Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Zhao Jiping

Raise the Red Lantern (Zawieście czerwone latarnie)

(1991/1994)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 08-12-2015 r.

Chiny, lata 20-te XX wieku. 19-letnia Song z braku perspektyw na ukończenie studiów, decyduje się wyjść za mąż. Za namową rodziny, dziewczyna bierze ślub z głową klanu Chen, bogatym Chen Zuogianem. Song zdaje sobie sprawę, że z racji wysokiego statusu społecznego swojego wybranka, na pewno nie zostanie jego jedyną kobietą. Na miejscu poznaje pozostałe trzy żony Zuogiana. Młoda, niedoświadczona życiowo dziewczyna zmuszona jest poznać i dostosować się do zwyczajów panujących w domu jej męża. Wkrótce dowiaduje się, czym jest wieczorny rytuał zawieszania czerwonych latarni przed drzwiami którejś z żon.

Tak przedstawia się fabuła obrazu Da hong deng long gao gao gua (Raise the Red Lantern, Zawieście czerwone latarnie) z 1991 roku, który otrzymał nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Za jego kamerą stanął znany z późniejszych, widowiskowych superprodukcji Zhang Yimou. W roli głównej wystąpiła natomiast Li Gong – pierwsza muza chińskiego reżysera, która pojawiła się w wielu jego wczesnych produkcjach (w następnych latach zaczął preferować obsadzanie swojej żony, Ziyi Zhang). Początki Yimou to także przywiązanie do jednego kompozytora – Zhao Jipinga.

Chińczyk napisał muzykę do łącznie pięciu filmów Yimou, począwszy od Czerwonego sorga z 1987 roku, na siedem lat późniejszym Żyć! kończąc. Bez wątpienia filmowe partytury cieszą się największą popularnością wśród dzieł Jipinga, choć jest on także autorem muzyki poważnej, w tym kilku koncertów na tradycyjne, chińskie instrumenty. Rodzimy folklor jest mu zresztą bliski po dziś dzień. Jako że jednak pobrał staranne wykształcenie na jednym z pekińskich uniwersytetów, jego warsztat poszerzył się także o znajomość zachodnich trendów. W ten sposób wykrystalizował się styl Jipinga – można powiedzieć, że fuzja tradycji z przybywającą z daleka nowoczesnością była dla niego priorytetem. On sam tłumaczy to faktem wychowywania się w mieście Xi’an, stojącym na trasie legendarnego, jedwabnego szlaku, który przez prawie dwa tysiąclecia łączył Chiny z Europą.

Owe mariaże są jednym z fundamentów ścieżki dźwiękowej z Zawieście czerwone latarnie. Jak przekonuje nas krążek, który ukazał się nakładem popularnej wytwórni Milan Records, w muzyce Jipinga można wyróżnić trzy zasadnicze sfery – perkusyjną, imitującą muzykę źródłową (w obydwu przypadkach odwołujące się do chińskiego folkloru) oraz chóralną, mającą swoje korzenie w zachodnich wzorcach muzycznych. Tak też omawiany score jawi się jako nietypowa, warta chwili uwagi praca.

Już na samym początku albumu usłyszymy cały arsenał najprzeróżniejszych, nakładających się na siebie chińskich perkusjonaliów, które najczęściej towarzyszą obrządkowi zapalania i gaszenia tytułowych latarni. W tej materii Jiping zdaje się inspirować twórczością Toru Takemitsu, który próbował podobnych eksperymentów, z tą różnicą, że Japończyk wykorzystywał ojczyste instrumenty. W zasadzie od tego rodzaju zabiegów Jiping nie stroni na przestrzeni niemalże całej partytury. Zależnie od indywidualnych preferencji słuchacza, mogą się one wydać niestety niekiedy bardzo „obce”. Niemniej trzeba podkreślić, że owe perkusjonalia dodają tej ścieżce dźwiękowej awangardowego i w pewien sposób mistycznego kolorytu.

Większych problemów, przynajmniej w moim odczuciu, nastręczają fragmenty bezpośrednio nawiązujące do dalekowschodnich tradycji muzycznych. Prologue, Flute Solo, czy poniekąd irytujące Meishan Sings, sprawiają wrażenie tak silnie zakorzenionych w tamtejszym folklorze, że gdyby nie napis na płycie „all music composed by”, to można by sądzić, że to bezpośrednie cytaty z muzyki ludowej. Nie trudno się domyślić, że takowe fragmenty również będą kłopotliwe dla odbiorców nie gustujących w orientalnych stylizacjach.

W końcu dochodzimy do najbardziej przystępnej dla statystycznego miłośnika muzyki filmowej, i być może najważniejszej płaszczyzny tego score’u, czyli do dwóch, bardzo charakterystycznych i eterycznych tematów lirycznych. W obydwu przypadkach zazwyczaj wykonuje je kilkuosobowy, żeński chórek, co ma przełożenie w filmie Yimou, który jest wprost zdominowany przez kobiety i ich wątki (nawet twarz męża Song, Zuogiana, nie zostaje nigdy pokazana). Choć trudno odmówić im klasy i uroku, to jednak ich wielokrotne powtarzanie w niemal niezmienionych, wokalnych aranżacjach na dłuższą metę może zwyczajnie nudzić.

Na szczęście na rynku jest dostępna kompilacja Electric Shadows, zawierająca tematy muzyczne z najważniejszych filmowych partytur Jipinga. Najistotniejszą częścią tego albumu – nagranego w 1999 roku przez Chinese Symphony Orchestra – jest prawie 20-minutowa suita z Zawieście czerwone latarnie. Poszczególne motywy zostały pogrupowane w cztery kompozycje o iście koncertowej, pozbawionej ilustracyjności budowie. Paradoksalnie, to właśnie ta składanka uzmysławia nam niekwestionowaną jakość i nietypowe piękno muzyki skomponowanej do filmu Yimou. Co ważne, aranżacje są bardzo zbliżone do oryginalnych, a ponadto zrezygnowano z omawianych wyżej imitacji muzyki źródłowej, przez co obszerna suita z Electric Shadows jawi się jako doprawdy doskonała alternatywa.

Na koniec wróćmy jeszcze na moment do zasadniczej ścieżki dźwiękowej. Muzyka Jipinga broni się na pewno oryginalnością, kilkoma niezłymi tematami oraz unikalną, na wpół kontemplacyjną aurą. Wszystko to jednak burzy prezentacja materiału. We znaki daje krótki czas trwania niektórych ścieżek oraz niepotrzebna repetycja – dajmy na to Realization i Ghost oraz The Record i Maishan Sings to pary utworów, które różni zaledwie kosmetyka. W obcowaniu z krążkiem nie pomagają też uprzednio nadmienione, folklorystyczne naleciałości. Dlatego też polecam przede wszystkim sięgnąć po wspomnianą wcześniej kompilację Electric Shadows. To właśnie tam odnajdziemy tę muzykę w jej właściwej, godnej niejednej pochwały postaci.

Najnowsze recenzje

Komentarze