w tej lub innej konfiguracji triumfalnie wieńczył będzie jeszcze nie jedną scenę.

Muzyczna akcja to nieodzowny towarzysz licznych scen pościgów i ucieczek przed Poparzeńcami. Niemniej jednak, wśród utworów takich, jak Cranks!, czy Leaning Tower Of Scorch trudno szukać wyszukanych specjałów ocierających się o gatunkowy i melodyjny geniusz. To po prostu dobrze funkcjonujące, siermiężne granie, o którym zapominamy tak szybko, jak tylko skończymy przygodę z soundtrackiem. Nieco więcej szans na przebicie się do naszej wyobraźni ma wsparte wokalizami Lights oraz fragment ilustrujący finalną potyczkę w górach – Tired Of Running. Paesano wytacza tam najcięższe działa aranżując nową fanfarę akcji na orkiestrę i chór. Ciepłe, patetyczne zwieńczenie sceny ( What’s Next) otwiera tym samym furtkę do wydarzeń kolejnej części, która miejmy nadzieje będzie pod względem tematycznym bardziej dopracowana.

Mówiąc o sferze melodycznej nie da się nie wspomnieć o niej w kontekście dużej rotacji bohaterów. Pojawienie się na arenie wydarzeń nowych postaci zostaje co prawda odnotowane w partyturze, ale pod względem tematycznym niewiele się tu nowego dzieje. I tak na przykład zawiązywana stopniowo nić sympatii Thomasa z Brendą cofa nas do tytułowego labiryntu z części pierwszej, gdzie podobnym tematem częstowani byliśmy, kiedy w sercu głównego bohatera zagościła Teresa.



Takich uproszczeń jest niestety więcej. I irytują one na równi z licznymi odwołaniami do twórczości Jamesa Newtona Howarda. Wszystko to pokazuje, że pomimo dobrze prezentującego się warsztatu Johna Paesano, jest to kolejny kompozytor, który w najbliższym czasie będzie sobie musiał odpowiedzieć na pytanie w którą stronę zamierza pójść. Bo jeżeli postanowi być stylistyczną tubą trochę bardziej doświadczonych kolegów z branży, to prędzej czy później zaszufladkowany zostanie w pewnej niszy. Jeżeli natomiast zacznie eksperymentować i poszukiwać swojej tożsamości w różnego rodzaju projektach, wtedy być może zmieni się również jego podejście do takich prac, jak Próby ognia. I nie żebym nie cenił sobie niesamowitej siły działania tej partytury w obrazie – jej jasność i klarowność przekazu. Ale po dobrze nastrajającym Więźniu labiryntu można było oczekiwać, że kompozytor pójdzie o krok dalej. Poszedł, ale drogą na skróty…


Inne recenzje z serii:

  • The Maze Runner
  • Maze Runner: Death Cure
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze