Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Majo no Takkyūbin (Podniebna poczta Kiki) – soundtrack

(1989)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 05-03-2016 r.

Czarownice – okrutne, złe i podłe? A może to tylko sympatyczne i ciekawe świata dziewczyny? Tak właśnie przedstawia wiedźmy bestsellerowy w Japonii cykl powieści dla dzieci Majo no Takkyūbin (Podniebna poczta Kiki) autorstwa Eiko Kodona. Dwa lata po ukazaniu się pierwszej książki, w 1987 roku, rozpoczęto przymiarki do ekranizacji. W tym celu zwrócono się do Hayao Miyazakiego i Isao Takahaty, głównych reżyserów zyskującej coraz większą popularność wytwórni Studio Ghibli. Niestety obydwaj twórcy byli wtedy zajęci innymi projektami, odpowiednio Moim sąsiadem Totoro oraz Grobowcem świetlików. Jednak wkrótce po ich premierze, na stanowisko reżysera Podniebnej poczty Kiki desygnowany został sam Miyazaki.

Fabuła skupia się na trzynastoletniej Kiki. Każda czarownica w tym wieku musi opuścić rodzinny dom i udać się na poszukiwanie miejsca, w którym będzie mogła sama zamieszkać. Wkrótce dziewczyna w towarzystwie swojego kotka Jiji, a także zaopatrzona w miotłę mamy i radio taty, udaje się do pięknego, nadmorskiego miasta. W tamtejszej piekarni wynajmuje pokój, lecz zmuszona jest szybko znaleźć jakąś pracę, aby móc opłacić czynsz. Wpada na pomysł, aby otworzyć firmę doręczycielską – tytułową Podniebną Pocztę Kiki.

Miyazaki na stołku reżyserskim oznacza oczywiście Joe Hisaishiego w roli autora ścieżki dźwiękowej. Warto zauważyć, że minął zaledwie rok od Mojego sąsiada Totoro, który obrodził w chwytliwe tematy muzyczne, a japoński kompozytor znów musiał wejść w wizjonerski świat Studia Ghibli. Czy udało mu się zachować świeżość i ten sam poziom kreatywności? Jak najbardziej, lecz Podniebną pocztę Kiki nie zestawiałbym w jednym szeregu z poprzedzającym ją, kultowym dziełem Miyazakiego. Historia młodocianej czarownicy to swoista „obyczajówka dla dzieci”, albowiem przy zachowaniu lekkiego i czasem trochę infantylnego tonu, opowiada o dojrzewaniu oraz o potrzebie i trudach usamodzielniania się. Tak też i score Hisaishiego to nie tylko humorystyczne melodie, ale również i pierwiastek muzycznej zadumy.

Soundtrack wydany przez Tokuma oraz filmowy seans pozwalają nam dostrzec pewne istotne zmiany w warsztacie Hisaishiego w porównaniu z jego poprzednimi pracami. Przede wszystkim w Podniebnej poczcie Kiki obserwujemy dążenie do poszerzania „żywego” instrumentarium na rzecz stopniowego minimalizowania udziału wychodzących powoli z mody syntezatorów. Japończyk nie boi się tutaj sięgać po tradycyjną orkiestrę, a także dodatkowe instrumenty, takie jak akordeony i mandoliny. Za ich pomocą Japończyk tworzy doprawdy kolorową i w pewnym sensie „kosmopolityczną” ścieżkę dźwiękową, nie pozbawioną przy tym przebogatej bazy tematycznej.

Płyta rozpoczyna się od jak zawsze wpadającego w ucho, przepięknego i trochę jakby podszytego komizmem tematu przewodniego. Warto zauważyć, że to pierwszy walczyk, jaki skomponował Hisaishi do filmu Miyazakiego. Bardziej nostalgiczny ton nadaje partyturze melodia, której poświęcony zostaje min. piękny utwór Osono’s Request. Choć zbudowana jest według typowych dla Japończyka standardów, to jednak z pewnością potrafi autentycznie wzruszyć. Analogiczny nastój cechuje także motyw z Heartbroken Kiki, gdzie usłyszymy min. melancholijne partie fortepianu.

