Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Taro Iwashiro

Red Cliff (Trzy królestwa)

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-07-2016 r.

Karierę Johna Woo, jednego z najważniejszych twórców kina akcji, można z grubsza podzielić na trzy okresy. Pierwszy z nich stanowią lata spędzone w jego ojczyźnie, Hongkongu, w którym na początku swojej kariery nakręcił kilka cenionych filmów sensacyjnych, min. Płatnego mordercę i Dzieci triady. W 1992 roku przeniósł się do Hollywood. Tam też przez następną dekadę wyreżyserował wiele amerykańskich hitów, by wspomnieć tu chociażby Bez twarzy i Mission: Impossible II. Następnie Woo powrócił z impetem na rodzimy rynek, kręcąc w 2008 roku dyptyk Trzy królestwa (Red Cliff, oryg. Chi Bi), najdroższy obraz w historii azjatyckiej kinematografii (stan na 2016 rok).

Kanwę fabuły stanowi bitwa o Czerwone Klify, znana również jako bitwa o Chibi, w której miało wziąć udział prawie 300 tys. wojowników. Nie jest jednak znana dokładna data (prawdopodobnie była to zima z 208 na 209 rok n.e.), ani miejsce, w którym rozegrała się batalia. Wiadomo natomiast, że do walki stanęły bardzo liczne oddziały generała Cao Cao, ówcześnie szarej eminencji Cesarstwa Chińskiego. Przeciwko niemu wystąpiła stosunkowo niewielka armia Liu Bei’a i Sun Quana, przywódców południowych ziem. Cao Cao próbował podporządkować sobie te tereny, lecz bitwa zakończyła się dla niego sromotną klęską. W swoim filmie Woo skupia się także na postaci Zhuge Lianga, głównego stratega Bei’a i Quana, i zarazem faktycznego sprawcy wiktorii.

Trzy królestwa to film, od którego Woo rozpoczął współpracę z japońskim kompozytorem Taro Iwashiro (ponowie zrealizowali później inną superprodukcję, The Crossing). Najpierw, w lipcu 2008 roku, na rynku ukazał się soundtrack z pierwszej części. Sześć miesięcy później na półki sklepowe trafił album zawierający ścieżkę dźwiękową, będącą swego rodzaju muzycznym resume całej dylogii (rzecz jasna do ponad 5-godzinnego blockbustera powstało dużo więcej ilustracji). Jak nie trudno się domyślić, znajdziemy na nim część kompozycji z poprzedniego wydania, ale także trochę nowego materiału. Aby niepotrzebnie nie rozwodzić się nad obydwiema edycjami z osobna, w niniejszym tekście przyjrzymy się albumowi podsumowującemu partyturę stworzoną na potrzeby wielkiego widowiska Woo.

Jak na wojenną superprodukcję, której akcja toczy się w dawnych Chinach, score Iwashiro generalnie stroni od muzycznych orientalizmów. Japończyk posługuje się przede wszystkim orkiestrą, głównie sekcją smyczkową, dętą blaszaną oraz perkusjonaliami. Dalekowschodnie naleciałości znajdziemy w zaledwie kilku utworach, min. w Sound of Heartstrings, gdzie Japończyk wprowadza specjalny rodzaj harfy, używanej w czasach, w których rozgrywa się akcja filmu (zresztą jeden z bohaterów filmu posługuje się tym instrumentem). W niektórych kompozycjach możemy też usłyszeć, co ciekawe, japońskie flety poprzeczne (niestety wkładka albumu nie podaje, jaki konkretny gatunek tego instrumentu został użyty), których brzmienie jest dość zbliżone do ich chińskich odpowiedników. Jak zatem widać, nie ma zbyt wiele tego typu wschodnioazjatyckich naleciałości, a zatem po recenzowaną ścieżkę dźwiękową mogą sięgnąć także ci miłośnicy muzyki filmowej, którzy lubują się w tradycyjnym brzmieniu orkiestry.

Soundtrack otwiera bardzo charakterystyczny i łatwo wpadający w ucho temat główny, oparty na szybkich pociągnięciach sekcji smyczkowej, który następnie przechodzi w heroiczną i dramatyczną melodię, prowadzoną przez to samo instrumentarium. The Battle of Red Cliff, będące dla wielu zapewne highlihtem albumu, jawi się więc jako kawał chwytliwego, symfonicznego grania. Ów temat przewija się jeszcze w kilku innych utworach, aczkolwiek najlepiej daje o sobie znać w ścieżce Shooooot!, gdzie wtórują mu potężne bębny, nadające całości wojennego sznytu. Z wiodących idei muzycznych, wyróżnia się jeszcze pełen dumy i heroizmu Shadow Of The Evanescence, zbudowane na opadających frazach, zazwyczaj rozpisanych na trąbki i smyczki. Prawdziwą wylęgarnią pobocznych motywów jest natomiast prawie 9-minutowy moloch On The Battlefield.

Sporą część score’u Iwashiro stanowi także muzyka liryczna, która znajduje swoje miejsce we wszelakiego rodzaju wątkach dramatycznych filmu Woo. Iwashiro aranżuje ją przede wszystkim na sekcję smyczkową. Choć i w tej materii usłyszymy kilka motywów i motywików (np. Light Of The Evanescence), to jednak większość z nich nieszczególnie zapada w pamięć. Zresztą po pewnym czasie można odczuć delikatne znużenie ciągłym balansowaniem pomiędzy lirycznymi, a typowo militarnymi kompozycjami. Chwilę oddechu od tego rodzaju brzmień zapewnia odbiorcy tylko kilka kawałków, min. żywiołowe i nieco humorystyczne Secret Stratagem, czy też wspomniane Sound of Heartstrings.

Poza instrumentalnymi utworami, do Trzech królestw Iwashiro skomponował dwie piosenki, które również znalazły się na soundtracku. Red Cliff (End Roll Version) / Theme Song Of Part I, częściowo oparte na jednym z lirycznych motywów, to przyjemny i całkiem uroczy song. Ciekawiej prezentuje się jednak pisane na przebój Red Cliff (End Roll Version) / Theme Song Of Part II, wykorzystujące ładną melodię z Shadow Of The Evanescence. Obydwa tracki śpiewa ta sama wokalistka, Alan Dawa Dolma, znana pod pseudonimem Alan. Możemy ją również usłyszeć w japońskich wersjach tychże piosenek, które zostały nagrane specjalnie z okazji premiery blockbustera Woo w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Reasumując, Trzy królestwa to partytura punktująca kilkoma dobrymi tematami, względnym brakiem ilustracyjności oraz sprawnym oddziaływaniem w filmowych kadrach. Miłym dodatkiem są również dwie piosenki. Z drugiej jednak strony, album nie zawsze jest w stanie utrzymać uwagę słuchacza, bywają fragmenty niemrawe, czy też po prostu rzemieślnicze, a i niekrótki czas trwania może działać niekorzystnie na odbiór wrażeń słuchowych. Jakkolwiek jest to kawał solidnej muzyki filmowej i ważna pozycja w dorobku Taro Iwashiro.

Najnowsze recenzje

Komentarze