Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kitaro

Silk Road

(1980/1981/1983)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 18-04-2016 r.

Chyba każdy z nas spotkał się kiedyś z terminem „jedwabny szlak”, określającym połączenia handlowe, które od III w. p. n. e. do około XVI w. n.e. przebiegały od Chin aż do Europy. Nie zawsze zdajemy sobie jednak sprawę z wielkiego wpływu, jaki miał na cywilizacje, przez które wiódł. Rzutował chociażby na rozwój handlu, technologii, a także sztuki. To właśnie dzięki niemu dochodziło do wzajemnego przenikania się różnych elementów kultur nierzadko odległych od siebie o tysiące kilometrów. Jego historię postanowiła prześledzić grupa reporterów z tokijskiej telewizji NHK.

The Silk Road: The Rise And Fall Of Civilizations, zwany zazwyczaj po prostu Silk Road, to jedna z największych produkcji w historii japońskiej telewizji. Serial powstawał przez dokładnie 17 lat, począwszy od września 1972 roku, gdy ówczesny premier Japonii, Tanaka Kakuei, ogłosił oficjalne ocieplenie stosunków z Chinami. To też umożliwiło rozpoczęcie realizacji programu, który wymagał kręcenia zdjęć w wielu miejscach Państwa Środka, co dotychczas było niemożliwe właśnie z politycznych względów. Dokument zadebiutował 7 kwietnia 1980 roku. Sukces przedsięwzięcia był ogromny, przez co Silk Road gościło na srebrnym ekranie aż do 1990 roku.

Spory udział miała w tym charakterystyczna muzyka, której autorem był Masanori Takahashi, podpisujący się pod pseudonimem Kitaro. Twórca ten był ówcześnie dopiero u początków swojej kariery. Pod koniec lat 70. wydał kilka albumów studyjnych z kręgu new age, które z czasem stały się pozycjami kultowymi wśród fanów tego gatunku. Japończyk w ciekawy sposób łączył w nich inspiracje tuzami elektroniki (Tangerine Dream, Klaus Schulze) z wpływami wschodnioazjatyckiego folkloru. Niemniej to właśnie ścieżka dźwiękowa z serialu NHK ugruntowała jego pozycję w świecie muzyki. W czym tkwi jej siła?

Odpowiedź na to pytanie poznamy przyglądając się czterem oficjalnym soundtrackom, które zostały wydane na przestrzeni kilku lat (Kitaro pracował nad Silk Road do 1985 roku). Do nagrania muzyki zaprzęgnięto wielu solistów oraz nieodzowne syntezatory – Minimoog, Minikorg 700 oraz Maxikorg DV800. Za pomocą tych środków wyrazu Japończyk stworzył dzieło o kontemplacyjnym i newage’owym charakterze. Jeśli ktoś zna wspomniane przed momentem, wcześniejsze albumy Kitaro, to w Silk Road na pewno usłyszy ich echa. Niemniej recenzowany materiał wyróżnia się na plus zwłaszcza jednym aspektem, a konkretnie melodiami.

Nie ma bowiem chyba takiego miłośnika muzyki new age, który nie słyszał kultowego tematu głównego, będącego najprawdopodobniej najlepszą kompozycją Japończyka obok motywu przewodniego z filmu Między niebem a ziemią Olivera Stone’a. Kitaro przeznaczył go na początek pierwszego odcinka, kiedy to obserwujemy karawanę przemierzającą pustynię. To właśnie melodia japońskiego artysty podpowiada widzowi, że będzie on miał do czynienia z nietuzinkową produkcją. Szkoda tylko, że zostaje on powtórzony zaledwie jeden raz. Na szczęście Kitaro przygotował także szereg dodatkowych tematów. I to nie byle jakich, bo jak tu nie zachwycać się tak wspaniałymi motywami, jak te pochodzące z utworów Flying Celestial Nymphs, Silk Road Fantasy czy Takla Makan Desert.

