Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Psycho 2 (Psychoza 2)

(1983)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-10-2016 r.

Gdy parę lat temu zabierałem się za oglądanie Psychozy 2 (1982) Richarda Franklina, miałem już przygotowane wiadro żółci, które po zakończonym seansie chciałem wylać na każdego, kto maczał palce w realizacji tego, wydawałoby się na pierwszy rzut oka, zupełnie niepotrzebnego sequela. Uprzedzenie to nie było przypadkowe. Powstały w 1960 roku czarno-biały oryginał Alfreda Hitchcocka, absolutna klasyka thrillera, to bezsprzecznie jeden z moich ulubionych filmów, wprost porażający niezwykłym klimatem, pracą kamery, zaskakującą fabułą, perfekcyjną muzyką i doskonałą rolą główną. Tak też już sama idea zrealizowania po 22 latach kontynuacji, w dodatku na kolorowej taśmie, wyglądała mi jedynie na bezceremonialny skok na kasę. Jakież było zatem moje zdziwienie, kiedy otrzymałem świetny, pełen zwrotów akcji i trzymający w napięciu obraz, tylko w niewielkim stopniu ustępujący „jedynce”. Franklin nie kopiuje bezmyślnie pomysłów mistrza suspensu, ale rozmyślnie się nimi posługuje, tworząc swoją autorską koncepcję opowieści o schizofrenicznym zabójcy. Co ważne, Psychoza 2 to nie tylko ekscytujący thriller, ale również dramat poszerzający wiedzę widza na temat jednego z najciekawszych czarnych charakterów w historii kina. Akcja toczy się ponad 20 lat po wydarzeniach znanych z poprzedniej części. Norman Bates, po długim pobycie w zakładzie psychiatrycznym, zostaje uznany za zdrowego, po czym wraca do swojego motelu i domu. Dostaje pracę w miejscowej knajpie, próbując dostosować się do codziennego życia. Tam też poznaje urodziwą Mary. Wkrótce wracają jego demony z przeszłości.

Każdy kto widział Psychozę Hitchcocka, nie jest chyba w stanie zapomnieć kapitalnej ilustracji muzycznej autorstwa Bernarda Herrmanna. Cała partytura, z genialnym Prelude i kultowym już The Shower na czele, weszła do kanonu muzyki filmowej, a także stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych dzieł amerykańskiego kompozytora. Franklin został nawet poinformowany o możliwości wykorzystania oryginalnych utworów Herrmanna w kręconym przez siebie sequelu, lecz ostatecznie odrzucił tę propozycję (z takowej koncepcji skorzystano dopiero przy okazji remake’u Psychozy z 1998 roku). Reżyser stwierdził, że skoro jego film tylko w umiarkowany nawiązuje do hitchcockowskiego pierwowzoru, to też potrzebuje on innej muzyki. Pałeczkę kompozytora powierzył ostatecznie Jerry’emu Goldsmithowi. Co ciekawe, Herrmann często krytykował młodego Goldsmitha (obydwaj pracowali w latach 50. dla CBS), choć ten z kolei zawsze wypowiadał się o swoim starszym koledze w ciepłych słowach, doceniając jego niezwykłe wyczucie obrazu. Jednak przekopiowanie wizji Herrmanna na potrzeby Psychozy 2 nie mogłoby zdać egzaminu. Zimna, szorstka, ponura partytura, rozpisana jedynie na sekcję smyczkową, świetnie odnajdywała w czarno-białym i w pewien sposób mrocznym widowisku Hitchcocka, podczas gdy obraz Franklina stawia większy nacisk na aspekt dramatyczny, w tym rozwój postaci. Co zatem zaproponował Goldsmith?

W stosunku do pracy Herrmanna, amerykański kompozytor znacznie rozszerzył aparat wykonawczy. Jego partytura została nagrana przez pełną orkiestrę symfoniczną, której asystują syntezatory i perkusjonalia. Jak zatem widać, Goldsmith podszedł do opowieści od nieco innej strony, choć jego muzyka nie jest całkowicie wolna od nawiązań do partytury z pierwszego filmu. Cytat ze ścieżki dźwiękowej Herrmanna usłyszymy już na samym początku produkcji, gdzie jako łącznik z poprzednią częścią, została zamieszczona (dosłownie kadr w kadr) słynna scena prysznica z „jedynki”. Goldsmith zaczerpnął słynny utwór z tej sekwencji, a następnie nagrał jego odświeżoną wersję. Do historii przeszły słowa maestro, gdy dyrygując tą kompozycją powiedział: Herrmann musi się przewracać w grobie.

