Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tetsuya Takahashi, różni wykonawcy

Appurushīdo (Appleseed)

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 15-04-2016 r.

Jak doskonale wiemy, bum na komputerowe animacje rozpoczął się wraz z wejściem na ekrany Toy Story Johna Lassetera. Nowa technologia szybko zyskiwała coraz większą popularność, spychając na dalszy plan tradycyjną kreskówkę. Moda niedługo wyszła także poza Hollywood, docierając nawet do dalekiej Azji, min. do Japonii. Pierwsza tego rodzaju produkcja powstała w Kraju Kwitnącej Wiśni już 2000 roku, lecz dopiero w przypadku powstałego cztery później Appleseed Shinji Aramakiego możemy mówić o sukcesie artystycznym i komercyjnym, który utorował drogą kolejnym tzw. CGI anime.

Fabuła filmu, bazująca na mandze Masamune Shirowa (twórca min. Ghost in the Shell) z lat 80., przenosi nas do 2137 roku. Wojna nuklearna zniszczyła niemal cały świat. Garstka ocalałych ludzi stworzyła utopijną metropolię, Olimp, którą rządzi superkomputer o imieniu Gaja. Żyją oni tam wraz z rasą bioroidów, człekokształtnych robotów, których zadaniem jest utrzymanie w ryzach idyllicznego społeczeństwa. Deunan Knute, jedna z najlepszych żołnierzy sił specjalnych, odkrywa, że Rada Starszych postawia przenieść bioroidy na wyższy poziom ewolucji, celem zniszczenia rasy ludzkiej. Potrzebują oni do tego programu Applessed, w którego posiadaniu jest Deunan. Jak zatem widać, rys fabularny dawał doprawdy szerokie pole do popisu dla animatorów, którzy stanęli przed niełatwym zadaniem wykreowania futurystycznego świata. Czy im się to udało? Zdecydowanie tak, lecz warstwa wizualna to tylko jeden z istotnych elementów – obraz potrzebował także stosownej muzyki.

Ścieżka dźwiękowa z filmu Aramakiego zbudowana jest z dwóch zasadniczych płaszczyzn – piosenek oraz score’u. Zarówno jedne, jak i drugie utwory, trafiły na dwupłytowe wydawnictwo Sony Music Record, które ukazało się w Japonii. Na rynku jest również dostępny album z samą muzyką ilustracyjną (niemieckie Colloseum). Jako że jednak wielu fanów uniwersum (manga Shirowa doczekała się już łącznie trzech filmów pełnometrażowych, serialu telewizyjnego i dwóch gier komputerowych) zwraca wielokrotnie uwagę na kompozycje wokalne, tak też najlepiej będzie, jeśli weźmiemy na warsztat edycję, która trafiła na półki sklepowe w Kraju Kwitnącej Wiśni. Przejdźmy zatem do pierwszego krążka.

Zawarte zostało na nim 12 ścieżek, głównie oscylujących wokół takich gatunków, jak alternatywny rock, elektroniczny rock, trip hop, czy muzyka klubowa, które nieźle wpisują się w wizję przyszłości przedstawioną przez Aramakiego. Znajdziemy tutaj twórców z całego świata, w tym z Brytanii (Paul Oakenfold, Basement Jaxx) i oczywiście z Japonii. Ciekawostką jest natomiast obecność Ryuichiego Sakamoto, którego ocierający się o dubstep utwór Coro został zaczerpnięty z jego studyjnego albumu Chasm z 2004 roku. Czy ten miks może się podobać? Cóż, na pewno do tego rodzaju stylów muzycznych miłośnicy filmówki nie są przyzwyczajeni. Tym samym owe kompozycje mogą (ale nie muszą) się okazać odpychające.

Muzykę instrumentalną napisał Tetsuya Takahashi, dla którego była to pierwsza z wielu kolaboracji z Aramakim. Nuty tego kompozytora mogliśmy także usłyszeć w renomowanym filmie Resident Evil: Degeneracja, które z Applessed łączy kilka podobieństw brzmieniowych. Recenzowana pozycja to jednak znacznie ciekawsza, dojrzalsza i bogatsza muzyka, choć i ją należałoby polecać z pewną dozą ostrożności. Co zatem możemy zaliczyć na plus, a co na minus? Na pewno należy docenić Takashiego za przygotowanie kilku osobnych idei muzycznych, z których korzysta z umiarkowaną częstotliwością. Problemem jest z kolei nieszczególna wyrazistość tematów oraz samplowane fragmenty.

Aby okrasić apokaliptyczne widowisko Arakiego, bogate w efekciarskie sceny akcji i monumentalne kadry, Takashi zmuszony był wręcz sięgnąć po rozmaite środki muzycznego wyrazu. W jego utworach nierzadko obecny jest chór, nadający warstwie audiowizualnej mrocznego charakteru. Japończyk w żywszych sekwencjach posiłkuje się również orkiestrą, samplami i perkusjonaliami. Rezultatem tego powstały takie kompozycje, jak niezwykle energiczne, choć balansujące na granicy chaosu, Crossfire i Kidou. Mocne tempo narzuca także Password, a Betrayal intryguje połączeniem bębnów z fikuśnymi partiami waltorni. Czasem można jednak odnieść wrażenie, że Takashi ma problem z okiełznaniem tych kipiących żywiołowością kawałków, aczkolwiek trzeba też powiedzieć, że na pewno nie będziemy się przy nich nudzić. Tym bardziej, że zostały w przemyślany sposób przemieszane z wolniejszymi ścieżkami.

To właśnie one tworzą drugą sferę score’u Takashiego, czyli warstwę liryczną. Zalicza się do niej min. nieco tajemnicze Saikai, w którym Japończyk wprowadza odpowiednio zmiksowaną harfę. W tej materii wyróżnia się także Mother – ciekawa, trochę mistyczna kompozycja, w której usłyszymy fortepian, harfę, a nawet dziecięce chórki, dodające całości tak jakby niewinnego kolorytu. Podobne odczucia wzbudza również emocjonalne Newege, czy Kikan, skądinąd punktujące fajną, energiczną drugą połową tej kompozycji.

Szkoda, że Takahashi nie zatroszczył się jednak o czyste, symfoniczne brzmienie. W większości utworów bowiem granica pomiędzy samplami, a orkiestrą i chórem się zaciera. Można to uznać za pewien element specyfiki tej pracy, niemniej w wielu fragmentach elektroniczne próbki starają się z różnym skutkiem naśladować prawdziwe instrumenty, a te z kolei w wyniku miksu niebezpiecznie zbliżają się do brzmienia kojarzonego właśnie z samplami. Z tym samym mankamentem możemy się spotkać w innym projekcie Takahashiego, wspomnianym wcześniej Resident Evil: Degeneracja. Niemniej ta pewnego rodzaju syntetyczność dobrze koresponduje z komputerowo wygenerowanymi kadrami Appleseed.

Charakterystyczne dla tego wydawnictwa jest to, że targetem każdego z krążków jest zupełnie inne grono odbiorców. Pierwsza płyta znajdzie poklask wśród fanów eksperymentalnych zabaw z rockiem i elektroniką. Druga jest z kolei bardziej adresowana dla statystycznych miłośników filmówki, gustujących w odpowiednio zbalansowanych proporcjach muzyki lirycznej i akcji. Dlatego też soundtrack z Appleseed to pozycja względnie ciekawa – ma swoje omawiane wcześniej wady i zalety, których wypadkowa pozwala jej wystawić chyba najodpowiedniejszą notę, czyli trójkę.

Inne recenzje z serii:

  • Appleseed: Ex Machina
  • Appleseed Alpha
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze