Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jan Kanty Pawluśkiewicz

Papusza

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-10-2015 r.

Bez wątpienia literatura to bardzo słabo znany odłam romskiej sztuki. Jednym z najważniejszych obrazów przybliżających jej historię jest polski dramat biograficzny Papusza z 2013 roku. Film został wyreżyserowany przez Krzysztofa Krauze (licznie nagradzany Dług, czy chociażby Mój Nikofor) oraz jego żonę Joannę Kos-Krauze. Tytuł produkcji pochodzi od pseudonimu (oznaczającego po polsku „lalkę”) Bronisławy Wajs (1908 lub 1910-1987), pierwszej cygańskiej poetki, której wiersze zostały przetłumaczone na język polski.

Krauzowie przenoszą nas do drugiej połowy lat 40-tych, kiedy to w powojennej Polsce Cyganie prowadzili koczowniczy tryb życia. Do jednego z taborów przybywa polski poeta, Jerzy Ficowski (1924-2006). Tam poznaje Bronisławę Wajs, której talent literacki robi na nim wielkie wrażenie. Ficowski zachęca kobietę, aby spisywała swoje wiersze, a on przetłumaczy je na język polski. Dzięki aprobacie samego Juliana Tuwina, w 1956 roku zostaje wydany jej pierwszy tomik poezji. Tak o to prezentuje się zarys fabuły Papuszy, której unikatowość podkreśla nie tylko tematyka, ale także to, że był to pierwszy polski film nakręcony w języku romskim. Ponadto obraz wyróżnia także czarno-biała taśma oraz ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Jana Kantego Pawluśkiewicza, której przyznano nagrodę Orła oraz Złotego Lwa na Festiwalu Filmowym w Gdyni.

Pawluśkiewicz rozpoczynał karierę w muzyce rozrywkowej. W 1967 roku był współzałożycielem kabaretu Anawa, który wkrótce przeobraził się w zespół z Markiem Grechutą jako wokalistą na czele. To właśnie Pawluśkiewicz napisał muzykę do takich przebojów, jak W dzikie wino zaplątani, Nie dokazuj, czy wreszcie legendarnych Dni, których jeszcze nie znany. Bardzo ważny odłam twórczości Polaka stanowi także muzyka teatralna i filmowa, pośród której możemy znaleźć kilkadziesiąt tytułów. W dorobku kompozytora znajdziemy także wiele form koncertowych, w tym opery, musicale i oratoria. Do tych ostatnich zaliczają się Nieszpory Ludźmierskie skomponowane w 1993 roku do słów Leszka Aleksandra Moczulskiego. Utwór ten spotkał się z ciepłym przyjęciem krytyki. Pawluśkiewicz nie spoczął jednak na laurach i już wkrótce zabrał się za nowy projekt – Harfy Papuszy, które podobnie jak Nieszpory Ludźmierskie były dużą kompozycją napisaną do istniejących już tekstów, w tym wypadku do wierszy Bronisławy Wajs vel Papuszy. Tamten utwór czerpał jednak głównie z folkloru góralskiego, który dla Pawluśkiewica, górala z pochodzenia, być bardzo bliski. Harfy Papuszy, z racji wymaganych odniesień do kultury cygańskiej, musiały być dla niego zupełnie innym, być może trudniejszym zadaniem.

Dzieło powstało wynikiem kilku zbiegów okoliczności. Kilka lat przed prawykonaniem utworu, Pawluśkiewicz spotkał się z Gregiem Kowalskim, Amerykaninem polskiego pochodzenia, który zakrzewił w nim miłość do poezji Papuszy. Kowalski miał w planach nakręcić film dokumentalny o życiu romskiej literatki, lecz brakowało mu na to funduszy. Postanowił więc wyjechać na jakiś czas do Stanów Zjednoczonych, aby zarobić tam trochę pieniędzy. Pawluśkiewicz zaproponował, że jeśli uda się zrealizować tę produkcję, to on napisze ścieżkę dźwiękową zupełnie za darmo. Kowalski dopiął swego i nakręcił Historię Cyganki, a polski kompozytor napisał do tego dokumentu muzykę, równolegle tworząc Harfy Papuszy.