Na tym kończą się jednak czytelne nawiązania do Herrmanna. Już muzyka z napisów początkowych może zdziwić wszystkich amatorów legendarnej ścieżki dźwiękowej z pierwszej części. Otóż po krótkim, kakofonicznym wstępie, zapewne zwiastującym przyszłą makabrę, Goldsmith prezentuje delikatny, ale także emocjonalny temat przewodni. Maestro buduje go na subtelnych, fortepianowych figurach rytmicznych, do których dołącza motyw wiodący, najpierw podejmowany przez syntezatory, a następnie przez całą sekcję smyczkową (z typowym dla Amerykanina, pełnym elegancji rozmachem). Dlaczego tak czuła, niewinna wręcz melodia została napisana do historii o seryjnym mordercy? Genezy tej idei należałoby szukać w fabule Psychozy 2. Film w dużej mierze skupia się na postaci Batesa, min. na szerszym nakreśleniu jego relacji z matką. W ten sposób dowiadujemy się więcej o przyczynach jego choroby psychicznej, która jak się okazuje sięga jeszcze okresu dzieciństwa. Zapewne to właśnie obsesyjne więzy łączące Normana (zarówno tego młodego, jak i dorosłego) ze swoją rodzicielką, skłoniły Goldsmitha do napisania tej ślicznej, można powiedzieć kołysankowej, melodii. Krążą pogłoski, że Perkins wzruszył się, gdy pierwszy raz usłyszał demo rzeczonego tematu.

Motyw przewodni jest jednak jedyną zasadniczą melodią stworzoną na potrzeby Psychozy 2. Reszta muzyki jest już do bardziej przewidywalna i zarazem mniej frapująca. Lwia część opisywanej partytury to po prostu kreujący suspens, ewentualnie podkręcający tempo filmowych wydarzeń, underscore, który poza ruchomymi kadrami spisuje się dość kiepsko. Goldsmith stawia przede wszystkim na nerwowe kolaże sekcji smyczkowej, dętej blaszanej (min. charakterystyczne dla Amerykanina, gwałtowne wejścia waltorni), fortepianu oraz syntezatorów. Te ostatnie sprawnie odnajdują się w budowaniu niepokojącej i schizofrenicznej atmosfery, ale z drugiej strony wypadają już nieco przestarzale. Tym samym partytura Herrmanna, oparta jedynie o brzmienie smyczków, prezentuje się dziś nowocześniej w stosunku do dużo młodszego dzieła Goldsmitha. Trzeba też jednak oddać Amerykaninowi, że elektroniczne naleciałości były ówcześnie bardzo na czasie, a on sam z powodzeniem wprowadzał je do swoich prac. Ciekawie i awangardowo wypada natomiast imitowanie dźwięku… ostrzenia noży. Zabieg ten znalazł swoje zastosowanie w kilku scenach morderstw.

Recenzowany w niniejszym tekście album MCA Records zawiera podstawową edycję partytury Goldsmitha. Krążek, trwający 30 minut, wydaje się całkiem przystępną propozycją dla statystycznego miłośnika filmówki. Na rynku jest również dostępna rozszerzona edycja, która ukazała się w 2014 roku nakładem wytwórni Intrada. Rzecz jasna znajdziemy na niej znacznie więcej materiału, w tym utwory źródłowe (dwa cytaty z twórczości Ludwika van Beethovena – nad ich nagraniem czuwał sam Goldsmith). Jako że jest to jednak muzyka, której na dłuższą metę nie słucha się łatwo (monotematyczność, spora ilustracyjność), to też na początek proponowałbym jednak zapoznać się z albumem MCA Records.

W całościowym ujęciu Psychoza 2 Jerry’ego Goldsmitha nie jest pozycją do wielokrotnego delektowania się przez statystycznego miłośnika filmówki. Na uwagę szerszego audytorium zasługuje przede wszystkim piękny temat główny. Pozostały score, ze względu na niemałe podporządkowanie filmowym kadrom, wymaga już od słuchacza znacznie większego skupienia i cierpliwości, choć oczywiście znajdą się fragmenty, które zapewnią dreszczyk emocji. Wypada też nadmienić, że Amerykanin bardzo sprawnie odciął się od herrmannowskiego klasyka, pomagając tym samym Franklinowi stworzyć ten ambitny sequel. W tym aspekcie Goldsmith z pewnością odniósł sukces.

Inne recenzje z serii:

  • Psychoza
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze