Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Species (Gatunek)

(1995/2008)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 27-10-2016 r.

Mieszanka horroru i science fiction? To zawsze elektryzowało uwagę widzów, czego najlepszym przykładem jest Obcy w reżyserii Ridleya Scotta. Na fali sukcesu tego unikatowego widowiska powstała również inna opowieść – tym razem rozgrywająca się na naszej rodzimej planecie. Kiedy w ramach programu S.E.T.I. amerykańscy uczeni odbierają od obcej cywilizacji kod DNA i formułę, jak połączyć go z ludzkim genem, ciekawość bierze górę nad rozumem. Powstała w ten sposób, dynamicznie rozwijająca się, hybryda, ucieka z laboratorium, a wraz za nią wysłana zostaje specjalna grupa ludzi mających za zadanie odnalezienie i zneutralizowanie potencjalnego zagrożenia. A takowe jest niemałe, bo „projekt Sil” nie dość, że dopiero zaczyna poznawać swoje zabójcze możliwości, to na dodatek dąży do reprodukcji. W ciele niezwykle pięknej kobiety wyrusza więc na poszukiwanie odpowiedniego partnera…



Historia powstawania Gatunku (Species) jest długa i wyboista, bo sięga jeszcze roku 1987. Pokazuje jednak, że odrobina determinacji i śmiałości ze strony pomysłodawców zaowocować może całkiem ciekawym widowiskiem na pograniczu fantastyki i erotyki. Za sterami postawiono więc miłośnika tego typu eksperymentów, Rogera Donaldsona, autorem zdjęć został nasz rodak, Andrzej Bartkowiak, a główną rolę pięknej Sil powierzono modelce i początkującej aktorce, Natashy Henstridge. Efekt był piorunujący – tym bardziej, że do realizacji tego widowiska wykorzystano sporą ilość nowatorskich jak na tamte czasy, efektów komputerowych. Determinacji filmowców co prawda nie doceniła ówczesna krytyka, ale widownia jak najbardziej dopisała. Na tyle licznie, aby dać powód finansistom do snucia wizji na temat ewentualnych sequeli.

Jednym z głównych sprawców artystycznego sukcesu tego widowiska był autor ścieżki dźwiękowej, Christopher Young. Amerykański kompozytor w połowie lat 90. przeżywał okres swojej twórczej prosperity. Nie tylko systematycznie rozbudowywał warsztat, ale zdołał ugruntować swoją pozycję w branży jako specjalisty w zakresie ilustracji filmów balansujących na pograniczu fantastyki i grozy. Niewątpliwie pomocne były w tym doświadczenia sprzed niespełna dekady, kiedy tworzył oprawę do dwóch części Wysłannika piekieł oraz sequela Muchy. Gatunek miał wychodzić nieco dalej poza sztywnie zarysowane, gatunkowe ramy. Szczypta erotyki i pewnego rodzaju zadumy nad stworzeniem, siłą rzeczy skierować musiała kompozytora w stronę bardziej zrównoważonej, lirycznej wręcz wymowy tematu przewodniego. Pomocne okazały się nie tylko inspiracje analogicznym idiomem Goldsmitha ze ścieżki dźwiękowej do Obcego, ale i twórczość Camille’a Saint-Saënsa, a dokładniej fragmenty utworu Karnawał zwierząt. Ciekawym jest fakt, że gdy prześledzimy karierę Younga i skupimy się na wymowie tworzonych przez niego tematów, to wiele z nich będzie przemawiało właśnie językiem owego klasyka muzyki poważnej. Jest to jednak temat na osobny artykuł.