Harfy Papuszy ostatecznie przyjęły formę poematu symfonicznego, choć termin ten przypisuje się raczej formom stricte instrumentalnym, niemniej jednak tak już zwykło się klasyfikować dzieło Pawluśkiewicza. Utwór składa się z kilkunastu pomniejszych kompozycji wokalnych, śpiewanych w języku romskim, co było zupełnym novum w świecie muzyki poważnej. Polak wspomina, że Harfy Papuszy miały być czymś w rodzaju hołdu złożonego twórczości poetki. Premiera odbyła się w noc świętojańską w 1994 roku na Krakowskich Błoniach w ramach inauguracji obchodów 50. rocznicy holocaustu Romów. Polskie Radio wydało poemat symfoniczny Pawluśkiewicza w ramach 11-płytowej antologii, zbierającej najważniejsze utwory Pawluśkiewicza, na marginesie pisząc – także teatralne i filmowe.

Gdy zechcemy zapoznać się z Harfami Papuszy czeka nas pewne zaskoczenie. Otóż dzieło Polaka minimalizuje folklorystyczne naleciałości i bardziej zbliża się do wielkich form wokalno-instumentalnych (z wydatnym wpływem powstałych w podobnym czasie chóralnych kompozycji Zbigniewa Preisnera), niż do muzyki nasuwającej na myśl kulturę cygańską. Polak tłumaczył to tym, że nie istnieje coś takiego, jak kanon muzyki romskiej. Cyganie w zależności od zamieszkiwanych terenów starają się imitować lokalną muzykę, niezależnie od tego, czy mówimy tu o Hiszpanii, Bałkanach czy Rosji. Nie jest też jednak tak, że Pawluśkiewicz całkowicie „wyczyścił” swoją partyturę z wszelkich odniesień do folkloru. Polak sięga niejednokrotnie po specjalną skalę muzyczną, zwaną cygańską, która skądinąd jest dość zbieżna z żydowską. Najwyraźniej możemy ją jednak usłyszeć nie na Harfach Papuszy, a właśnie na soundtracku z filmu małżeństwa Krauze.

Wspomnianą wcześniej skalę cygańską uświadczymy przede wszystkim w pierwszych siedmiu ścieżkach, które zostały nagrane specjalnie na potrzeby Papuszy. Wykonuje je pochodzący z Wrocławia, romski zespół Romani Bath pod dyrekcją samego Pawluśkiewicza. Grupa złożona jest z czterech wykonawców – skrzypka, kontrabasisty, gitarzysty oraz akordeonisty. Taki skład pozwolił jeszcze bardziej uwypuklić tradycyjny wydźwięk tych kompozycji. Sprawnie odnajdują się one w podkreślaniu nasiąkniętego folklorem charakteru filmu i, co za tym idzie, pozwalają widzowi poczuć ten iście, że się tak wyrażę, „taborowy nastrój”. Ścieżki te to w większości skoczne, wpadające w ucho utwory, które pod względem melodycznym i aranżacyjnym, jak sam Pawluśkiewicz twierdzi, były inspirowane twórczością Django Reinhardta – francuskiego kompozytora jazzowego cygańskiego pochodzenia, prekursora takich gatunków, jak gypsy jazz, czy też gypsy swing.

Na ścieżkę dźwiękową z Papuszy trafiły także trzy wokalne utwory zaczerpnięte z Harf Papuszy, jakże odmienne od omawianych w poprzednim akapicie kompozycji wykonywanych przez Romani Bath. O różnicach pomiędzy nimi przekonamy się choćby przyglądając się absolutnemu highlightowi tej pracy – pieśni Ile bied i głodów!, której tekst stanowi fragment wiersza Papuszy zatytułowanego Krwawe łzy. Śpiewa ją sopranistka Elżbieta Towarnicka, o której niekwestionowanych zdolnościach mogliśmy się przekonać w Podwójnym życiu Weroniki Zbigniewa Preisnera, czy też Avalonie Kenjiego Kawai’a. Nieziemski głos Towarnickiej znakomicie prowadzi przejmującą, na pewien sposób melancholijną melodię skomponowaną przez Polaka. Sopran znakomicie współgra tutaj z pracą orkiestry (doskonały kontrapunkt trąbki) i akordeonu, do których w dalszej części dołączają tamburyny i chór. Wszystko to tworzy razem przepiękny hymn, godny zebrania największych pochwał.

Producenci postanowili wykorzystać Ile bied i głodów!, jako piosenkę promującą film małżeństwa Krauze. W specjalnie przygotowanej na tę okazję aranżacji, do której nakręcono nawet teledysk, zaangażowano zespół Romani Bath, Towarnicką oraz Kayah. Utwór ten trafił także na płytę Transoriental Orchestra, którą wydała popularna piosenkarka. Co się tyczy samej kompozycji – osobiście preferuję jednak aranżację pochodzącą z Harf Papuszy, albowiem w mojej skromnej opinii połączenie głosów tych dwóch osobowości polskiej sceny muzycznej nie wypadło do końca przekonująco. Spodziewam się też, że większość słuchaczy nieuczulonych na operowe partie, będzie również preferować majestatyczną wersją z solo Towarnickiej.

