Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hilmar Örn Hilmarsson, Sigur Rós

Angels of the Universe (Anioły wszechświata)

(2000)
4,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 25-03-2016 r.

Anioły wszechświata (Englar alheimsins, Angels of the Unvierse) to islandzki dramat z 2000 roku w reżyserii jednego z najważniejszych twórców tego kraju, Fridrika Thora Fridrikssona. Film przedstawia nam historię Phala, młodego mężczyzny, który z przyczyn osobistych stopniowo popada w obłęd. W końcu tafia do szpitala dla umysłowo chorych, gdzie poznaje Oliego i Viktora. Pierwszemu z nich wydaje się, że komponuje piosenki dla The Beatles, natomiast drugi owładnięty jest manią na temat Adolfa Hitlera. Z racji poruszanej tematyki, Anioły wszechświata bywają często nazywane islandzkim Lotem nad kukułczym gniazdem.

Muzykę do obrazu Fridrikssona skomponował jego stały współpracownik, Hilmar Örn Hilmarrson, z którym zna się jeszcze od lat 80-tych. Panowie zrealizowali min. świetne, tak muzycznie, jak i filmowo, Dzieci natury. Ścieżkę dźwiękową z tej produkcji można uznać wręcz za opus magnum tego znanego z wiary w pogańskich bogów kompozytora. To także kwintesencja jego stylu, mistycznego i wyciszającego, w którym do perfekcji opanował posługiwanie się elektroniką. Trzeba jednak też zaznaczyć, że na pisanie takiej muzyki pozwalała mu specyfika kina Fridrikssona. Nie inaczej jest w przypadku Aniołów wszechświata.

Hilmarsson rozpisał swój score w głównej mierze na sekcję smyczkową i nastrojowe syntezatory, tworząc za ich pomocą nienarzucającą się aurę mistyki. Nie jest to jednak ambient per se, choć wpływy tego rodzaju muzyki dają o sobie często znać, jak w wielu zresztą dziełach Islandczyka. Z powodzeniem stosuje też solowe instrumenty, jak choćby skrzypce, czy gitarę, które ubarwiają i dodają tej muzyce pewnej naturalnej emocjonalności, niemożliwej do uzyskania za pomocą samej elektroniki. Siłą ścieżki dźwiękowej Hilmarssona jest także jej niejednoznaczność. Dźwięki te zasadniczo nie są ani smutne, ani wesołe, trochę jakby zawieszone w schizofrenicznej rzeczywistości głównych bohaterów.

Już początkowe takty otwierającego album utworu rzucają nas w gęste, elektroniczne tekstury, które po pewnym czasie ustępują miejsca pierwszemu, ważnemu motywowi – łagodnej, bardzo delikatnej melodii granej na gitarze. Na drugi z tematów natrafimy przy okazji kompozycji The Black Dog and the Scottish Play, gdzie Hilmarsson buduje go na prostych, powolnych akordach smyczkowych i syntezatorowych. Islandzki muzyk wraca do niego nieraz, min. w ciekawym Journey to the Underworld, w którym usłyszymy nietypowe, odważne glissanda. Innym przykładem jest prawdziwa perła tego score, utwór Colours z pięknymi, skrzypcowymi pasażami.

Anioły wszechświata to jednak nie tylko atmosferyczna, snująca się liryka. Kompozycje Relapse i Coma to przykłady szeroko rozumianego underscore’u, łączącego nieszablonowe, poniekąd awangardowe eksperymenty z pogranicza muzyki poważnej, rockowej i elektronicznej. Wyróżnia się także druga połowa Over the Band z elektronicznym, pulsacyjnym rytmem oraz bębnami. Te ostatnie zapewne odnoszą się do umiejętności filmowego protagonisty, który jest zdolnym perkusistą. Co ważne jednak, pomimo żywiołowego, prawie że agresywnego podkładu, Hilmarssonowi udaje się zachować medytacyjny nastrój, przez co kompozycja ta wpasowuje się w resztę ilustracji. Wszelkie rockowe naleciałości można uznać także za swoisty pomost pomiędzy muzyką Islandczyka, a drugą ważną płaszczyzną ścieżki dźwiękowej z filmu Fridrikssona.

Swoją cegiełkę dołożyła bowiem wywodząca się z Reykjaviku grupa Sigur Rós. W jaki sposób trafiła do Aniołów wszechświata? Otóż na początku 2000 roku ci muzycy nagrali dwa utwory, będące adaptacjami islandzkiej muzyki tradycyjnej, które następnie miały trafić na studyjny album Ny Batteri. W tym samym czasie film wkraczał na etap postprodukcji. Postanowiono zatem poprosić zespół o udostępnienie tych nagrań, co spotkało się z aprobatą. Nie były to jednak zupełnie przypadkowe kompozycje.

Bíum Bíum Bambaló to świetna aranżacja jednej ze starodawnych, islandzkich kołysanek, która w ładny sposób zdobi metafizyczne zakończenie filmu. Ciężko mi sobie wyobrazić zespół, który z uwagi na styl lepiej poradziłby sobie z tą melodią. Znakomite, jakby mistyczne brzmienie gitar elektrycznych, powolne, senne tempo i nieco melancholijny falset frontmena kapeli, Jonsiego, czynią z tego kawałka jedno z najlepszych dokonań Sigur Rós. Nieco ożywienia przynosi natomiast wieńczące krążek Death Announcements and Funerals. Tym razem jest to wariacja melodii granej na Islandii podczas radiowych ogłoszeń o zgonach. W tej wersji pojawiające się w oryginale organy kościelne zostają zepchnięte na drugi plan przez agresywne w brzmieniu gitary, oraz energiczną i wyrazistą perkusję. Muzycy nie tracą jednak ani na moment tego charakterystycznego dla całego albumu pierwiastka zadumy i refleksji.

Tym samym utwory Sigur Rós w żaden sposób nie gryzą się z pozostałym materiałem. Powiedziałbym nawet więcej. Nie dość, że go doskonale uzupełniają, to jeszcze służą za mocny akcent na zakończenie tego optymalnie wydanego, 40-minutowego albumu. Reasumując, na pewno nie jest to ten sam poziom, co kapitalne Dzieci natury, niemniej i tutaj usłyszymy to dyskretnie przenikliwe piękno i dbałość o każdy szczegół. A taka filmówka powinna często gościć w naszych odtwarzaczach.

Najnowsze recenzje

Komentarze