Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Koji Endo

Kami-sama no Iu Toori (As the Gods Will)

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 18-11-2015 r.

Kami-sama no Iu Toori to wydana po raz pierwszy w 2011 roku manga napisana przez Muneyuki Kaneshiro i zilustrowana przez Akeji Fujimurę. Dzieło, znane także pod anglojęzycznym tytułem As the Gods Will, szybko zyskało dużą popularność. Już w 2013 roku ten japoński komiks doczekał się kontynuacji stworzonej przez autorów oryginalnego utworu. Ponadto w czerwcu następnego roku ruszyły zdjęcia do pełnometrażowej, aktorskiej ekranizacji mangi Kaneshiro i Fujimury. Za kamerą stanął popularny i kontrowersyjny Takashi Miike, twórca min. Nieodebranego połączenia i 12 zabójców.

Fabuła opowiada o uczniu szkoły średniej oraz jego najlepszej przyjaciółce. Pewnie dnia w czasie lekcji głowa ich nauczyciela eksploduje (dosłownie), za czym stoi demoniczna i gadająca zabawka. Wkrótce uczniowie zostają rzuceni w sam środek survivalowej gry na śmierć i życie, w której muszą stawić czoła kolejnym brutalnym, ożywionym maskotkom. Tak, jestem w pełni świadomy tego, co piszę, choć nie jestem przekonany czy trzeźwi byli twórcy scenariusza. Inna sprawa, że to japońskie dziwadełko jest na tyle kiczowate, że aż intrygujące.

Za muzykę do filmu Miike odpowiadał jego stały współpracownik, Koji Endo. Twórca słynnej melodii dzwonka telefonicznego z Nieodebranego połączenia podszedł do As the Gods Will w dość eklektyczny sposób. Jak przekonuje nas krążek wydany nakładem wytwórni Solid Records, muzyka Japończyka oscyluje wokół kilku odmiennych stylów, w tym tych kojarzonych z wcześniejszych partytur Endo. Ta różnorodność wynika bowiem z mieszanki gatunkowej (groteska, horror, gore, surrealizm), jaką zaserwował widzom Miike.

Soundtrack rozpoczyna się dość ciekawie. Mistyczny, kobiecy wokal i delikatna asysta sekcji smyczkowej tworzą razem ciekawą, mistyczną aurę, która na pewno zwróci uwagę niejednego miłośnika tego rodzaju brzmień. Gdzieś w tle żeńskiego śpiewu, skrzypce przemycają tajemniczy motyw główny, który wkrótce wychodzi na pierwszy plan. Wtedy też Endo wprowadza energiczne, intensywne, smyczkowe ostinato, znane chociażby z wcześniejszych 12 zabójców, do których następnie dorzuca gitary elektryczne. To z pewnością całkiem efektowna introdukcja albumu.

Pomimo niezłego początku, w drugiej połowie krążek znacząco traci na sile. Do głosu dochodzą typowe dla horrorów chwyty, takie jak dysonujący underscore, industrializm (Psychological Operations), czy wspomniane, oklepane już nieco ostinata na sekcję smyczkową. Oczywiście z pomocą przychodzą tutaj wejścia tematu głównego, czy innych motywów pobocznych, lecz nie ma co ukrywać, że skrócenie albumu do, powiedzmy, 40 minut, na pewno wyszłoby na dobre. A tak to otrzymaliśmy płytę, która poza filmowym kontekstem może niekiedy mierzić.

Surrealistyczne widowisko japońskiego reżysera pozwalało Endo sięgnąć nie tylko do współczesnych trendów muzycznych, ale także do folkloru. Dalekowschodnie perkusjonalia i instrumenty strunowe (bardziej przywołujące na myśl Chiny, niż Japonię) znajdziemy min. w utworach Daruma Doll i Fighting Spirit. Jednak podobnie, jak większość ścieżki dźwiękowej materiał ten wydaje się być nieco zagubiony w obrazie i spełniać jedynie podstawową, czysto ilustracyjną funkcję.

Najciekawszym elementem muzyki Japończyka są nawiązania do… rosyjskiej muzyki ludowej. Typową dla tamtego regionu melodię, bardzo zresztą charakterystyczną i łatwo wpadającą w ucho, usłyszymy w aranżacji instrumentalnej oraz wokalnej. Nie jest wykluczone, że Endo po prostu zaczerpnął motyw z jednej z rosyjskich pieśni ludowych, choć nigdzie nie znajdujemy potwierdzenia tej tezy. Sięgnięcie jednak do tego rodzaju stylistyki ma swoją genezę w kilku postaciach filmu, którymi są mówiące matrioszki (sic!). Melodia ta nie została jednak użyta w obrazie (wersja śpiewana trafiła na drugą część napisów końcowych), co tylko jest kolejnym świadectwem na bardzo ostrożne wykorzystywanie score’u.

Mimo to byłoby niesprawiedliwością określić As the Gods Will Kojiego Endo zwykłą, „horrorową” tapetą. Nie jest to bowiem rzemieślnicza, napisana na kolanie ścieżka dźwiękowa, której rola ograniczałaby się jedynie do schematycznego straszenia widza. Szkoda tylko, że dowiadujemy się o tym z płyty, a nie z filmu, który ewidentnie nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł. Ponadto, jak to bywa często w przypadku score’ów skomponowanych dla kina grozy, krążek jest nieco problematyczny. Jakkolwiek jest tu kilka kompozycji, do których naprawdę warto wrócić i dlatego też nie należałoby skreślać przyszłych prac duetu Endo-Miike.

Najnowsze recenzje

Komentarze