Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Sleeping With The Enemy (Sypiając z wrogiem)

(1991/2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 20-08-2016 r.

Historię kształtującą fabułę thrillera Sypiając z wrogiem mogłoby opowiedzieć miliony kobiet na całym świecie. W różnych odcieniach i wariacjach, ale sprowadzającą się do jednego – patologicznej relacji między małżonkami, która prowadzi do zniewolenia i zdominowania jednego przez drugie. Laura Barney, jako młoda dziewczyna zauroczona szarmancką postawą Martina, daje się bowiem usidlić i w konsekwencji zamknąć w klatce chorobliwych żądz swojego męża. A każde odstępstwo od narzuconej z góry rutyny grozi bolesną karą. Kobieta marzy więc tylko o jednym – aby uwolnić się z tej patologicznej relacji. I pewnego wieczoru nadarza się właśnie taka okazja. Kiedy nowy sąsiad proponuje Barneyom rejs swoim jachtem, dochodzi do sztormu, w wyniku którego Laura wypada za burtę. Dostrzegając w tym doskonałą okazję, dziewczyna pozoruje swoją śmierć i ucieka na drugi koniec Ameryki. Pod fałszywym nazwiskiem osiedla się w pewnej małej miejscowości próbując poukładać sobie życie na nowo. Początkowo zdruzgotany Martin, szybko się jednak orientuje, że śmierć Laury była tylko pretekstem do ucieczki. Rozpoczyna więc poszukiwania…

Film Josepha Rubena, choć przyjęty przez krytyków stosunkowo chłodno, okazał się jednak kasowym hitem. Może nie do końca wabikiem była tutaj trudna i kontrowersyjna tematyka przemocy wobec kobiet. Na uwagę zasługiwały natomiast same kreacje, wśród których szczególnie znaczącą była postać Laury, w którą wcieliła się płynąca na fali sukcesu Pretty Woman, Julia Roberts. Obraz Rubena nie miałby jednak tak wielkiej siły wyrazy, gdyby nie paleta emocjonalnych barw nanoszonych przez świetną oprawę muzyczną w wykonaniu Jerry’ego Goldsmitha.



Początek lat 90. był dla amerykańskiego kompozytora przełomowy i to nie tylko przez wzgląd na znaczną ilość podejmowanych wówczas projektów. Odejście od filmów akcji (po zwieńczonej sukcesem Pamięci absolutnej) na rzecz bardziej problemowego kina, pozwoliło Goldsmithowi niejako zrewidować swój warsztat. Zmieniło się również podejście do opisywanych historii, gdyż nie motoryka, ale sfera emocjonalna oraz narracja zaczęły odgrywać tu kluczową rolę. Ciekawym „skutkiem ubocznym” chwilowego romansu Goldsmitha z nasyconym dramaturgią thrillerem była niezwykła kreatywność wyzwalana przy budowaniu głównej linii melodycznej. Dzięki temu światło dzienne ujrzały i na stałe w historii zapisały się takie prace, jak Nagi instynkt, czy też Powder. Wartą uwagi, choć niedocenianą pracą jest również ścieżka dźwiękowa do dramatu Sypiając z wrogiem. I tak, jak w przypadku wyżej wymienionych, otrzymaliśmy tu piorunującą mieszankę romantycznej liryki z elementami grozy. Który z tych „składników” okazuje się dominujący dla wymowy dzieła?



