Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Rachel Portman

Still Life (Zatrzymane życie)

(2013/2014)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 25-05-2016 r.

John May jest samotnym i zamkniętym w sobie londyńskim urzędnikiem, zajmującym się organizowaniem pogrzebów dla zmarłych, po których nikt się nie zgłosił. Zawsze starannie się do nich przygotowuje, pomimo tego, że nierzadko jest jedyną osobą, która przychodzi na uroczystości. Pewnego dnia umiera jego sąsiad, William Stroke. W tym samym czasie May traci pracę, a jego przełożony daje mu kilka dni na zamknięcie ostatniej sprawy. Mężczyzna poprzysięga sobie, że za wszelką cenę odnajdzie znajomych i krewnych denata.

Tak właśnie przedstawia się fabuła filmu Still Life z 2013 roku, napisanego i wyreżyserowanego przez Włocha Uberto Pasoliniego. W Polsce był on wyświetlany pod tytułem Zatrzymane życie, aczkolwiek nie jest to zbytnio popularny w naszym kraju obraz. A szkoda, bo to doprawdy ciepły i poruszający komediodramat. W niniejszym tekście przyjrzymy się oficjalnemu soundtrackowi, który ukazał się w limitowanym (500 sztuk) nakładzie wytwórni Kronos Records.

Skomponowała go Rachel Portman, laureatka Oscara za muzykę z filmu Emma. Kino dramatyczne to oczywiście woda na młyn dla generalnie lirycznego stylu Angielki. Jakkolwiek powód jej zaangażowania był zapewne zupełnie inny. Otóż Portman od 1995 roku jest żoną Pasoliniego. Jest to jednak ich dopiero pierwsza współpraca na linii reżyser-kompozytor. Wcześniej napisała muzykę do kilku obrazów wyprodukowanych przez jej męża, z których możemy wymienić m.in. Nowe szaty cesarza. Przejdźmy tymczasem do meritum.

Sercem tej ścieżki dźwiękowej jest bardzo ładny, ale jednocześnie niezwykle subtelny temat główny. Po raz pierwszy usłyszymy go w John Walks Home, gdzie prowadzony jest przez piękną w brzmieniu harfę celtycką. W dalszych utworach Portman aranżuje go na różne instrumenty, w tym na klarnet i saksofon, dorzucając do warstwy rytmicznej m.in. gitarę i marimbę. Za każdym razem jednak Angielka unika przesadnej ekspresji, która zresztą w żaden sposób nie pasowałaby do stonowanego filmu Pasoliniego. Co ważne, udaje się jej zawrzeć w tych prostych, sentymentalnych nutach całe pokłady emocji. Ich pełne rozwinięcie znajdziemy na wieńczącym krążek End Credits, które śmiało można uznać za najbardziej reprezentatywną kompozycję omawianej partytury. Powinniśmy jeszcze wspomnieć o banalnym, lecz całkiem sugestywnym motywie, który najczęściej ilustruje sceny, w których May przegląda album ze zdjęciami swoich „klientów” (m.in. utwory Photos in Envelope oraz Book of Dead). Jakkolwiek z bazy tematycznej i tak w głowie pozostaje przede wszystkim opisywana wcześniej melodia wiodąca.

Delikatna, liryczna muzyka sączy się głośników powoli, podążając za poczynaniami flegmatycznego, ale dobrodusznego Maya. Portman unika jak ognia skomplikowanych harmonii, często rozpisując swoje utwory na solowe instrumenty, ewentualnie na kilku wykonawców. Nawet tak często wykorzystywana przez kompozytorkę na przestrzeni całej kariery sekcja smyczkowa nie odgrywa tutaj większej roli, zazwyczaj ograniczając się do tworzenia delikatnie zakreślonego tła. To wszystko sprawia, że album ten jest bardzo ascetyczny i nie narzuca się zbytnio podczas odsłuchu. Tym samym zapewne nie znajdzie on poklasku wśród miłośników bardziej żywiołowego grania, choć na plus należy zaliczyć względnie optymalny czas trwania, który nie przekracza 40 minut.

Ale czy dzieło Pasoliniego wymagało innej oprawy? Czy Portman mogła podejść do niego od innej strony? Odpowiedź na to wydaje się oczywista. Zresztą seans przekonuje nas o tym, że twórcy dobrze wiedzieli, co robią, stroniąc od przesytu ilustracyjnego i nadmiernej ekspresji. Złotym środkiem takowej koncepcji jest wspomniany wcześniej, piękny temat przewodni. Pojawia się on niejednokrotnie, nadając okraszanym sekwencjom nutki poetyckości i melancholijności, a ponadto dobrze uzupełniając celowo oszczędną grę aktorską Eddiego Marsana, który wciela się w rolę Johna Maya. W tym wszystkim wydatnie pomaga zresztą sam reżyser, zazwyczaj nie przysypując muzyki Portman zbędnymi sfx-ami.

Co tu dużo mówić, soundtrack Rachel Portman z filmu Zatrzymane życie raczej nie wychyla się poza ramy typowe dla tradycyjnej ścieżki dźwiękowej z dramatu. Trzeba sobie jednak też jasno powiedzieć, że muzyka ta potrafi ładnie i efektywnie zdobić kameralny obraz Pasoliniego. Największa zasługa w tym właśnie niezwykle urokliwego motywu przewodniego. którego śmiało można zaliczyć w poczet najlepszych melodii skomponowanych przez Portman. I właśnie z jego powodu finalna nota idzie o pół gwiazdki w górę. W końcu prawdziwe emocje zaklęte w muzyce zawsze powinny być w cenie.

Najnowsze recenzje

Komentarze