Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

To Gillian on Her 37th Birthday (Miłość z marzeń)

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

To Gillian on Her 37th Birthday to melodramat opowiadający historię mężczyzny, który nie może się pogodzić ze śmiercią żony. Tragedię przeżywa w ten sposób, że nie dopuszcza do siebie tego faktu i rozmawia ze swoim wyobrażeniem tytułowej Gillian. Filmu osobiście nie widziałem, ale słyszałem, że jest to ckliwy melodramat, być może stworzony tylko po to, żeby Michelle Pfeiffer mogła sobie pograć (poszlaka wynika stąd, że scenariusz napisał jej maż, znany scenarzysta telewizyjny David E. Kelley). Do zrobienia muzyki zaangażowano bardzo już popularnego (po dwóch nominacjach do Oskara w jednym roku i na rok przed swoim największym sukcesem) Jamesa Hornera. W ramach ciekawostki warto jeszcze przytoczyć, że w polskim przekładzie film się nazywał Miłosć z marzeń. Pogratulować inwencji tłumacza…>Horner postanowił, przynajmniej przez większosć partytury, podejść do filmu jako do dramatu psychologicznego. Stworzył muzykę nastrojową, właściwie opartą na fortepianie i bardzo delikatnej (swoją drogą, bardzo Hornerowskiej) elektronice. Tu i ówdzie pojawia się obój. Są tu dwa utwory orkiestrowe, o których niżej. Płyta jest bardzo krótka, zwłaszcza jak na Jamesa Hornera (trwa ponad dwa razy krócej niż zwykle), ale w tym przypadku jest to jak najbardziej zrozumiałe.

Płytę zaczyna bardzo nastrojowe Main Title, zaczynające się od głównego tematu wykonywanego przez róg. Temat ten słychać dość rzadko w całej partyturze. Brzmi to, jak zwykle u Horneram bardzo ładnie, z pięknymi orkiestracjami, ale gdyby spojrzeć na fabułę filmu należałoby się zastanawiać nad poprawnością tej decyzji aranżacyjnej.

Utwór drugi jest już bardzo nastrojowy, z elektroniką, obojem i fortepianem. Warto zwrócić uwagę na to, w jaki sposób Horner podkreślił tragedię, jaka spotkała głównego bohatera filmu. Kompozytor pokazał tu, że nie musi się ograniczać do tak dla siebie charakterystycznego dramatyzmu. Wypadek tytułowej bohaterki podkreślił trzema atonalnymi i głośnymi uderzeniami w basowe klawisze fortepianu. Bardzo efektywna technika. W utworze trzecim wraca główny temat, pojawia się harfa, która brzmi trochę jak gitara i, prześliczny, drugi z głównych tematów.

Wszystkie utwory są do siebie bardzo podobne. Cały ciężar emocjonalny muzyki opiera się na fortepianie. Partie grane jak zwykle przez Hornera charakteryzują się dużym przywiązaniem do detalu. Mają bardzo osobisty, intymny prawie charakter, dlatego wydaje mi się, że kompozytor mógł się odwołać do własnych doświadczeń i ta partytura może być ważna dla niego osobiście. Muzyka jest bardzo prosta, oparta na dość niskiej intensywności emocjonalnej. Utwór szósty jest trochę bardziej dramatyczny, co pokazuje dużą wszechstronność fortepianu. Drugim ważnym instrumentem jest obój, który dodaje muzyce nieco magii (w końcu główna bohaterka nie żyje) i ciepła, ale też sentymentalizmu, co może trochę przeszkadzać w samym filmie. Utwór kończy się prześliczną melodią.

Orkiestra zaczyna odgrywać większą rolę w utworze przedostatnim, ale dopiero Saying Goodbye wykorzystuje zespół w pełni. Utwór ten jest bardzo ładny i emocjonalny. Bardzo podoba mi się zwłaszcza wykonanie drugiego tematu najpierw przez klarnet, potem przez róg w drugiej minucie. Zaczyna się od motywu, który Horner rok później skopiuje jako część tematu miłosnego w Titaniku. Mimo pięknej orkiestracji i dużej melodyjności, niestety, zupełnie ten utwór nie kojarzy mi się z przedstawioną w filmie problematyką. Najlepszy utwór na płycie jest niestety największą wadą całej muzyki, bo zrywa z planem, jaki na tą ścieżkę miał kompozytor.

Jak napisałem wyżej filmu nie oglądałem, a muzyka Hornera wcale mnie do niego nie zachęciła. Sama płyta jest bardzo ładna, czasami może dość nudna i monotonna, ale bardzo melodyjna, nastrojowa, czasem emocjonalna. Najciekawiej prezentują się te utwory, które w filmie mogą wypadać najgorzej. Cieszmy się jednak, że Horner potrafi napisać tak kameralną muzykę bez nadmiernego popadania w melodramatyzm (z wyjątkiem ostatniego utworu). Partytura jest bardzo dojrzała, o osobistym charakterze. Myślę, że można ją polecić miłośnikom skromnej muzyki.

Najnowsze recenzje

Komentarze