Skupiając się zatem na samej ścieżce dźwiękowej do Species, warto podkreślić nie tylko walory estetyczne tematu przewodniego, który przez współczesnych słusznie uważany jest za pewnego rodzaju klasyk w swoim gatunku. Interesująca wydaje się również cała konstrukcja partytury, która nie zamyka się tylko w hermetycznym sposobie postrzegania tematyki tego filmu. Young nie ma większych oporów przed sięganiem po liryczne, miłe dla ucha fragmenty opatrzone miękkim, żeńskim wokalem. Aczkolwiek kiedy trzeba, nie waha się poczynić w tym pozornie poukładanym słuchowisku niemałego spustoszenia. Apokaliptyczny ton niektórych fragmentów, czasami ocierających się o instrumentalną kakofonię, to domena licznych scen grozy najczęściej ukazujących pozaziemską naturę Sil. W całym tym miszmaszu nie brakuje również troszkę bardziej okiełznanej, choć nie spuszczającej z tonu, muzycznej akcji. Natomiast sekwencje obrazujące poszukiwanie zaginionej dziewczyny w Mieście Aniołów równie ochoczo przemawiają elektronicznym, pulsującym rytmem, co pastiszami dokonywanymi na twórczości innych kolegów z branży. Najlepszym tego przykładem jest chyba oryginalny temat przewodni, który w drodze zmian w strukturze ścieżki dźwiękowej zdetronizowany został do roli jednego z pomniejszych motywów. Słuchając go nie można nie odnieść wrażenia, że źródłem inspiracji była tutaj twórczość Jamesa Hornera z połowy lat 80. Doszukiwanie się tych i innych konotacji może budzić pewne obiekcje dotyczące kreatywności kompozytora i oryginalności jego tworu. Nie przeczę, że pod tym względem Gatunek ma całkiem sporo „za uszami”, ale sam fakt świetnego połączenia wielu skrajnych wydawać by się mogło pomysłów zasługuje tu na głębokie uznanie. Tym bardziej, że w filmie działa to wszystko tak, jak należy. Owszem, większość muzyki jest cichym narratorem pełniącym swoje funkcje z ukrycia, ale nie brakuje momentów, kiedy po prostu nie sposób nie zachwycić się ścieżką dźwiękową. Nie bez powodu zresztą będą one oscylowały wokół tematu przewodniego. Aczkolwiek naszej uwadze nie powinna również umknąć ilustracja finalnej konfrontacji obfitująca w wybornie zorkiestrowane fragmenty.

I niestety, jak wiele innych kultowych partytur, Gatunek przez wiele lat stanowił obiekt pożądania wielu kolekcjonerów i miłośników muzyki filmowej. Krążące po świecie kompozytorskie promo rozwiązywało problem tylko połowicznie, dlatego też z wielkim entuzjazmem w 2008 roku przyjęto informację o oficjalnej publikacji soundtracku. Odpowiedzialna za to wytwórnia Intrada Records nie wzięła na warsztat kompletnego materiału z sesji nagraniowych, ale zwróciła się ze sprawą do samego autora ścieżki dźwiękowej. Chris Young przygotował zatem odpowiedni zestaw utworów, który sposobem prezentacji opowiadał filmową historię, ale bez zbędnego rozpraszania uwagi kilkudziesięciosekundową drobnicą. De facto był to zestaw utworów przygotowany już kilka lat wcześniej na potrzeby kompozytorskiego promo, ale wzbogacony o kilka nowych, nieopublikowanych i niesłyszanych w filmie fragmentów. W ramach bonusu dorzucono również trzy elektroniczne kawałki, które w tej lub nieco zmienionej formie wybrzmiały w filmie. Jak to wszystko prezentuje się razem?



Nie tak osobliwie i dziwacznie, jak można by się było spodziewać. Niespełna siedemdziesięciominutowy album jest co prawda wyzwaniem dla lubujących się w prostej melodyce słuchaczy, ale cierpliwość rekompensują liczne muzyczne ciekawostki rozsiane po całym krążku. Pierwszą z nich zapewnia nam tytułowe Species prezentujące tematykę w pełnej krasie. Podobny, choć troszkę bardziej wylewny w formie aranż owej melodii, zamyka naszą filmową przygodę w pięknej suicie Star Bright. Rola tej owianej mistyką melodii nie ogranicza się bynajmniej do spajania całej historii tematyczną klamrą. W filmie dosyć często się ona pojawia, ale w bardziej subtelnej formie. Cóż z tego, skoro na krążku jej brak jest odczuwalny już na samym wstępie soundtrackowej przygody. Owszem, pojawiają się klimatyczne substytuty, świetnie identyfikujące się z poszczególnymi etapami rozwoju Sil, a przykładem tego jest opatrzony żeńskim wokalem, Protostar lub troszkę bardziej „dojrzały” dramaturgicznie Bax Max. Względna absencja tematu głównego w materiale ilustracyjnym skutecznie maskowana jest również obecnością odrzuconego tematu głównego, który wybrzmiewa w krótkim, ale bardzo sugestywnym Fever. Charakterystyczne trąbki i baza rytmiczna kierować będzie naszą uwagę w stronę warsztatu Jamesa Hornera z połowy lat 80. Bardziej „Youngowskie” wydaje się natomiast Fever’s Fever niejako rozbudowujące narzuconą wcześniej myśl muzyczną. W kontekście powstałego później tematu głównego należało się tylko cieszyć, że fragmenty te nie zostały ostatecznie wykorzystane.

