Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Vangelis

Apocalypse des Animaux, L’ (Apokalipsa zwierząt)

(1973)
5,0
Oceń tytuł:
Daniel Aleksander Krause | 22-09-2016 r.

Vangelisa przedstawiać nikomu nie trzeba. Choć nie każdy może kojarzyć legendę muzyki elektronicznej przez jego pseudonim, ciężko chyba znaleźć kogokolwiek, kto nie potrafiłby rozpoznać tematów z Rydwanów ognia czy Wyprawy do Raju. Jego wkład w rozwój muzyki również filmowej był swego czasu niebotyczny. Nie bez powodu jest uważany za jednego z pionierów, którzy wynieśli syntezatory do rangi prawdziwego instrumentu, a nie tylko „sztucznej zabawki”. Jednak nawet wśród osób znających jego twórczość, obok dzieł takich jak wyżej wymienione klasyki czy Łowca androidów, dosyć rzadko wspomina się o muzyce z początku jego solowej kariery. Jest to o tyle krzywdzące, że pomija się przy tym cały szereg kompozycji nie tylko intrygujących, ale nierzadko również znakomitych.

Gdy na przełomie lat 60-tych i 70-tych zespół Vangelisa, Aphrodite’s Child, powoli się już rozpadał, mieszkający w Paryżu Grek spotkał na swej drodze francuskiego reżysera filmów dokumentalnych, Frédérica Rossifa. Panowie bardzo się polubili, co zaowocowało później długoletnią współpracą, zakończoną śmiercią reżysera w 1990 r. Pierwszym efektem tej przyjaźni stała się wydana w 1970 r. Apokalipsa zwierząt. Był to sześcioodcinkowy serial dokumentalny traktujący o życiu dzikiej fauny w jej naturalnym środowisku oraz swoisty protest przeciwko bezmyślnemu niszczeniu natury przez człowieka.

Muzyka stworzona przez Vangelisa nie brzmi jak coś, czego spodziewalibyśmy się po przyrodniczej tematyce. Pomijając figlarną, bardzo delikatnie nacechowaną etnicznie miniaturę pod czołówkę serialu (Générique), nie uświadczymy tutaj żadnych typowych dla tego gatunku środków muzycznych. Kompozytor skupił się bowiem nie tyle na podkreślaniu różnorodności i kolorytu zwierzęcego świata, co na samej idei serialu. Ścieżka dźwiękowa wypełnia go zresztą w bardzo oszczędny sposób – większość ekranowego czasu, zdominowana przez wypowiedzi narratora, pozostawiona została bez jej wsparcia. Kompozycje Vangelisa brylują za to w dłuższych sekwencjach, gdzie narrator ustępuje miejsca głównemu bohaterowi serialu – naturze. Obserwujemy wtedy czarującą symbiozę dźwięku z obrazem, zupełnie jakby twórcy zostawiali nam czas na dłuższą chwilę zadumy i refleksji. Choć nie brakuje też krótszych, bardziej ilustracyjnych fragmentów, muzyka słyszalna spod kreowanych przez Rossifa ujęć jest więc przede wszystkim swoistą impresją piękna objawionego natury. Nie dziwi więc, że kompozytor podszedł do zadania w dość uniwersalny sposób, kreując na poły elektroniczne, na poły akustyczne brzmienie, dość wyraźnie nasączone jazzową wrażliwością. Dzieło Vangelisa nie jest jednak tworem zaskakującym tylko w kontekście obrazu – Apokalipsa zwierząt zachwyca również poza nim.

Wydany trzy lata po serialu album początkowo sprawia wrażenie skąpego. Z sześciu godzin serialu na płycie znajdziemy bowiem niewiele ponad pół godziny muzyki, w dodatku pochodzącej wyłącznie z pierwszego, piątego i szóstego odcinka. Wrażenie to zaciera się jednak zupełnie już po pierwszym kontakcie z muzyką. Choć czysto teoretycznie mamy do czynienia ze ścieżką dźwiękową z serialu, płyta to w zasadzie album koncepcyjny. Niezależność od ekranowych zdarzeń i wolność od tradycyjnego ilustratorstwa pozwoliła Vangelisowi stworzyć dzieło wznoszące się daleko ponad obraz, którym było inspirowane.

Zachwyca kunszt, z jakim grecki kompozytor snuje osobiste refleksje. Artysta niby eksperymentuje z muzycznymi środkami, ale czyni to w sposób tak naturalny i spontaniczny, jakby korzystał z dźwięków zupełnie dla niego oczywistych. Praktycznie każdy utwór na albumie to mała perełka. La Petite Fille de la Mer jawi się nam jako czarująca kołysanka, w której eteryczne, krystaliczne brzmienie klawiszy przy skromnym akompaniamencie gitary przenosi słuchacza w głąb podwodnego świata. Jazzowe ciągoty kompozytora dają o sobie znać w Le Single Bleu, gdzie pięknemu, tęsknemu solo na trąbkę towarzyszą rozmarzone partie klawiszy w lekko improwizacyjnej manierze. Druga połowa albumu przynosi nam dwie monumentalne kompozycje, w których Vangelis wręcz wyprzedza własne czasy. W Creation du Monde i La mer recommencée artysta przy pomocy elektronicznych tekstur tworzy misterne dźwiękowe pejzaże, prototypy ambientu, który miał zostać wynaleziony dopiero kilka lat później. Pierwszy z tych utworów tworzy zresztą bodaj najbardziej zachwycającą estetycznie scenę w serialu, towarzysząc malowniczym, spowolnionym ujęciom lecących ptaków.

Trudno pisać o tej muzyce inaczej niż lapidarnie. Muzyka do Apokalipsy zwierząt jest bowiem aranżacyjnie i wykonawczo dość skromna. Za tą pozorną prostotą idą jednak znacznie większe emocje. Vangelis stworzył tutaj swego rodzaju muzyczny poemat, zachwycający intymnością i refleksyjnym nastrojem. Nie każdemu taka muzyka przypadnie od razu do gustu – kontemplacyjna atmosfera tego dzieła z pewnością wymaga odpowiedniego wyciszenia. Bez wątpienia jest to jednak ścieżka dźwiękowa warta każdej poświęconej chwili – piękne, poruszające dzieło, które mimo upływu lat, ani trochę nie straciło na swej świeżości.

Najnowsze recenzje

Komentarze