Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Tenkū no shiro Rapyuta (Laputa – podniebny zamek) – soundtrack

(1986)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-12-2015 r.

Myślę, że nie trzeba bliżej przedstawiać Studia Ghibli, jednej z najważniejszych wytwórni filmów animowanych na świecie. Mimo to jej początki bywają niekiedy błędnie umiejscawiane w 1984 roku, czyli wtedy, kiedy powstała Nausicaa z Doliny Wiatru. Jednak sukces artystyczny i komercyjny słynnego filmu Hayao Miyazakiego był dopiero stymulatorem powstania Studia Ghibli. Niedługo potem, w czerwcu 1985 roku, Miyazaki, Isao Takahata i Toshio Suzuki ostatecznie sfinalizowali założenie wytwórni, której produkcje przez następne trzy dekady miały zawładnąć sercami widzów oraz, jakby nie patrzeć, także ich portfelami.

Idąc za ciosem, Miyazaki wziął się za realizację swojego następnego i zarazem pierwszego filmu Studia Ghibli – Tenkū no Shiro Rapyuta (Laputa – Castle in the Sky, Laputa – podniebny zamek). Jest to wizjonerska, przepięknie narysowana historia o dwojgu dzieci, które pragnął odszukać mityczną fortecę, Laputę. Zgodnie z legendami, ma ona unosić się w przestworzach i być pozostałością po od dawna nie istniejącej, wysoce zaawansowanej cywilizacji. Wnętrze zamku ma skrywać źródło energii umożliwiającej przejęcie władzy nad światem. Wojsko i piraci planują dotrzeć do Laputy, aby przechwycić tę potężną broń. Główni bohaterowie, dziewczynka Sheeta i chłopiec Pazu, chcą im w tym przeszkodzić.

Ścieżkę dźwiękową do Laputy – podniebnego zamku skomponował oczywiście Joe Hisaishi. Na cztery miesiące przed wejściem filmu na ekrany ukazał się tradycyjnie image album, zawierający kilkanaście utworów będących podwaliną pod właściwy score. Jak to zazwyczaj bywało, Hisaishi wzbogacił ostateczną ilustrację o kolejne motywy i zrewidował aranżację tych już istniejących. Podobnie jak w przypadku Nausicii z Doliny Wiatru, dla wszystkich, którzy chcą się po raz pierwszy zapoznać z tą muzyką, soundtrack wydaje się być lepszą opcją do image albumu.

Najbardziej rzucającą się w uszy zmianą w stosunku do koncepcyjnego krążka jest temat przewodni. Rola potencjalnego, głównego motywu z tytułowego utworu na image albumie, została znacznie zmarginalizowana. W zamian za to pierwszoplanową melodią Hisaishi uczynił temat przyjaźni Sheety i Pazu. I to w dodatku w jaki sposób! Temat, który na studyjnym albumie „podany” był w dość skromnych aranżacjach, do filmu trafił pod przebojową, w pełni symfoniczną postacią, stając się jednocześnie muzyczną wizytówką obrazu Miyazakiego i być może jednym z najlepszych tematów w jakże bogatej karierze Hisaishiego. Majestatyczna melodia, monstrualne, ale równocześnie pełne gracji orkiestracje czynią napisy początkowe jedną z najbardziej pamiętnych introdukcji ze wszystkich dziesięciu filmów zrealizowanych przez Miyazakiego i Hisaishiego. Ponadto Japończyk sięga po ów temat przewodni wyjątkowo często. Znajdziemy go w fortepianowej aranżacji (The Sea of Cloud under the Moonlight), a także dwukrotnie wyśpiewywanego przez poruszający, dziecięcy chór. W dodatku Hisaishi prezentuje go także w bardziej zawoalowanych wariacjach, jak chociażby w Memories of Gondoa. Warto zwrócić uwagę, że progresja akordowa tego motywu nasuwa skojarzenia z piosenką Sayonara no natsu z 1976 roku, która – nomen omen – została później wykorzystana w innym filmie Studia Ghibli, Makowe wzgórze.