Napisany na potrzeby tego widowiska temat przewodni jest jednym z najpiękniejszych, jakie w swojej bardzo długiej karierze stworzył Goldsmith. I to właśnie ten motyw przeprowadza słuchacza przez całą, mistrzowsko skonstruowaną, ścieżkę dźwiękową. W szerszym ujęciu nie jest ona bynajmniej innowacyjna w formie, zrywająca z tym, co do tej pory kształtowało warsztat twórczy amerykańskiego kompozytora. Zdumiewać może natomiast droga, jaką obiera Goldsmith w sposobie kreowania muzycznej narracji. Skoro więc cały film jest niejako historią Laury, to czemu nie opowiedzieć jej oczami oraz sercem głównej bohaterki? I tak oto linia melodyczna, nastroje i odcienie dramaturgii podporządkowane są stanom emocjonalnym dziewczyny. A wszystko to uzyskiwane odpowiednim doborem instrumentarium, zmianą tempa oraz skali w jakiej prezentowane są poszczególne frazy tematyczne. Rzecz jasna na pewnej płaszczyźnie musi się to zazębiać z wątkiem grozy, który wyrasta bezpośrednio z chorobliwej zazdrości i zawziętości Martina. Kurtyna opiekuńczego, kochającego męża opada dopiero wtedy, kiedy Laura decyduje się na ucieczkę. To właśnie ten moment skłania kompozytora do rozbicia ścieżki dźwiękowej na dwie frakcje. Pierwsza koncentruje się na układającej sobie życie Laurze, a druga opisuje wszystkie działania Martina podejmowane w celu odnalezienia żony. Naturalne wypełnianie się tych elementów determinowane jest ciągłym strachem kobiety, że demony z przeszłości powrócą. Daje się to odczuć w artykulacji i „spaczaniu” lirycznej wymowy tematu przewodniego. Także w coraz częstszym oddalaniu się w kierunku suspensowego, minorowego grania. Wszystko to znajdzie swoją kulminację w finalnej konfrontacji stojącej pod znakiem thrillerowej, siejącej niepokój muzyki. Czy taka formuła na ilustrację mogła się jakkolwiek rozminąć z filmową treścią? Absolutnie nie! Pod względem funkcjonalnym praca Goldsmitha prezentuje wysoki poziom, zostawiając w tyle większość podobnych gatunkowo tworów. I co ciekawe, przeniesienie tych doświadczeń na indywidualny kontakt ze słuchaczem nie zmienia w większym stopniu wizerunku tej ścieżki dźwiękowej.

Dosyć dobrze rozprawiał się z tym tematem album soundtrackowy wydany jeszcze w 1991 roku nakładem Columbia Records. 40-minutowe słuchowisko zestawiało najbardziej znaczące elementy partytury, szczędząc nam kilkudziesięciosekundowych, powielających treść fragmentów. Melomanów mogła co prawda drażnić piosenka Morrisona pojawiająca się ni stąd ni zowąd po zapoznaniu z główną tematyką partytury, ale ostatecznie nie rzutowało to na pozytywne wrażenia pozostawione po zakończeniu odsłuchu. Czy istniała zatem potrzeba ponownego wydania tej muzyki, zwłaszcza, że nakład pierwotnego albumu nie zniknął z magazynów wytwórni? Odpowiedzi na to pytanie należałoby szukać w kręgach miłośników twórczości Jerry’ego Goldsmitha, dla których nawet minimalna ingerencja w strukturę oryginalnej partytury jest podstawą do rewizji prac Maestro. Tego zadania podjęła się wytwórnia La-La Land Records w 20 rocznicę premiery filmu, kiedy to opublikowała limitowany do 3 tysięcy egzemplarzy, kompletny soundtrack. Wydawnictwo jakkolwiek świetne pod względem edytorskim i wzbogacone nowym masteringiem, jest kierowane głównie dla fanów twórczości amerykańskiego kompozytora. Nie jest bynajmniej przytłaczające dla statystycznego melomana, który z łatwością przeprawi się przez 55-minutowy zestaw utworów zaprezentowany w filmowej chronologii. I to właśnie obcując z tym krążkiem najlepiej można docenić zamysł twórczy Goldsmitha.



A takowy, jak już zresztą zostało wspomniane, polegał na opowiedzeniu całej filmowej historii z perspektywy Laury Barney. Nie następuje to od razu, tak jak od razu nie jest przedstawiana nam natura związku między dziewczyną, a zaborczym Martinem. Sielankowe obrazki wypełniane są miłą dla ucha, romantyczną liryką, od której właśnie zaczynamy naszą przygodę ze ścieżką dźwiękową. Morning on the Beach oraz No Problem w żaden sposób nie zdradzają, że za fasadą pięknych słów i gestów kryje się prawdziwy dramat. Swoistego rodzaju otrzeźwienie przychodzi wraz z burzącym sielankową atmosferę Fears, gdzie temat przewodni wybrzmiewa w akompaniamencie minorowego underscore. Ciekawy jest sposób, w jakim Goldsmith tworzy tutaj swoją narrację. Wcale nie potrzebuje nowego argumentu tematycznego, by zmienić nastrój. Wystarczy, że zmienia tonację melodii, osadza ją w towarzystwie niespokojnych smyczków i subtelnie akcentujących frazy dzwonków, aby wtłoczyć w trzewia partytury nutkę grozy. O ile więc Roses – You Want Something – Happy Days jest skromnym zwiastunem tych zmian, o tyle dalsza część ilustracji skutecznie stawia granicę między liryczną wymową motywu Laury, a ciągnącą się za nią dramatyczną przeszłością.

Momentem determinującym bohaterkę do zmiany swojego położenia, jest wypadek na morzu interpretowany żywiołowym The Storm. Uważny słuchacz wychwyci wiele koneksji z poprzednimi pracami Goldsmitha. Akcja i suspens bardzo mocno kojarzyć się może z… piątą odsłoną Star Treka, gdzie równie ochoczo Amerykanin sięgał po akcentujące frazy dzwony oraz pulsującą elektronikę. Powstały w ten sposób rozdźwięk między przyjemną melodią, a pozbawioną subtelności akcją będzie się tylko pogłębiać w miarę wertowania kolejnych kart historii. Szczególnie mocno daje się to odczuć w momencie, kiedy Martin odkrywa podstęp żony. Utwór The Ring to jeden z najbardziej energetycznych i kojarzących się z Trekiem fragmentów akcji. Późniejsze wynurzenia w tym zakresie przyniosą bardziej plastyczny pod względem ilustracyjnym materiał.

Druga połowa albumu to gorączkowe balansowanie między beztroską nowego życia, a poczuciem nieustannego zagrożenia ze strony zazdrosnego męża. Paradoksalnie, rozdźwięk ten nie burzy integralności całego materiału, a wręcz przeciwnie – świetnie eksponuje filmową narrację. Bez kontekstu wizualnego można bowiem opowiadać całą historię, prowadzącą jak po sznurku do dramatycznego finału. Takowy rozpoczynamy systematycznym budowaniem napięcia w The Towels. Elektroniczne, ambientowe tło przesiewane jest wzmagającymi poczucie zagrożenia frazami w The Watcher – He Was Here. Kulminacja następuje w ośmiominutowym Remember This ilustrującym bezpośrednią konfrontację w domu Laury. Nie są to najbardziej nośne fragmenty słuchowiska, ale pod względem funkcjonalnym dosyć istotne. Chwila cierpliwości zaowocuje pięknym aranżem tematycznym wybrzmiewającym w sekwencji z napisów końcowych. Szkoda tylko, że nie oddzielono tego fragmentu od poprzedzającej go ilustracji.

W ramach bonusu wydawcy opublikowali jeszcze dwa alternatywne wykonania obok których można przejść niewzruszenie. Podstawowy, filmowy materiał, jest bowiem tym, co w zupełności wyczerpuje potencjał tej partytury. Poniekąd czynił to również album soundtrackowy wydany nakładem Columbia Records w 1991 roku. Jeżeli więc posiadacie w swojej kolekcji ten krążek, to nie widzę powodu, by dopłacać za kolekcjonerski delikates. Limitowany „complete score” będzie na pewno ciekawym dodatkiem, ale głównie dla fanatyków twórczości Goldsmitha. Co zaś się tyczy samej kompozycji, to bez względu na formę prezentacji gorąco polecam chociażby jednorazową przygodę z rzeczoną pracą – może niezbyt docenianą przez krytyków w kontekście całej twórczości Goldsmitha, ale niewątpliwie wartą uwagi.

Najnowsze recenzje

Komentarze