Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Vangelis

El Greco

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 25-09-2016 r.

Gdy przyjrzymy się bliżej dyskografii Vangelisa, to możemy zauważyć, że pewną rolę w twórczości legendarnego mistrza muzyki elektronicznej odegrała postać Dominikosa Theotokópoulosa, urodzonego na Krecie, greckiego malarza z przełomu XVI i XVII wieku, znanego szerzej jako El Greco. Najpierw, w 1995 roku, Vangelis wydał, w limitowanym nakładzie, zainspirowany dziełami tego artysty album Foros Timis Ston Greco. Następnie ten sam materiał, aczkolwiek zremasterowany i wzbogacony o trzy nowe utwory, ukazał się trzy lata później na popularnym i cenionym krążku studyjnym El Greco. Jakby tego było mało, w 2007 roku Vangelis skomponował muzykę do pełnometrażowego filmu El Greco, bazującego na życiu manierystycznego malarza. Obraz wyreżyserował Yannis Smaragdis, który 11 lat wcześniej zrealizował ze słynnym muzykiem inną biograficzną produkcję, Cavafy. O ile jednak Foros Timis Ston Greco oraz El Greco (1998) cechuje bardzo duża zbieżność, o tyle w przypadku trzeciego podejścia do postaci Dominikosa Theotokópoulosa, Vangelis przygotował zupełnie nową muzykę. Został zresztą za nią nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Salonikach.

Aby odpowiednio wgryźć się w tę muzykę potrzeba nam nie tyle samego obejrzenia filmu, co zapoznania się z sylwetką El Greca. W jego malarstwie tematem wiodącym była bowiem religia, konkretnie chrześcijańska (min. Espolio, czyli obnażanie z szat, czy wystawiana w naszym kraju Ekstaza świętego Franciszka). Można odnieść wrażenie, że to właśnie problematyka podejmowana przez kreteńskiego artystę była jednym z najważniejszych źródeł inspiracji dla Vangelisa podczas pisania ścieżki dźwiękowej do filmu Smaragdisa. Recenzowany score cechuje bowiem niemalże liturgiczna specyfika, której wykładnią jest zarówno kontemplacyjna atmosfera odznaczająca sporą część utworów, jak i odpowiednie instrumentacje, polegające na wykorzystaniu nieodzownych chórów, wyśpiewujących min. „agnus dei” i „kyrie elejson”.

Iście mszalny charakter ma najbardziej reprezentacyjna ścieżka na płycie, czyli otwierające album Part 1 (niestety, nie znajdziemy na rzeczonym wydawnictwie tradycyjnej tytulatury). Do głosu dochodzi tutaj zwłaszcza imponujący, męski chór, intonujący urokliwą, całkiem chwytliwą melodię. Utwór ten można uznać nie tylko za highlight albumu, ale także najbardziej wyrazistą część filmowej ilustracji, albowiem przeznaczony został pod punkt kulminacyjny filmu. Ten sam temat zostaje jeszcze podjęty w ostatniej kompozycji. Tym razem jednak wiodącą rolę odgrywa fortepian, choć chór również jest obecny. Na napisy początkowe trafił natomiast drugi ciekawy, mistyczny utwór, Track 2, choć na pewno nie jest on niczym nowym w kontekście całej twórczości Vangelisa.

Gros muzyki z El Greco Smaragdisa stanowią liryczne, stonowane kompozycje. Również i w tej materii Vangelis nie odkrywa nowych kart, tworząc za pomocą syntezatorów wyciszające, medytacyjne tekstury. Wielu tym kompozycjom, pomimo niekwestionowanego uroku oraz budowania nastrojowego klimatu, brakuje jednak bożej iskry, która cechowała wcześniejsze dzieła greckiego mistrza. W pewnej mierze przypominają one atmosferyczne ścieżki ze studyjnego El Greco (choć gdzieniegdzie mogą się nam nasunąć na myśl nawet fragmenty Oceans i Voices) , aczkolwiek wypadają od nich dużo mniej przekonująco. Przede wszystkim omawiana muzyka w pewnych momentach sprawia wrażenie odtwórczej, napisanej trochę jakby na kolanie, a ponadto niektóre liryczne kompozycje, zwłaszcza w drugiej połowie albumu, ze względu na podobieństwa brzmieniowe oraz to samo, nieco senne tempo, zlewają się trochę w jedną całość. To naturalnie nie powinno stanowić problemu dla zagorzałych miłośników Greka, ale inaczej sprawa wygląda, gdy spojrzy na ten aspekt statystyczny odbiorca.

W ramach urozmaicenia, analogicznie jak w przypadku soundtracku ze wspomnianego w pierwszym akapicie filmu Cavafy, na album trafiły trzy kawałki źródłowe. Podkreślają one grecki rodowód głównego bohatera. Co ciekawe, dwie z nich (ścieżka 8. oraz 11.) zostały napisane współcześnie i tylko jedna z nich jest cytatem z muzyki ludowej (ścieżka 5.). Pochodzi ona zresztą z Krety, miejsca urodzenia El Greca. Do takowych utworów można mieć oczywiście ambiwalentny stosunek. Na pewno ubarwiają one krążek, aczkolwiek jednocześnie trochę zaburzają atmosferę budowaną przez oryginalne kompozycje Vangelisa. Jakkolwiek jest ich na tyle mało, że raczej nie powinny stanowić zbyt wielkiej niedogodności.

Jak niemal w przypadku każdego soundtracku Vangelisa, tak i El Greco nie obrazuje faktycznej ilustracji filmu. Warto odnotować, że podczas seansu usłyszymy znacznie więcej muzyki, niż zostało zamieszczone na edycji będącej przedmiotem niniejszej recenzji. Widz może wręcz odnieść wrażenie ilustracyjnego przesytu – score’u jest wręcz za dużo. Oczywiście tylko w niektórych miejscach wybija się on przed szereg (jak chociażby w scenie finałowej), niemniej jego pokaźna ilość działa niekiedy na niekorzyść obrazu. Ambiwalentny stosunek można mieć też co do samej stylistyki obranej przez Vangelisa. Z jednej strony utwory Greka bez wątpienia dodają filmowi aury mistyki i liturgicznego tonu, lecz z drugiej strony elektroniczne tekstury niekoniecznie odnajdują się w okraszaniu historii, której akcja toczy się na przełomie XVI i XVII wieku.

Reasumując, soundtrack z filmu Smaragdisa nie jest albumem, od którego polecałbym rozpoczęcie eksplorowania dzieł Vangelisa. Niemniej jednak dla każdego miłośnika twórczości słynnego Greka pozycja ta powinna stanowić obiekt zainteresowania. Nie dlatego, że jest to w jakiś sposób rewolucyjna, czy zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa. El Greco to po prostu taki Vangelis, jakiego lubimy: refleksyjny i atmosferyczny, nawet jeśli w paru miejscach trochę zbyt ospały i mało kreatywny. Oczywiście odbiorcy poszukujący czegoś oryginalnego mogą poczuć jedynie zawód podczas obcowania z recenzowanym materiałem, niemniej jeśli poprzeczkę ustawimy sobie na odpowiedniej wysokości, to score z El Greco powinien zagwarantować nam trzy kwadranse optymalnych doznań słuchowych.

Najnowsze recenzje

Komentarze