Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Matt Debski

Far Away (EP)

(2016)
3,5
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 21-11-2016 r.

Już na wstępie muszę się przyznać, że nie przyszło mi łatwo zrecenzowanie tego nie trwającego nawet 20 minut minialbumu. Jako recenzent muzyki filmowej jestem przyzwyczajony do oceniania kompozycji, głównie przez pryzmat tego co widzę na ekranie. Czyli jak muzyka współgra z obrazem, pomaga mu, kształtuje go itd. W przypadku Far Away , na pierwszy rzut oka, kontekst filmowy całkowicie odpada z dość oczywistego powodu – owy album nie jest soundtrackiem. Możecie więc się dziwić i pytać, co w takim razie robi on na portalu FilmMusic.pl? Choć nazwa strony dobitnie sugeruje czym się zajmujemy, to jednak czasami zdarza nam się wyjść poza naszą Alma Mater, aby zaprezentować Wam coś ciekawego. I nie chodzi o recenzje ścieżek do seriali, czy gier komputerowych, które dalej podchodzą pod muzykę ilustracyjną i których na naszej stronie można znaleźć sporo. Czasami sięgamy po kompozycje, które na pierwszy rzut oka i ucha, dalekie są recenzowanym na co dzień soundtrackom. Jednak przy dokładnym zapoznaniu, odkrywamy w nich filmowego ducha i stwierdzamy, że są one godne uwagi. Dokładnie tak było z EPką Far Away Mateusza Dębskiego, pracującego pod pseudonimem Matt Debski.

Ten minialbum jest pierwszym oficjalnym projektem, młodego kompozytora. Zamiłowanie do muzyki przejawiał już w dzieciństwie, a z czasem sprecyzowało się one w fascynację muzyką filmową. Szczególnie współczesne ilustracje, do filmów, gier wideo, jak i zwiastunów takich twórców jak Hans Zimmer, Jeremy Soule, Thomas Bergersen, czy Lorne Balfe (głównie te mniej znane, niezależne produkcje) wywarły na niego wielki wpływ. Spoza ilustracyjnego świata ważną rolę grali też Jon Hopkins, jak i Islandzcy artyści tacy jak Ólafur Arnalds, czy Kiasmos. Z czasem z pasywnego słuchacza postanowił sam komponować, czego efektem jest omawiana tu EPka.

Będąc bardzo szczerym muszę przyznać, że z pewnymi obawami i uprzedzeniami sięgałem po ten minialbum. Warto promować twórczość młodych kompozytorów, często jeszcze rodzimych, którzy fascynują się muzyką filmową i są na początku swej kariery. Cieszy, kiedy miłośnicy filmówki, a nie raz czytelnicy naszego portalu, postanawiają sami zająć się tworzeniem muzyki. Niestety początki często bywają trudne i nieraz dobre chęci i zamiłowanie nie starczają. Częstym problemem jest ogromny brak oryginalności owych prac. Może i jestem niesprawiedliwy, że wymagam od początkujących kompozytorów własnego stylu? Jednak nieraz zamiłowanie i fascynacja pewnymi kompozytorami mocno odbija się w pracach wielu debiutantów. I znowu, może jestem zbyt surowy, że średnio mam ochotę słuchać kolejnych kopii, Crimson Tide, Inception czy innych prac Hansa Zimmera. Tak samo słysząc, że kogoś fascynuje gatunek fantasy, wielce prawdopodobnym, że usłyszymy coś a la trylogii Lord of the Rings Howarda Shore’a. Często idzie też na warsztat American Beauty, gdzie specyficzny styl Thomasa Newmana wielu próbowało i próbuje opanować. Zaś jak ktoś deklaruje, że gardzi współczesną filmówką, to prawdopodobieństwo, że w swoich kompozycjach będzie starał się naśladować Jerry’ego Goldsmitha jest wielce dość wysokie.

Poza oryginalnością częstym problemem jest też samo wykonanie. Naturalnie trudno oczekiwać od muzyków zaczynających swą przygodę, że na dzień dobry, będą mieli do dyspozycji najlepszy sprzęt. A nawet jeżeli niektórym się poszczęści, to nie jest powiedziane, że od razu w pełni go opanują.

I znowu, nie chcę zniechęcać młodych, ambitnych muzyków. Gdyż właśnie z takim sceptycznym nastawieniem sięgałem po tę EPkę i jakże pozytywnie zostałem zaskoczony.

