Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nick Glennie Smith

We Were Soldiers (Byliśmy żołnierzami)

(2002)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 16-11-2016 r.

Bitwa o Ia Drang była jedną z pierwszych dużych bitew z udziałem amerykańskich żołnierzy w Wietnamie. Po raz pierwszy wykorzystano też kawalerię powietrzną, dowodzoną przez podpułkownika Harolda Moore’a. Operacja wyglądała w ten sposób, że co jakiś czas helikoptery przywoziły nowych żołnierzy i zabierały rannych. Po wielu latach Moore wraz z Josephem Gallowayem, fotografem i jedynym cywilem, który za swoje bohaterstwo dostał wojskowy medal (Brązową Gwiazdę), spisali wspomnienia. Adaptację tych wspomnień przygotował reżyser Randall Wallace, znany lepiej jako scenarzysta Bravehearta i Pearl Harbor. Rolę Moore’a zagrał Mel Gibson, oprócz niego wystąpili m. in. Madeleine Stowe (jako jego małżonka), Greg Kinnear (major Bruce Crandall, pilot) czy Sam Elliot (sierżant Basil Plumley). Sprawny film ze świetnymi zdjęciami Kanadyjczyka Deana Semlera z jednej strony charakteryzuje się nader ckliwym patosem (jak w scenach z telegramami), a z drugiej godnym pochwał obiektywizmem i pokazaniem drugiej strony konfliktu w pełni humanitarny sposób.

Kompozytor Nick Glennie-Smith, bliski przyjaciel Hansa Zimmera, z Wallacem współpracował już przy jego debiucie reżyserskim, nieco rewizjonistyczną adaptacją Wicehrabiego de Bragelonne. Tamta ścieżka, jednocześnie lubiana i kontrowersyjna ze względu na podobieństwa do Twierdzy, doprowadziła zapewne wprost do następnego wspólnego filmu. Wydaje się, że współczesny model ilustracyjny jest nieco bardziej na miejscu dla połowy lat sześćdziesiątych (bitwa odbyła się w 1965 roku) niż dla czasów Ludwika XIV. Istnieją dwa albumy z muzyką z filmu, pierwszy składa się głównie z piosenek, ale popularniejsza okazała się płyta Glennie-Smitha, którą wydało Sony Music Soundtrax i to ona jest przedmiotem niniejszej recenzji.

Film i album rozpoczyna krótkie, pełne swoistego tragizmu Prelude. Oparte jest na prostym motywie, smyczkach i instrumentach etnicznych, brzmiących wyraźnie dalekowschodnio, choć trudno powiedzieć, czy to muzyka wietnamska. Instrumentacja jest raczej chińska (np. wykorzystanie erhu). Bliżej typowego elegijnego brzmienia dla tej ścieżki jest jednak utwór drugi, What Is War. Wprowadza także w drugiej połowie temat główny. Co ciekawe, większość początkowej części filmu muzycznie oparta jest po prostu na słyszanym tam rytmie na werbel.

Muzyka wydana została w miarę chronologicznie. W filmie i na płycie najlepiej wypada przepiękne Look Around You. Jest to jeden z niewielu fragmentów w karierze tego kompozytora, kiedy jego muzyka prowadzi film. Utwór Glennie-Smitha towarzyszy wydarzeniom od przemówienia Moore’a do przybycia żołnierzy do Wietnamu. Kilka lat przed Byliśmy żołnierzami odpowiedni model ilustracyjny stworzył przyjaciel i mentor kompozytora, Hans Zimmer… i faktycznie. Utwór ten jest adaptacją legendarnego Journey to the Line. Brzmi to jednak bardziej klasycznie i przez to mniej metafizycznie. Kompozytor dołącza także werbel. Sama scena nakręcona jest pięknie, choć patos może być dla niektórych nie do zniesienia. Look Around You przepięknie wypada poza filmem i mimo wspomnianych podobieństw do klasycznego utworu Zimmera, należy do highlightów kariery Glennie-Smitha.

Kolejny z głównych tematów wprowadza Flying High/Sgt. MacKenzie. Kompozytorem tej szkockiej pieśni jest Joseph Rizza Kilna, który sam ją również wykonał. Utwór tylko dodaje do refleksyjnego charakteru ścieżki. W odróżnieniu od Cienkiej czerwonej linii Glennie-Smith, który komponuje raczej ścieżkę dramatyczną (mimo godnych horroru First Step czy NVA Base Camp), jego ilustracja jest bardziej „realistyczna”. Cienka czerwona linia jest dość oczywistym modelem ilustracyjnym, ale kompozytorowi chodzi o coś innego. Stara odwzorować się stan psychiczny wszystkich postaci, od żołnierzy tak wietnamskich, jak i amerykańskich, a również żon i ukochanych tychże. W filmie jest to zabieg szlachetny, ale właśnie z tego powodu film jest czasem nie do zniesienia. Faktem jest, że żona Hala Moore’a zorganizowała jako pierwsza system przekazywania informacji o śmierci żołnierzy w Wietnamie, który nie wykorzystywał taksówkarzy. Ale przekazywanie sobie telegramów zostało nakręcone z taką wręcz rewerencją, że sekwencja, która ma być poruszająca, czasem sięga wręcz śmieszności. Militarystyczna, przypominająca Twierdzę solowa trąbka tylko podbija ten patos, chociaż z drugiej strony właśnie tego chciał reżyser. Do ostatnich trzech utworów muzyka oparta jest głównie na temacie. Utwory są dość krótkie. Szczególnie ładne są grane na erhu Photo Montage i przypominające Look Around You That’s a Nice Day. Króciutkie Jack wprowadza dodatkowy temat, zagrany w kolejnym utworze w molowej wersji.

Ostatnie trzy utwory stanowią razem z wcześniejszym Look Around You około połowę albumu. Final Battle zaczyna się odpowiednio dramatycznie, przechodząc w pieśń o sierżancie MacKenzie. Po niej pojawia się… elektroniczna muzyka akcji. Brzmienia przypominają raczej Tajną broń Zimmera niż film wojenny, jeden z motywów kojarzy się z tym wschodem nieco bliższym Polsce niż Wietnam. Dramatyczne smyczki zaś sytuują się gdzieś między Twierdzą a samodzielną twórczością Harry’ego Gregsona-Williamsa. Media Ventures w pigułce. Co ciekawe, w filmie wypada to całkiem niezgorzej, co pozwala zastanowić się nad tolerancją słuchaczy (ale raczej zatwardziałych) dla bardziej współczesnej muzyki w kinie wojennym. Pomijając casus Zimmera, któremu udało się w Gladiatorze stworzyć most między współczesnością a antykiem poprzez czerpanie z muzyki klasycznej, wydaje się, że pewnego rodzaju granicą jest II wojna światowa. Z drugiej strony materiał rodem z Remote Control nie przeszkodził niektórym recenzentom pprzyjąć pozytywnie Przełęcz ocalonych Ruperta Gregsona-Williamsa. Jednak Final Battle to jedyna muzyka akcji w tej ścieżce, więc być może dlatego też aż tak nie przeszkadza.

Ostatnie dwa utwory wracają do nostalgicznego, pełnego tragizmu brzmienia ścieżki. Piękna jest solowa trąbka kończąca Final Departure. Hymn Mansions of the Lord zyskał wielką renomę, grano go na przykład na pogrzebie Ronalda Reagana. Score Nicka Glennie-Smitha jest muzyką konserwatywną, opartą przede wszystkim na elegijnym nastroju i smyczkach. Nie jest to Cienka czerwona linia, ale właśnie ten model ilustracyjny wybrał szkocki kompozytor. Niestety film nie do końca pomaga, ponieważ jak wielokrotnie mówiłem, poziom patosu niebezpiecznie zbliża się do granicy śmieszności. Kompozycja mimo względnej prostoty jest poruszająca i w miarę tradycyjna. Elektronika nie przeważa z wyjątkiem ostatniego aktu. Podpułkownik Moore chwalił film Wallace’a jako jedyny, który pokazuje prawdę o wojnie w Wietnamie. Prawda ta polega na tym, że nie pokazuje się wojny jako piekła na Ziemi, w którym wojna niszczy człowieka, jak ujął to (sam weteran!) Oliver Stone w Plutonie (po prawdzie, w 1965 amerykańskie działania i nawet kontyngent wyglądały inaczej niż na przełomie 1967/1968). Obiektywizm Wallace’a w ukazaniu tragizmu wojny znalazł swe odzwierciedlenie w muzyce Nicka Glennie-Smitha. I dlatego warto spróbować, a Look Around You nawet trzeba.

Najnowsze recenzje

Komentarze