Dla większości widzów i słuchaczy największa gratką dla słuchaczy będzie zapewne A Town Where You Can See the Ocean, znakomicie zdający egzamin także jako filmowa ilustracja. Świetne wykorzystanie pizzicato, bębnów i orkiestry oraz chwytliwa, niezwykle lekka melodia tworzą doprawdy mistrzowski utwór. Na uwagę zasługuje także słyszany w połowie kapitalny „dialog” pomiędzy obojem, a fagotem, dodający całości humorystycznego oblicza. Na tym jednak nie kończą się pomysły Hisaishiego. Na ostatnią minutę przeznacza kolejny temat – niezwykle porywający i energiczny. Zostaje on powtórzony na płycie kilkukrotnie, aczkolwiek zapewne najlepiej zapamiętamy aranżację właśnie z rzeczonej w tymże akapicie ścieżki. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że to właśnie A Town Where You Can See the Ocean weszło do programów koncertowych Japończyka. Innym highlightem albumu jest także stylizowany na ragtime Substitute Jiji.

W opozycji do materiału lirycznego, na albumie znalazło się także miejsce dla dynamicznych kompozycji. W przypadku ilustrowania podniebnych podroży Kiki, Hisaishi sięga po różne melodie, dla przykładu kapitalne partie klarnetu w Late for the Party, czy wręcz groteskowo urocze Starting the Job. Punkt kulminacyjny to już jednak znacznie bardziej dramatyczna muzyka akcji. Znakomicie brzmi zwłaszcza nerwowe, lecz zarazem przebojowe The Old Man’s Deck Brush – z pewnością jeden z najlepszych tego rodzaju utworów skomponowanych dla Miyazakiego. Słychać tutaj spory postęp, jeśli chodzi o pisanie kawałków akcji, które, w owym czasie, nie były mocną stroną Hisaishiego. Tym razem jednak Japończyk pokazuje się jako świetny aranżer i orkiestrator, potrafiący tworzyć ekscytującą w swojej żywiołowości muzykę.

Jedynym zgrzytem na soundtracku, przynajmniej w moim odczuciu, jest dziwaczne i trochę drażniące Propeller Bycycle, wykorzystujące niestety już anachroniczne syntezatory. Na szczęście, na pierwszym planie usłyszymy je jeszcze tylko w A Mysterious Painting, skądinąd całkiem nastrojowej i wyciszającej kompozycji, w której możemy usłyszeć sample mające zapewne przypominać dudy. Poza tym elektroniczne brzmienia pełnią rolę raczej drugorzędną, aczkolwiek można je traktować jako kolejny element, dodający omawianej pracy eklektyzmu.

W filmie Miyazakiego usłyszymy jeszcze dwie piosenki. Jest to pierwszy przypadek w historii Studia Ghibli, kiedy to ich autorem nie jest Hisaishi. Obydwa utwory skomponował Masataka Matsutoya, a za ich wykonanie odpowiedzialna była jego żona, Yumi Arai, zresztą bardzo popularna w Japonii wokalistka. Pierwszy z nich, radosne i wpadające w ucho Rogue no Dengon, powstał w 1975 roku. Świetnie wypada natomiast druga piosenka, rok starsze If Enveloped in Tenderness (End Credit), które z pewnością zalicza się czołowych kompozycji tzw j-popu, czyli japońskiego popu. Co warto zaznaczyć, Arai napisała i wykonała piosenkę promującą inny film Miyazakiego, Zrywa się wiatr. I w tym przypadku jednak był to cytat z jej wcześniejszej twórczości.

Na rynku możemy znaleźć także wydawnictwo, które pomija piosenki Arai. Nie ma co sobie jednak odmawiać tej przemiłej bonifikaty, w dodatku dobrze wpasowującej się w partyturę Joe Hisaishiego. A ta to kolejny przykład na nieskończoną, dziecięcą fantazję japońskiego kompozytora. Nie jest łatwo wyrazić słowami, jak wiele radości daje kontakt z tą niezwykle barwną i melodyjną muzyką. Nic tylko słuchać w każdy pogodny, letni dzień.

Najnowsze recenzje

Komentarze