To co od razu rzuca się w uszy podczas słuchania kompozycji Ele, to jak profesjonalnie ona brzmi, szczególnie pod względem produkcyjnym. Strukturalnie wszystko jest przemyślane i skomponowane. Nie można zarzucić fuszerki, czy amatorstwa. Poza może krótkim czasem trwania nic nie wskazuje, że mamy do czynienia z pracą kogoś, kto dopiero wypływa na szerokie wody muzycznego świata. Właściwie mówienie, że jest to pierwsza praca Matta Debskiego i ciągłe wspominanie z mojej strony o początkujących kompozytorach, może niepotrzebnie rzucać zły cień na Far Away. Dlatego też radzę, nie patrzcie na tę EPkę, wyłącznie jako na pracę debiutancką. Ale jak na normalny, dobrze wykonany minialbum z dobrą muzyką.

Skoro główne obawy odnośnie jakości wykonania mamy już za sobą, to jak się ma sprawa z oryginalnością Far Away? Matt Debski nie ukrywa swoich muzycznych inspiracji. Słychać je dobrze podczas obcowania z tą partyturą. I też przez nie, szczególnie te filmowe, postanowiłem zrecenzować i przybliżyć Wam jego twórczość. I tak duch Hansa Zimmera, czy też Jeremy’ego Soule’a i innych unosi się nad tymi kompozycjami, to jednak nie można powiedzieć, że Matt Debski ich kopiuje, czy też imituje. Znowu poruszamy delikatny temat o różnicy między inspiracją, a kopią. Ale i kompozytorzy muzyki filmowej musieli gdzieś szukać swoich muzycznych inspiracji. Mateusz Dębski aka Matt Debski czerpie je między innymi ze współczesnej filmówki i stara się stworzyć swój własny muzyczny styl, będący połączeniem klasycznego brzmienia z lekką domieszką elektroniki.

Muzyka Matt Debskiego oferuje ładne, stonowane, wręcz minimalistyczne brzmienie. Warto to zaznaczyć. Szczególnie dla tych, którzy po przeczytaniu o inspiracjach Zimmerem i tym że mamy mieszankę klasyki z elektroniką będą oczekiwali bombastycznych kawałków jak z The Peacemaker czy Crimson Tide. Młody kompozytor sięga głównie, po spokojniejsze, stonowane, liryczne i refleksyjne brzmienie Niemca. Tak samo czytając o Lorne Balfe nie należy spodziewać się podobieństw do Ironclad, Penguins Of Madagascar, czy „potworka” pt. Terminator: Genisys. O nie, Matt Debski inspirował się mniej znanymi pracami Szkota do niezależnych filmów fabularnych i dokumentów takich jak Above and Beyound, Crying With Laugher, The Driver, czy też jego ścieżek dźwiękowych do gier wideo jak Beyond Two Souls czy Assassin’s Creed III. Pozostając przy grach, bardzo ważną rolę w kształtowaniu stylu odegrała twórczość Jeremy’ego Soule’a, znanego głównie z ilustracji do takich serii fantasy jak Guild Wars, czy Elder Scrolls. Tak jak Amerykanin na potrzeby tych gier, tworzy delikatne, pięknie brzmiące muzyczne pejzaże, tak i Polak tworzy klimat tajemniczości, wyciszenia i magii.

Spoza ilustracyjnych kompozytorów, którzy wywarli wpływ na styl Matt Debski i jego debiutanckiej EPki Far Away, nie można zapomnieć, o wspomnianych wcześniej islandzkich muzyków z Kiasmos i Ólafura Arnalda. A i coś spoza filmowej twórczości Jóhanna Jóhannsona by się znalazło.

Poznawszy styl polskiego kompozytora przejdźmy dokładniej do zamieszczonych na tym minialbumie pięciu utworów. Większość z nich ma charakter zapętlający się. Młody wykonawca stawia na wspomniane spokojne, ładne brzmienie i tak też buduje pojedyncze kawałki. Zaczynają się spokojnie, troszeczkę wręcz sennie, aby z czasem w pełni się rozwinąć przy akompaniamencie ciągle nowych dochodzących dźwięków.

Album otwiera melancholijne Drinking The Rain, gdzie jak sam tytuł sugeruje, wpleciony zostaje dźwięk padającego deszczu. Wiem, że opinie słuchaczy odnośnie wykorzystywania takich naturalnych dźwięków są dość podzielone. Ja akurat jestem ich zwolennikiem i uważam, że w tym utworze wypadają one naprawdę dobrze, a wręcz go kreują. Krople deszczu ładnie współgrają z delikatnym brzmieniem pianina, które jest wiodącą siłą na tym albumie. Z czasem odgłosy deszczu schodzą na dalszy plan, zaś na pierwszy wysuwają się inne instrumenty, właśnie z pianinem na czele. Z czasem ten melancholijny kawałek, idealnie oddający jesienne wieczory, nabiera tempa, podobnie jak i ciągle przeze mnie przywoływane pianino.

W Sea of Doors też uraczy nas dźwięk pianina, ze zdecydowanie swobodnie sobie poczynającą elektroniką i pulsującymi smyczkami. Ten kawałek, podobnie jak i następny pt. Cage inspirowane są ścieżką dźwiękową Garry’ego Schymana do gry BioShock: Infinite. Matt Debski nie do końca był zadowolony z kompozycji Schymana i tego jak oddziałuje ona w grze i postanowił dać swoją odpowiedź. W samej grze jest tematyka klatki i jak się okazuje te „CAGE” to dźwięki C A G E które mają znaczenie fabularne i tak samo jest w tym utworze, który również opiera się na dźwiękach C A G E. Niestety nie grałem w BioShock: Infinite, a więc ciężko mi ocenić, czy muzyka Matta Debskiego lepiej by się sprawdziła od tej od Schymana. Cóż może w niedalekiej przyszłości Polak będzie miał się okazję sam wykazać, czego mu życzę.

Następny w kolejności utwór The Distance , gdzie dają o sobie znać inspiracje twórczością Balfe na rzecz Assassin’s Creed zaliczam do moich ulubionych. Dobra i chwytliwa melodia, przy czym choć utwór trwa ponad 3 minuty, to moim zdaniem mógłby być dłuższy. Zwłaszcza, że w tym momencie, czujemy, że kawałek zmierza w ciekawym kierunku i może szykować się interesująca kulminacja Matt Debski jakby trochę nieśmiało, wraca na znane, spokojne tory. Jak dla mnie troszeczkę zbyt asekuracyjnie, co nie znaczy, że to zły utwór.

I tak zbliżamy się do ostatniego, i moim zdaniem najlepszego utworu na tym albumie. Tytułowe Far Away oferuje bardzo przyjemną i pomysłową elektronikę, ach ten syntezator! Nie mogło też zabraknąć brzmienia pianina, jak i oczywiście kawałek ma formę zapętlającą się. Stanowi on też ciekawe odbicie do otwierającego album Drinking The Rain. Pierwszy utwór, raczej melancholijny, skłaniający do refleksji. Tak ostatni, też przez swoją dynamikę i wykorzystanie elektroniki, posiada w sobie coś optymistycznego. I jeżeli miałbym oceniać tę i porównywać tę EPkę przez pory roku, tak zaczęliśmy jesienią, a skończyliśmy wiosną, czy wręcz latem.

W sumie największą wadą Far Away, ale też jak najbardziej zrozumiałą, jest czas trwania. Nie powinno to dziwić, wszak mamy do czynienia z EPką, czyli minialbumem, za krótkim na normalny album, za długim na single’a. Nie grozi nam co prawda zmęczenie muzycznym materiałem, ale też radość z niego jest dość krótka. Należy więc potraktować tę EPkę, jako taką muzyczną zapowiedź i pozostaje mieć nadzieję, że usłyszymy więcej od Mateusza Dębskiego aka Matt Debski. Gdyż to co słyszymy na tych niecałych 20 minutach brzmi naprawdę dobrze i zaznaczam po raz kolejny, profesjonalnie. Naturalnie Far Away nie jest jakąś muzyczną rewolucją i pewnie sam kompozytor tego nie oczekiwał i nie taki miał takiego zamiaru ją komponując. Jest jednak kolejnym przykładem jak niezwykłym gatunkiem jest muzyka filmowa i do czego potrafi inspirować osoby, które ją słuchają.

P.S. Pod tym linkiem znajdziecie oficjalną stronę Matta Debskiego: mattdebski.com

Najnowsze recenzje

Komentarze