Wykorzystano natomiast cały arsenał suspensowego grania kształtującego ponurą atmosferę wielu fragmentów ścieżki dźwiękowej. Przedsmak takowego prezentuje nam już drugi utwór na krążku – A Vibrant Slime. Pełen niepokoju kawałek nie burzy ogólnego wyobrażenia na temat świetnego zaplecza technicznego u Christophera Younga. Lata doświadczeń w tym zakresie zrobiły swoje. Nie sposób więc przejść obojętnie obok tak klimatycznych i świetnie rozpisanych konstrukcji, jak Milky Way Breasts, czy Safe Sex. Ponury underscore dosyć często przeplatany jest dynamicznymi zrywami, więc o jakiejkolwiek nudzie nie ma tu mowy. Na największe fajerwerki przyjdzie nam jednak poczekać do utworów ilustrujących finalną konfrontację. I tutaj największą uwagę koncentruje Worm Hole. Pulsujące sample i charakterystyczne fortepianowe frazy, to chyba najbardziej rozpoznawalne elementy tego słuchowiska. Elementy, które w późniejszych latach staną się podstawą muzycznej akcji Amerykanina w takich filmach, jak Jądro ziemi czy Powódź.

I jak już to zostało wcześniej wspomniane, krążek zamykają trzy bonusowe utwory stworzone za pomocą instrumentów i sampli elektronicznych. Narkotyczne, ocierające się o lekką monotonię, Aetherian Universe oraz Angel Hair, ilustrują sceny przybycia Sil do Los Angeles. Na szczególną uwagę zasługuje ten ostatni, który w warstwie wokalnej po raz kolejny ociera się o warsztat twórczy Hornera. Osobliwą ciekawostką jest natomiast suspensowa demówka, How To Defend Yourself Against Alien Abduction, która ostatecznie w takiej „nieociosanej” formie wybrzmiała jednak w filmie.



Jakże polichromatyczną, ale zarazem spójną w narracji jest ścieżka dźwiękowa do Gatunku. Nie dziwne więc, że limitowany do 3 tysięcy nakład zszedł z magazynów Intrady błyskawicznie, stając się w dosyć krótkim czasie białym kruczkiem na rynku kolekcjonerskim. Czy zatem z perspektywy współczesnego odbiorcy warto inwestować potężne środki w tak prezentującą się pracę? Tutaj pytanie będzie się rozbijało o indywidualne preferencje i podejście słuchacza do treści soundtracku. Bo jeżeli będzie on postrzegany tylko i wyłącznie przez pryzmat świetnego tematu przewodniego, to moim zdaniem nie ma sensu pakować się w tak astronomiczne koszty. Inna sprawa, gdy rozsmakujemy się w rozbudowanej strukturze Gatunku, zaczniemy czerpać przyjemność z kryjących się w tej partyturze smaczków. Wtedy perspektywa wydania nawet dwustu złotych nie będzie aż tak straszna. Jako posiadacz tego fascynującego soundtracku – jednego z filarów mojej kolekcji prac Christophera Younga – mogę tylko gorąco polecić sięgnięcie przynajmniej po jego elektroniczną, powszechnie dostępną wersję.

Inne recenzje z serii:
Species II

Najnowsze recenzje

Komentarze