Dużo lepiej wypada duet polskiej sopranistki z barytonem Andrzejem Biegunem w wieńczącym album, mocarnym i agresywnym Jądą Cyganie. W jednej z początkowych scen filmu widzimy Papuszę na koncercie Harf Papuszy, podczas którego wykonywany jest właśnie ten utwór (w tle widzimy Pawluśkiewicza dyrygującego orkiestrą i chórem). Jest to bardzo ładna i symboliczna scena, szkoda jednak, że tak naprawdę nie mogła się wydarzyć. Poemat symfoniczny Polaka miał premierę, przypomnijmy, w 1994 roku, czyli siedem lat po śmierci poetki. Kompozycje wokalne uzupełnia jeszcze My nie chcemy bogactw, śpiewane przez gwiazdę nowojorskiej Metropolitan Opera, Gwendolyn Bradley. To już znacznie bardziej tradycyjna i liryczna aria operowa, choć nie można jej odmówić klasy i uroku.

Omawiany krążek jest bardziej albumem studyjnym, niźli ścieżką dźwiękową sensu stricte. Muzyka Pawluśkiewicza nie dość, że jest bardzo oszczędnie wykorzystywana, to do tego praktycznie w żaden sposób nie odnosi się do warstwy dramatycznej obrazu. Sporadyczne wejścia kompozycji wykonywanych przez Romani Bath – i to zazwyczaj w bardzo skróconych wersjach – pełnią głównie funkcję muzyki źródłowej granej podczas cygańskich zabaw i festynów, choć z pewnością pomagają widzowi poczuć ten cygański folklor. Krauzowie przyjęli bowiem bardzo lapidarną emocjonalnie konwencję. Siła ich produkcja opiera się przede wszystkim na nieśpiesznym tempie filmu, tworzonym za pomocą długich i pozbawionych nadmiaru dialogów sekwencji. Ta oszczędność ilustracyjna ze strony ścieżki dźwiękowej podkreśla właśnie ten bardzo ascetyczny charakter Papuszy. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że score jako taki generalnie nie istnieje, choć ostatnie kadry ilustrowane przez wspaniałe Ile bied i głodów poruszą zapewne niejednego widza.

Mimo to soundtracka z muzyką z filmu małżeństwa Krauze słucha się doprawdy nieźle, albowiem zawiera on pozbawione jakichkolwiek znamion ilustracyjności kompozycje. W dodatku po tę ścieżkę dźwiękową mogą sięgnąć także Ci słuchacze, którzy niekoniecznie lubują się w szeroko pojętej, cygańskiej muzyce. Nawiązań do niej – o czym już zdążyłem wspomnieć – jest wszak niewiele, zwłaszcza patrząc na tematykę filmu. Tak a propos, niektóre środowiska romskie były oburzone tym, że w Papuszy nie odnajdziemy ichniejszej muzyki, a jedynie kompozycje Polaka, które z kulturą cygańską de facto nie mają aż tak wiele wspólnego. Nie powinnyśmy jednak przesadzać z tą krytyką, ponieważ muzyki, tak jak napisałem wcześniej, jest względnie niewiele.

W mojej opinii powinniśmy się cieszyć z tego, że dzieło Pawluśkiewicza nie kopiuje dawnych, regionalnych melodii, a w zamian za to proponuje coś nowego. Nasuwa mi to na myśl osobę Michała Lorenca, który twierdzi, że wykorzystywanie w filmach muzyki ludowej nie jest dobrym posunięciem. Dlatego też komponując czerpiącego z bałkańskich i słowiańskich tradycji muzycznych, świetnego Bandytę, nie użył ani jednej nieswojej nuty. Przykład ten podaję nieprzypadkowo, albowiem Pawluśkiewicz w Papuszy i Harfach Papuszy zrobił dokładnie to samo, co Lorenc w filmie Dejczera. Spróbował zrozumieć folklor, wejść w niego, jednocześnie, ani nie kopiując go bezmyślnie, ani też nie odcinając się od niego całkowicie. I właśnie za to warto docenić tę pracę.

Najnowsze recenzje

Komentarze