Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Murder in the First (Morderstwo pierwszego stopnia)

(1995)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 24-11-2016 r.

Więzienie Alcatraz, potocznie zwane „Skałą” było zawsze wdzięcznym tematem dla filmowców, by wspomnieć wybuchową Twierdzę czy intrygującą Ucieczkę z Alcatraz. Wokół odosobnionej placówki narosło wiele mitów i legend, szczególnie związanych z ucieczkami a także bardzo surowym traktowaniem skazańców. W nieco bardziej realistyczną konwencję wpisuje się wyprodukowane w 1995 roku Morderstwo pierwszego stopnia Marca Rocco z intensywną kreacją Kevina Bacona, któremu na ekranie partneruje inna młoda gwiazda tamtych lat Christian Slater oraz Gary Oldman, naturalnie w roli sadystycznego naczelnika placówki. Inspirowany dość luźno prawdziwą historią dramat bohatera polega na tym, że za drobne wykroczenie zostaje zesłany do izolatki, w której spędza…trzy lata, traci zmysły i zabija w afekcie współwięźnia. Murder in the First to dobry, choć nakręcony na typowych dla kina sądowniczego kliszach dramat, w którym niepoślednią rolę odgrywa muzyka..

W owym czasie (połowa lat 90-ych) był to w zasadzie pierwszy tego rodzaju poważny projekt w filmografii Christophera Younga, który jak dotąd „wyżywał się” głównie w kinie grozy i sensacji. Przedsięwzięcie, które niewątpliwie mocno zaangażowało go emocjonalnie, choć być może nazwisko głównego bohatera miało też swoje znaczenie… Young jak wspomina w wywiadzie dla soundtrack.net, był bardzo podekscytowany projektem, ponieważ po raz pierwszy mógł komponować dla typowego mainstreamowego kina dramatycznego a dodatkowym bodźcem był reżyser, któremu podobała się muzyka z Jennifer 8. Kompozytor podszedł do sprawy stuprocentowo poważnie, tworząc ilustrację podręcznikowo dramatyczną. Słuchając tej ścieżki dźwiękowej na usta cisną się słowa elegia, adagio, lamentacja.

Niewątpliwie, jednym z głównych tropów dla stworzenia muzyki było pewnie słynne Adagio na skrzypce Barbera, choć Young zrobił to po swojemu, tworząc bardzo ekspresyjny, dość złożony kompozycyjnie temat główny, którego konstrukcja składa się z sinusoidalnych wzlotów i wyciszeń orkiestry. Jest z pewnością jedną z wizytówek długiej już dziś kariery twórcy. Części składowe głównej kompozycji są wykorzystywane do konkretnych zdarzeń i scen, a na jej fundamencie przedstawia pomniejsze rozwinięcia tematyczne. Można go odnieść do nierównej walki z systemem sądowniczo-więziennym Stanów Zjednoczonych jak i też do gehenny, którą przechodzi bohater. Płyta rozpoczyna się jego wykonaniem w utworze tytułowym i w wielkim stylu kończy ją z utworem Redemption – znakomitym kawałkiem współczesnej muzyki filmowej, mimo że trochę zapomnianym ze względu na niszowość filmu. Przypomina mi przede wszystkim inny finał – Linii życia James’a Newtona Howarda. Ważnym składnikiem jest tu również chór, kołyszący, kojący, ale też i na swój sposób tryumfujący a deklamowane dodatkowo Kyrie Eleison zwraca uwagę na religijno-spirytualne treści. Wspaniała jest tu solówka na wiolonczelę, która wchodzi w drugiej jego części, choć „zagrzebana” nieco pod warstwą symfoniki i wokaliz.

Cała reszta soundtracka utrzymana jest w podobnym, refleksyjno-elegialnym brzmieniu, przypominając choćby Urodzonego czwartego lipca Johna Williamsa, co z jednej strony jest jego zaletą jak i pomniejszą wadą. Każdy w zasadzie utwór prowadzony jest w jakimś stopniu przez instrumenty strunowe, naprzemiennie mamy do czynienia z partiami solowymi albo na skrzypce albo na wiolonczelę. Nie rzadko z muzyki wyziera klasycystyczne piękno, ma ciągoty ku wirtuozerii, w kilku miejscach mamy do czynienia również z przejmującym wejściami instrumentarium (np. Solitary Confinement). W momentach otrzymujemy cieplejsze, pastoralne, podszyte nadzieją tony (np. Back to Rock). Dużo częściej jest jednak stonowana i oddalona, choć nawet w spokojniejszych utworach pole zostaje właściwie cały czas oddane jakiejś prowadzącej melodii, więc nie mamy tu raczej do czynienia z typowym underscorem. Co powoduje też tak dobrą przyswajalność pracy. Chór również nie zapomina o swoim istnieniu, by wspomnieć momenty splendoru w The Truth Be Known czy A Constant Spirit. Wartym uwagi jest także utwór ósmy, w zasadzie jedyny, w którym kompozytor wchodzi na tak dobrze sobie znane, mroczniejsze tony z powolnie wybijanym przez kotły rytmem, powściągliwymi smyczkami i mrocznym chórem intonującym frazę Adoramus Dei. Jedynym zgrzytem wydania są dwa stylizowane na muzykę źródłową fragmenty, będące ilustracją pod kroniki filmowe . Utrzymane w specyficznym klimacie sprzed dekad, trochę w stylu muzyki Nino Roty, kompletnie nie pasują do bardzo poważnego wydźwięku muzyki i powinny były być umieszczone choćby na końcu albumu.

Albumu, który niestety na dzień dzisiejszy jest w zasadzie białym krukiem. Wydany przez francuskie (prawdopodobnie z tego względu, że film był koprodukcją z Canal +) Le Bande Son szybko zniknął z sklepowych półek a praca ta według mnie desperacko potrzebuje nowego wydania, które powinna zrealizować jedna z czołowych wytwórni kolekcjonerskich. Obok Bless the Child to z pewnością najpoważniejsza pod względem dramatycznym praca w jego karierze. Wirtuozerii i technicznej biegłości w pracach Younga można usłyszeć co nie miara, wystarczy przesłuchać kilka wiodących ścieżek z horrorów jego autorstwa (czy też np. The Core), jednak mi chodzi o inną, dużo bardziej emocjonalną wirtuozerię. Amerykanin trochę bezwstydnie pociąga za wszelkie możliwe emocjonalne sznurki i można mu zarzucić, że w filmie co chwilę sugeruje nam by współczuć bohaterowi a muzyka jest być może nazbyt sugerująca konkretne uczucia. Ale cóż, ta muzyka jest po prostu bardzo wysokiego kalibru i trudno odmówić jej tego choćby na płycie (oprócz sytuacji z dwoma fragmentami, o których wspominałem wcześniej). Zbyt wiele tu zachwycających momentów, by stwierdzić, że to typowy hollywoodzki soundtrack dramatyczny. Warto znać przynajmniej znakomite Redemption, choć cała reszta również jest „warta zachodu”. Ja miejsce Murder in the First widzę, przynajmniej w odniesieniu do czasu powstania (lata 90-te), obok choćby takich dramatycznych tuzów jak Snow Falling on Cedars czy Sommersby. Nie jest to jakaś bardzo skomplikowana pod względem narracyjnym ścieżka, jej rolą jest stale wzruszać i pobudzać do refleksji, ale robi to niemal doskonale.

Najnowsze recenzje

Komentarze