Silk Road to jednak nie tylko chwytliwe melodie o nieprzeciętnej urodzie. To także pokaźna ilość mistycznej, typowej dla tego twórcy muzyki, która nierzadko stroni od wyrazistości tematycznej. To właśnie tutaj dochodzą do głosu inspiracje dyskografią m.in. Klausa Schulze, jednego z idoli japońskiego kompozytora. Wiele ścieżek ociera się o relaksujące i hipnotyzujące tekstury kojarzone z ambientem i new age, aczkolwiek zazwyczaj nie tracą one tej specyficznej siły wyrazu, którą można by nazwać mistycznym ekspresjonizmem. Co ważne, każdemu odbiorcy lubującemu się w tego rodzaju stylizacjach, na pewno bez problemu uda się wczuć w ścieżkę dźwiękową Kitaro. Wynika to z tego, że wszystkie utwory opublikowane na albumach cechuje zerowa ilustracyjność, przez co każda z nich tworzy zamkniętą myśl muzyczną. To bardzo ważne, zwłaszcza dla takich nastrojowych kompozycji.

Ale czy cztery soundtracki to jednak nie jest za dużo dla potencjalnego odbiorcy? W końcu nie każdy z nas lubi usiąść na trzy bite godziny przed odtwarzaczem. Cóż, na pewno po pewnym czasie możemy odczuć pewne zmęczenie materiału. Powodów jest kilka. Bez wątpienia wiele utworów jest do siebie zbliżonych pod względem brzmieniowym, zwłaszcza wtedy, gdy Kitaro unika serwowania nam jakiś ciekawych melodii, skupiając się jedynie na uzyskiwaniu odpowiednich barw muzycznych. Nie da się też ukryć, że najwięcej interesujących ścieżek mają nam do zaoferowania dwa pierwsze krążki. Trzeci i czwarty wolumin wykorzystuje bowiem większość chwytów znanych z ich poprzedników, choć jest to wciąż niezwykle atmosferyczna muzyka. Niemniej tylko nieliczne kompozycje z tych płyt, m.in. Fata Margana, Pigramage I oraz Caranvasary, są faktycznie w stanie nas czymś zaskoczyć.

Mankamentem może się też okazać pewna archaiczność Silk Road. Z racji wykorzystywanych syntezatorów, muzyka Kitaro w wielu miejscach brzmi dzisiaj już nieco przestarzale, choć fani tego artysty nie powinni mieć z tym większych problemów. Jakkolwiek dla wielu statystycznych miłośników filmówki może być to poniekąd odpychający aspekt tej pracy. Z drugiej strony, te wszelakie staroświeckie elementy nadają tej ścieżce dźwiękowej swoistej wyjątkowości i osobliwego klimatu. Przy okazji należy zaznaczyć, że na rynku jest również dostępny album Silk Road Suite, na którym zawarte zostały elektroniczno-orkiestrowe (niezrównane London Symphony Orchestra) opracowania najważniejszych tematów z pierwszych dwóch woluminów. Jest to doprawdy fantastyczny krążek i zarazem najlepsza alternatywa dla omawianych w tym tekście oficjalnych płyt z muzyką z serialu.

Czy zatem w obliczu dostępności Silk Road Suite zasadnicze soundtracki mają rację bytu? Jak najbardziej tak! Oczywiście przepastność materiału zgromadzonego na tych czterech albumach może się wydać przytłaczająca, niemniej tylko w ten sposób jesteśmy w stanie tak naprawdę docenić ogrom pracy włożonej przez Japończyka w zilustrowanie Silk Road. To w końcu prawie trzygodzinna, pasjonująca podróż po jedwabnym szlaku, podczas której Kitaro udowadnia nam, że jest prawdziwym muzycznym mistykiem i przewodnikiem.




Inne recenzje z serii:

  • Silk Road Suite
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze