Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Masahiro Ikumi, różni wykonawcy

Pāfekuto Burū (Perfect Blue)

(1997)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 22-04-2016 r.

Życie celebrytów nie zawsze jest tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Przynajmniej z taką wizją spotkamy się w debiutanckim anime Satoshi Kona, Perfect Blue z 1997 roku. Jest to historia młodej gwiazdeczki popu, Mimy Karigoe, która za namową menedżera postanawia porzucić muzykę na rzecz kariery filmowej. Wkrótce jej świat staje na głowie. Zaczyna prześladować ją fan, który nie może pogodzić się z decyzją swojej idolki, a w jednym z jej pierwszych filmów zostaje zmuszona do odegrania sceny gwałtu. Z czasem dziewczyna zaczyna mieć halucynacje w osobie wyimaginowanej Mimy-piosenkarki.

Perfect Blue to szalenie ambitne anime. To opowieść o tym, jak łatwo wpaść w sidła własnej sławy. Ponadto punktują tutaj nie tylko fabuła i wymowa filmu, ale także aspekty czysto techniczne. Obraz Kona to bowiem świetne, psychotyczne wizualizacje i perfekcyjny, niczym tytułowy błękit, montaż. Tym samym można go uznać za protoplastę późniejszych dzieł japońskiego reżysera, Millenium Actress oraz Papriki, w których te elementy zostały jeszcze bardziej dopracowane. Co ważne, filmy te zwracały na siebie uwagę także nietuzinkowymi ścieżkami dźwiękowymi (skomponowanymi w obydwu przypadkach przez Susumu Hirasawę). A jak jest w przypadku Perfect Blue?

I tym razem możemy mówić o czymś więcej, niż tylko rzemieślniczej i odtwórczej ilustracji. Jej autorem jest Masahiro Ikumi, postać bardzo enigmatyczna w branży. Jego score ukazał się w Kraju Kwitnącej Wiśni nakładem wytwórni SM Records. Specyfika filmu Kona pozwoliła Japończykowi na eksplorowanie przeróżnych regionów muzyki elektronicznej. Tak też Ikumi zrobił to, co do niego należało, aczkolwiek trzeba sobie jasno powiedzieć, że soundtrack będący przedmiotem niniejszej recenzji należy polecać z dużą dozą ostrożności. Wynika to z tego, że artysta stworzył score o bardzo eksperymentalnym charakterze, co jak wiadomo nie każdemu może się podobać.

Już pierwszy utwór Ikumiego nakreśla nam kształt pozostałej ścieżki dźwiękowej. Jest to temat głównej bohaterki, Mimy. Japończyk nie stara się odzwierciedlać jej dobrodusznego, dziewczęcego usposobienia. Artysta od razu przechodzi do pełnych napięcia i psychoz losów głównej bohaterki już po jej zrezygnowaniu z kariery muzycznej. Poprzez elektroniczne, mroczne tekstury, balansujące na granicy ambientu i industrializmu, Ikumi próbuje się wgryzać w umysł protagonistki. W drugiej połowie rzeczonej kompozycji, muzyk dodaje pojedyncze nuty samplowanego fortepianu. Brzmią one bardzo surowo, są jakby osamotnione, niczym Mima pozostawiona bez żadnej pomocy w nowym życiu. Ponadto dodają one nieobecnego w reszcie utworów, że tak powiem, ludzkiego pierwiastka. Cały późniejszy materiał zawiera jedynie czystą, eksperymentalną elektronikę.

Tak też schizofreniczny obraz muzyki Ikumiego generalnie nie zmienia się wraz z kolejnymi kompozycjami. Nightmare to już pójście w cięższą stylistykę (nawiązującą do wspomnianego industrializmu), gdzie dominują różnorakie brzęki i trzaski, a nawet dźwięki przypominające ryki zwierząt. Podobne emocje wzbudza bardziej intensywne Uchida’s Theme, czyli temat przypisany obłąkanemu fanowi Mimy. Japończyk wprowadza tutaj siermiężną elektronikę i syntezatorowe wokale, do czego w ostatecznym rozrachunku można mieć ambiwalentny stosunek. Nieco łagodniejszą muzykę zaoferuje nam Virtual Mima, w której jednak znów uświadczymy hipnotyzujące sample.

Niestety brakuje w muzyce Ikumiego jakiegoś tematu przewodniego, który spajałby ten score. Co prawda w uszy rzuca się konsekwencja brzmieniowa w budowaniu odpowiedniego nastroju suspensu i niepokoju, niemniej utwory Japończyka po pewnym czasie zlewają się w jedną całość i dopiero kolejne odsłuchy płyty pozwalają odróżnić od siebie poszczególne koncepcje muzyczne. Z drugiej strony można to zaliczyć jako pewien plus omawianej ścieżki dźwiękowej, albowiem jest ona na pewno bardzo spójna oraz klimatyczna, i jeśli uda nam się wkupić w obraną konwencję, to soundtrack powinien odwzajemnić się nam intrygującymi doznaniami słuchowymi.

Na album SM Records trafiło również pięć piosenek, w tym jedna powtórzona dwukrotnie – w japońskiej i angielskiej wersji. Oscylują one wokół popu, co ma oczywiście związek z muzyką, jaką uprawiała Mima. Jakkolwiek umieszczenie tych kompozycji na soundtracku mija się z celem, gdyż poniekąd traci on w ten sposób unikalną atmosferę. Całe szczęście jednak, że nie zostały poprzeplatane z utworami Ikumiego – decydenci rozlokowali je na krążku peryferyjnie.

Pomijając piosenki, Perfect Blue Masashiro Ikumiego to muzyka od strony formalnej bardzo interesująca. Przede wszystkim dobrze wykorzystuje możliwości, jakie dał jej film Satoshiego Kona, wpisując się w jego psychodeliczną specyfikę. Niestety to, co uznajemy za atut tej pracy, jest również jej przekleństwem. Jest to bowiem trudny w odbiorze score. Na pewno lepiej by się stało, gdyby wzorem późniejszych dokonań Susumu Hirasawy, Ikumi postawił nacisk nie tylko na odpowiednie efekty brzmieniowe, ale również na warstwę melodyczną. Jakkolwiek Perfect Blue to intrygująca, muzyczno-filmowa ciekawostka, aczkolwiek nie ma co ukrywać, że grono jej odbiorców będzie raczej dość zawężone.

Najnowsze recenzje

Komentarze