Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Dark Half, the (Mroczna połowa)

(1993)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 22-11-2016 r.

Stephen King jest chyba najbardziej lubianym przez filmowców powieściopisarzem. Każda jego książka, to świetny materiał na ekranizację, choć nie zawsze takowe przekładają się na artystyczny i finansowy sukces. Właściwie mało która adaptacja nakreślonych przez Kina historii spotyka się z pozytywnym odzewem widowni i krytyki. I Mroczna połowa (The Dark Half) nie jest żadnym wyjątkiem od tej smutnej reguły. A potencjał był niemały… Tak przynajmniej można wnioskować, gdy wertuje się opisy fabuły.

Mamy więc pisarza, Thada Beaumonta, publikującego swoje dzieła pod przybranym nazwiskiem. Jak się okazuje, kreatywnym ojcem tworzonych w ten sposób bestsellerów jest jego drugie, mroczne oblicze, które niespodziewanie ożywa i zaczyna zabijać ludzi z najbliższego otoczenia Thada… A może to tylko rozdwojenie jaźni pisarza?? O tym dowiadujemy się już w połowie filmu i szkoda, bo można było potrzymać widza jeszcze trochę w niepewności. Największym problemem tego dwugodzinnego widowiska autorstwa George’a Romero jest jednak sposób prezentowania wydarzeń – trącący nudą i kliszowymi rozwiązaniami. Można tylko domniemać jak na tym wszystkim odbiły się problemy z prostprodukcją i bankructwo studia Orion, które wstrzymało pracę i premierę obrazu na ponad dwa lata. Kiedy bowiem w kwietniu 1993 roku Mroczna połowa ostatecznie trafiła on do amerykańskich kin, to nie wzbudziła większego entuzjazmu wśród widzów, generując tylko finansowe straty.



W całej tej wątłej machinie strachu jeden element zdawał się funkcjonować co najmniej na przyzwoitym poziomie. I tym elementem była oprawa muzyczna, za którą odpowiadał nie kto inny, jak Christopher Young. Angaż Amerykanina przypadał na okres jego największych sukcesów w kinie fantastyki i grozy. Dla Romero był więc naturalnym wyborem gwarantującym klimatyczną, dobrze wpasowaną w filmową treść, ilustrację, przy akompaniamencie łatwo wpadającej w ucho tematyki. Reżyser nie pomylił się w swoich oczekiwaniach, choć w kategoriach przebojowości i unikatowości tworu Younga musiał uznać wyższość innych jego wcześniejszych dokonań. Czyżby opowieść o mrocznej stronie pisarza nie była wystarczająco inspirująca? A może na efekcie prac odbiły się wspomniane wyżej czynniki produkcyjne? Jest to tak samo zastanawiające, jak względna wstrzemięźliwość kompozytora w dawkowaniu nietuzinkowymi rozwiązaniami stylistycznymi. Partytura wydaje się wiernym towarzyszem filmowych wydarzeń, ale sama z siebie nie potrafi zbudować tutaj jakiejkolwiek muzycznej narracji. Pocieszeniem może być charakterystyczny, kołysankowy temat, którym Young zainicjował swoją długoletnią fascynację tego typu formami muzycznego wyrazu. Znajdą one swoje przełożenie na zbieżnych gatunkowo płaszczyznach wielu późniejszych kompozycji Amerykanina. Wracając jednak do Mrocznej połowy nie sposób nie docenić roli, jaką muzyka odgrywa w kształtowaniu chłodnego wizerunku George’a Starka. Jeżeli mielibyśmy szukać fragmentów, w których ilustracja sprawuje się najlepiej (mimo względnej transparentności dla widza) to będą to właśnie utwory przypisane działaniom alter ego Thada. Czy to jednak wystarcza, aby wzbudzić fascynację całościowym produktem, jakim jest ścieżka dźwiękowa do Mrocznej połowy?



Koneser gatunku może być ukontentowany tym, co usłyszy w filmie. Większość nie zda sobie jednak sprawy, że obraz Romero posiada coś takiego, jak oprawa muzyczna. Z podobnym więc nastawieniem wertujemy zawartość albumu soundtrackowego opublikowanego w 1993 roku przez Varese Sarabande. Niespełna 50-minutowe słuchowisko sytuuje się daleko od highlightów dyskografii Christophera Younga, choć i na tym pozornym pustkowiu natkniemy się na kilka ożywczych punktów – swoistego rodzaju intelektualnych oaz, o których warto pamiętać sięgając po późniejsze prace Amerykanina.


Na pierwszy plan wysuwa się wspomniany wcześniej temat w otwierającym krążek Prologue and Tumor. Fortepianowa melodia nie bez powodu zestawiona jest tutaj z kołysankową wymową. Przypadłość Thada ma bowiem swoje początki w latach dzieciństwa, kiedy lekarze wykrywają w jego mózgu rozwijający się płód. Nutka grozy, jaka rozpościera się nad sceną zabiegu jest muzycznym zwiastunem późniejszych wydarzeń – poniekąd również melodycznym uzasadnieniem podejścia kompozytora do tematyki. Dosyć przebiegłym zabiegiem było wyprowadzenie jednego tematu, który podzielony na dwie frakcje dowolnie może kształtować strukturę oprawy muzycznej. Kompozytor uniknął tym samym przedwczesnego ujawniania fabularnej tajemnicy. Muzyczne właściwości mrocznej strony są jednak definiowane przez smyczkowe dysonanse kreujące filmowy suspens. Pierwsze wynurzenia w tym zakresie zapewnia nam już wspomniany wyżej utwór początkowy. Troszkę więcej ma tutaj jednak do powiedzenia fragment Twin Ghosts, gdzie w klasycznym dla Younga stylu, instrumenty smyczkowe zestawione są z fortepianowymi intonacjami tematycznymi. Akcentowanie wszystkiego uderzeniami w gong, to kolejny sposób na budowanie posępnej, mrocznej atmosfery. Zanim jednak na dobre zanurzymy się w tej muzycznej grozie, przed nami krótka chwila wytchnienia w postaci Green To Green – fragmentu ilustrującego rodzinne życie Thada.



Dalej jest już zdecydowanie bardziej intensywnie. Melodyka schodzi na dalszy plan, a w centrum uwagi pojawia się niepokój budowany na atonalnych, skąpanych w pozornym chaosie, frazach. W całym tym horrorowym performingu nie sposób nie zauważyć licznych inspiracji twórczością Waxmana w kreowaniu mistyki za pomocą „pływających” smyczków. Dzieje się tak na przykład w
Mind Snatcher, gdzie obok ciekawych instrumentacji ważną rolę odgrywa również sugestywny odgłos ptaków. Motyw pojawiającego się stada wróbli jest nieodzowną cząstką opowiadania. Nie dziwne więc, że Young sięga właśnie po tego typu zabiegi. Wprowadzają one do partytury wiele świeżości, aczkolwiek stłumiony miks pozostawia tu wiele do życzenia.



Tak samo zresztą jak środkowa część albumu, która cierpi na chroniczny brak pomysłu w gospodarowaniu ową stylistyką. Fakt, okazjonalnie pojawiają się jakieś ciekawostki w postaci solowego saksofonu i elektroniki (Omnibus Death), czy też rytmicznych, narkotycznych ostinat (Berol Black Beauty), ale na dłuższą metę jest to dosyć męczące doświadczenie. O wiele ciekawiej prezentuje się natomiast końcówka, która z jednej strony nie szczędzi nam brawurowo rozpisanych fragmentów muzycznej akcji, z drugiej natomiast częściej powraca do tematyki. Znamiennym przykładem jest tutaj konfrontacja dwóch osobowości pisarza, która w utworze Sparrows stawia przed nami po prostu świetnie skonstruowaną ilustrację. Końcowy pojedynek wieńczony jest bardziej wylewnymi pod względem emocjonalnym aranżacjami motywu przewodniego. Dobro zwycięża, można więc spokojnie powrócić do zachowawczej liryki… I wydawać by się mogło, że utwór z napisów końcowych uderzy w nas jakimś podniosłym monumentem, ale Young doskonale czuje się w elegijnym, troszkę melancholijnym podsumowywaniu całego filmowego doświadczenia. Nie bez powodu tytułowe The Dark Half przypominać nam będzie popełniony kilka lat później Gatunek.

Właściwie wiele późniejszych partytur ma swoje podłoże w eksperymentach, jakie Young podejmował na potrzeby tak niepozornych ilustracji, jak Mroczna połowa. Jako całościowy produkt nie jest to jednak dzieło wybitne, wołające o liczne powroty i ostające się w głowie słuchacza na długo po zakończeniu przygody z soundtrackiem. Zaletą wydanego przez Varese krążka jest optymalny czas trwania i umowna chronologia następujących po sobie utworów. Mam jednak świadomość, że w dyskografii Amerykanina znajduje się wiele ciekawszych tworów, do których nie trzeba nawet zachęcać. Mroczna połowa może być więc swoistego rodzaju ciekawostką – odskocznią pozwalającą prześledzić rozwój warsztatu Chistophera Younga.

Najnowsze recenzje

Komentarze