Na motywie głównym oparta jest także świetna, eteryczna piosenka Carrying You, która doczekała się rozlicznych coverów. Słychać tutaj, naturalnie, nieco stylistyki typowej dla lat 80. Niemniej niezwykły, krystalicznie czysty głos 21-letniej wówczas Azumi Inoue sprawia, że doprawdy ciężko oderwać się od tej kompozycji. Tak na marginesie, współpraca z Inoue okazała się na tyle udana, że Japonka będzie później wykonawczynią utworów Hisaishiego na ścieżkach dźwiękowych z Mojego sąsiada Totoro i Podniebnej poczty Kiki.

Jak w każdej partyturze skomponowanej przez Japończyka do filmu Miyazakiego, znajdziemy tutaj od groma tematów pobocznych. Już w drugim utworze, którym Hisaishi opisuje poranek w osadzie Pazu, usłyszymy delikatne smyczki i świszczące partie na instrumenty dęte drewniane, przywołujące na myśl budzącą się o wchodzie słońca faunę i florę. Jeszcze za nim skończy się ta ścieżka, zaprezentowany zostaje nam charakterystyczny hejnał, grany przez głównego bohatera. Zwraca uwagę w nim nie do końca czyste brzmienie trąbki, co jednak należy poczytać za plus. Wszak melodię tą wygrywa w filmie sam Pazu. Klarowne, idealne solo zwyczajnie nie pasowałoby do tej sceny. Należałoby także wspomnieć o lirycznym i skromny motywiku z Memories of Gondoa, który w pewien sposób może przypominać późniejsze Path of Wind z filmowej opowieści o Totoro.

Na tym wcale się nie kończy baza tematyczna. Do moich ulubionych kompozycji należy Laputa – Castle in the Sky. To pełna dumy, majestatu i dostojeństwa muzyka napisana dla tytułowego zamku. Myślę, że jest to największy highlight omawianej ścieżki dźwiękowej, tuż obok, rzecz jasna, tematu przewodniego. Hisaishi oddaje w tym utworze hołd Lapucie, podkreślając jednocześnie za pomocą mistycznej melodii jej mitologiczny charakter. Pozostaje żałować, że usłyszymy go tylko jeden raz. Z drugiej strony, Hisaishi umuzycznia głównie najistotniejsze sceny.

Muzykę akcji znajdziemy przede wszystkim w utworze A Fun Brawl Pursuit, którego już sam tytuł sugeruje nam znacznie lżejsze brzmienia. Podobny, rubaszny charakter posiada On Tiger Moss (film Miyazakiego, z założenia poważny, posiada bowiem kilka humorystycznych scenek. Dziwacznie i niezbyt interesująco wypadają natomiast Robot Soldier (Resurrection/Rescue) i An Omen to Ruin, gdzie chaotyczne i eksperymentalne syntezatory po prostu gryzą w uszy. Odnajdziemy w tych kompozycjach tajemniczy temat robota z Laputy. Co ciekawe, pierwsze trzy nuty są niemal identyczne z początkiem melodii z utworu Laputa – Castle in The Sky, opisującej rzecz jasna podniebny zamek. Choć jest to bardzo sugestywne zagranie ze strony Hisaishiego, odbiór tej kompozycji psują siermiężne i szorstkie dźwięki syntezatorów. Tym samym dochodzimy do pewnego problemu, którego, podobnie jak w przypadku Nausicii z Doliny Wiatru, nie udało się uniknąć. Mowa tu oczywiście o niektórych nieco archaicznych rozwiązaniach muzycznych. Jednak w stosunku do poprzedniego filmu Miyazakiego, tego rodzaju materiału jest relatywnie niewiele. W związku z tym, owe anachronizmy nie mogą diametralnie rzutować na ocenę całości ścieżki dźwiękowej.

Kończąc te rozważania, Laputa – podniebny zamek Joe Hisaishiego to znakomita i kreatywna partytura. Ma w sobie wszystko to, czego potrzebuje kultowa pozycja z gatunku muzyki filmowej – pamiętne tematy, odważne aranżacje, a do tego świetne oddziałuje w obrazie. Bez dwóch zdań jest to score, którego wprost nie wypada nie znać.

Inne recenzje z serii:

  • Laputa – podniebny zamek (image album)
  • Laputa – podniebny zamek (symphony)
  • Laputa – podniebny zamek (soundtrack – USA)
  • Symphonic Suite „Castle in the Sky”
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze