Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

En mai, fais ce qu’il te plaît (Come What May)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-09-2016 r.

Roku 2014 Ennio Morricone nie może zaliczyć do udanych. Po serii koncertów w styczniu i lutym, z powodu problemów z kręgosłupem, musiał odwołać wiele występów zaplanowanych na kolejne miesiące. Ponadto był to pierwszy rok od początków jego kariery, w którym maestro, znany ze swojej niesłychanej pracowitości, nie wydał ani jednego albumu. Na szczęście Włoch szybko zaczął dochodzić do zdrowia. Niebawem rozpoczął przygotowania do kolejnego tournée, My Life in Music Tour 2015, a także powrócił do komponowania muzyki. W styczniu 2015 roku do internetu wyciekły zdjęcia z sesji nagraniowej jego nowej ścieżki dźwiękowej (co pozwala sądzić, że de facto powstawała ona w ostatnich miesiącach 2014 roku). Wśród fanów zawrzało. Jak się okazało, była to muzyka do francuskiego filmu En Mai Fais Ce Qu’il Te Plaît, który w wielu krajach dystrybuowany był pod angielskim tytułem Come What May. Za kamerą obrazu stanął Christian Carion, twórca cenionego Bożego narodzenia. Fabuła przenosi widza do maja 1940 roku. Mieszkańcy małej, francuskiej wioski, w obliczu zbliżających się wojsk niemieckich, zostają zmuszeni do opuszczenia swoich włości. Wkrótce ruszają w stronę wybrzeża.

Soundtrack został wydany nakładem hiszpańskiej wytwórni Quartet Records. Na płytę trafiło dokładnie 10 utworów, które nie obrazują faktycznej ilustracji produkcji Cariona. Jak to często bywa w przypadku prac Włocha, w filmie rozbrzmiewają głównie fragmenty poszczególnych kompozycji. Ponadto francuski reżyser zdecydował się również na wykorzystanie muzyki źródłowej, która na szczęście nie znalazła się na recenzowanym albumie, choć w filmie kilkukrotnie daje o sobie znać (co ciekawe, część użytych piosenek została nagrana kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w obrazie). Ich rola polega oczywiście na podkreślaniu czasu akcji, podczas gdy muzyka Morricone skupia się przede wszystkim na budowaniu odpowiednich emocji i napięcia.

Album rozpoczyna się od najbardziej reprezentacyjnego utworu, En Mai. Z początku słyszymy troszkę przydługawy, zbudowany na czteronutowych pasażach, wstęp, do którego w dalszej kolejności dołącza piękna melodia, najpierw prowadzona przez miękko brzmiące instrumenty dęte drewniane, a następnie podejmowana przez co raz większy aparat wykonawczy. W ten sposób kompozycja pod koniec nabiera iście hymnicznej barwy. Warto zauważyć, że omawiana ścieżka zdradza minimalistyczne zapędy włoskiego maestro. Zresztą bardzo podobna konstrukcyjnie jest napisana kilka miesięcy później przez Morricone kompozycja Una stella, miliardi di stelle z filmu La Corrispondenza.

En Mai nie jest jednak tematem głównym. Zapoznamy się z nim dopiero w piątym utworze, Tout laisser. Nie jest to zbyt wyszukana melodia, słychać w niej echa chociażby przepięknej Maleny, ale posiada spory ładunek emocjonalny. Pomagają w tym klasyczne, choć dla niektórych odbiorców być może zbyt tradycyjne, orkiestracje, oparte na snującej się, szerokiej sekcji smyczkowej. Repryzę tego motywu usłyszymy w ostatniej kompozycji na płycie, A la recherche de la paix. Morricone dorzuca w niej jeszcze trąbkę oraz sopran, dzięki którym staje się bardziej podniosła. Warto zauważyć, że zastosowanie kobiecego głosu może być efektem wykorzystania jako temp tracka muzyki z Pewnego razu na dzikim zachodzie, z pamiętnym solo Eddy Dell’Orso. Jakkolwiek ścieżka ta jawi się jako piękne zamknięcie krążka. W podobnym tonie, co temat główny – niespecjalnie oryginalnym, lecz rzewnym, lirycznym i wyciszającym – utrzymane są również poboczne motywy, na które natrafimy w kilku innych kawałkach. Zalicza się do nich nacechowane „morriconowskim” romantyzmem Ils resteront trois, Et même les animaux sont avec eux (ładne partie fletu) oraz pierwsza połowa Tout laisser (z nadającym subtelnego, francuskiego kolorytu, akordeonem).

Co ciekawe, Morricone pisze głównie durowe melodie, tym samym pomimo dramatycznej historii opowiadanej przez film, ścieżka dźwiękowa tak jakby starała się odzwierciedlać nadzieję bohaterów na lepsze jutro. Jednocześnie nadaje ona ilustrowanemu dziełu względnie lekkiego, bezpretensjonalnego tonu. Zresztą, muzyki, zwłaszcza lirycznej, jest w filmie całkiem dużo i jest stosunkowo głośno wyeksponowana. Tak jak chociażby w scenie opuszczania przez bohaterów swojej wioski (zilustrowanej przez temat główny), czy w sekwencji montażowej ukazującej mieszkańców przemierzających francuskie równiny (tutaj pięknie, i jedyny raz w filmie, rozbrzmiewa En Mai).

Na album trafiło względnie niewiele underscore’u. Znajdziemy go tylko w trzech utworach. Pierwszy z nich to L’étau se resserre, w którym usłyszymy głównie trzeszczące i dysonujące smyczki. Podobnie, czyli raczej niezbyt interesująco, wypadają także Traverser la guerre i Ills arrivent. Jakkolwiek podczas odsłuchu recenzowanego soundtracku rzuca się w uszy przewaga materiału lirycznego nad atonalnym. Z tego też powodu album powinien ukontentować, przynajmniej w pewnej mierze, miłośników ciepłej i rzewnej, nawet jeśli niewyszukanej, muzyki filmowej.

En Mai Fais Ce Qu’il Te Plaît to bodaj najmniej popularna pozycja z trzech projektów Ennio Morricone zrealizowanych po jego powrocie po niespełna dwuletniej absencji w branży filmowej. Nie dziwi mnie taki stan rzeczy. Renomy Nienawistnej ósemki raczej nikomu nie trzeba tłumaczyć. Z kolei La Corrispondenza wzbudzała zainteresowanie osobą reżysera, Giuseppe Tornatore, a po premierze albumu zaskakiwała rockowo-elektronicznymi elementami. W tej stawce ścieżka dźwiękowa z produkcji Cariona jawi się jako najmniej znacząca. Nie dość, że powstała do niezbyt znanego w świecie filmu, to jeszcze sama w sobie wydaje się mało oryginalna; oparta po prostu na dość przewidywalnych środkach wyrazu. Jakkolwiek praca ta potrafi w kilku kompozycjach autentycznie wzruszyć i zaczarować słuchacza, a także sprawić, że będzie on miał ochotę jeszcze raz sięgnąć po album. Oczywiście wśród ponad 500 dzieł maestro En Mai Fais Ce Qu’il Te Plaît nie jest na pewno niczym szczególnym, ale Włochowi znów udaje się uchwycić odbiorcę w czuły punkt. A to niekiedy ważniejsze, niż usilne poszukiwanie oryginalnych brzmień i nowatorskich rozwiązań.

Najnowsze recenzje

Komentarze