Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Haunted Summer (Nawiedzone lato)

(1988)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 25-11-2016 r.

Rok 1816. W pewien deszczowy dzień, w domku położonym nad Jeziorem Genewskim, spotyka się trójka znajomych: Lord Byron (angielski poeta i dramaturg, autor Don Juana), Mary Shelley (autorka powieści Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz) oraz John Polidori (autor Wampirów). Aby zabić nudę letnich wieczorów, wymyślają konkurs na najstraszniejszą historię. Tak przedstawia się zarys fabuły filmu Nawiedzone lato z 1988 roku (oryg. Haunted Summer) w reżyserii Ivana Passera. Nie jest to jednak tylko horror, ponieważ sporą rolę odgrywają także wątki dramatyczne i miłosne. Obraz ten nie spotkał się takim z rozgłosem, jak Gotyk Kena Rusella (dwa lata starsza produkcja opowiadająca praktycznie tę samą historię). Co tu dużo mówić, o dziele Passera zapewne już mało kto pamięta.

Muzykę do tego już mocno zakurzonego filmu skomponował Christopher Young. Co ciekawe, po tego typu kinie moglibyśmy się spodziewać instrumentalnej ilustracji zakorzenionej w dziewiętnastowiecznych wzorcach muzycznych. Ówcześnie 32-letni Amerykanin postąpił bardzo nonszalancko i zdecydował się na zupełnie inną stylistykę. Ścieżka dźwiękowa z Nawiedzonego lata to przede wszystkim mistyczne, elektroniczne granie (gdzieniegdzie korzystające też z „żywych” instrumentów), tylko w kilku miejscach nawiązujące do muzyki okresu klasycznego. Czy zatem partyturę Younga można uznać za przestylizowaną? Na szczęście nie.

Już pierwszy utwór z oficjalnego soundtracku wytwórni Silva Screen ukazuje nam, w jak nietuzinkowy sposób Young podszedł do filmu Passera. Amerykanin wprowadza tutaj prostą melodię opartą na charakterystycznej figurze rytmicznej, a całość aranżuje w bardzo delikatny sposób. Prymarną rolę odgrywają tutaj syntezatory, w których można wyróżnić sample przypominające dzwonki lub czelestę, co też nadaje kompozycji jakoby niewinnego wydźwięku. Jednocześnie jest w tej muzyce jakiś chłód, coś podskórnie niepokojącego. Podobnej koncepcji Young próbuje także w ścieżkach Villa Diodati i Ariel.

Young stworzył na potrzeby Nawiedzonego lata bardzo proste tematy. Widać, że priorytetem było dla niego wypracowanie odpowiednich brzmień i kolorów, aniżeli napisanie złożonych motywów. Jakkolwiek i w tej materii znajdziemy zapadające w pamięć koncepcje muzyczne. Najważniejszą z nich jest przepiękna melodia z utworu Menage, powtórzona następnie w Alby, która choć trąci odrobinę trywialnością, to jednak punktuje świetnymi solówkami skrzypcowymi i atmosferyczną aranżacją. A skoro już o atmosferyczności mowa, to również inne kompozycje potrafią budować stosowny klimat w domowym w zaciszu. Pod tym względem świetnie wypada zwłaszcza najdłuższa ścieżka na płycie, The Night Was Made For Loving, a także ambientowe An Unqiet Dream. Nieco trwogi wprowadza z kolei Polidori’s Potions, oparte na brzmieniu syntezatorów i króciutkim motywie skrzypiec.

Jak wspomniałem wcześniej, Young nie odcina się całkowicie od klasyki, aczkolwiek tego rodzaju odniesień znajdziemy tyle, co kot napłakał. I dobrze. Taki utwór, jak Geneva, tworzący coś na wzór dworskiego tańca, nijak nie pasuje do pozostałego materiału. Znamiennym wydaje się fakt, że ta kompozycja – jedyna ewidentnie odwołująca się do muzyki z czasów, w których toczy się akcja Nawiedzonego lata – nie trafiła ostatecznie pod ruchome kadry. Zresztą cały soundtrack rządzi się swoimi prawami, ścieżki mają charakter koncepcyjny, przez co tylko częściowo nakreślają słuchaczowi obraz faktycznego score z filmu Passera. Gdyby ktoś chciał się zapoznać na wydaniu płytowym z tym, co możemy usłyszeć podczas seansu, to powinien sięgnąć po płytę La-La Land Records, na którym obok materiału z opisywanej w niniejszym tekście edycji trafiły również kawałki wykorzystane w produkcji. Album ten trwa jednak prawie 80 minut, co też może wystawić cierpliwość słuchacza na próbę. Z tego powodu polecałbym na początek krążek Silva Screen, którego słucha się doprawdy dobrze.

Problemów może jedynie nastręczać ostatni utwór na płycie, The Hauntings. Trwa on, bagatela, ponad 18 minut (stanowi to w zasadzie 1/3 albumu). Jest to pewnego rodzaju suita. Poszczególne tematy, niekiedy nieobecne w poprzednich kompozycjach (jak chociażby początkowa, klasycyzująca melodia na fortepian), wzajemnie się ze sobą przeplatają. Niektóre fragmenty, zwłaszcza te ocierające się dark ambient, na pewno mogą się podobać, przy czym cała ścieżka ciągnie się nieskończoność i po prostu nuży. Myślę, że rozdzielenie tego kawałka na kilka mniejszych wyszłoby wszystkim na dobre. Tak czy owak, The Hauntings można uznać za wydawniczy kiks.

Soundtrack z Nawiedzonego lata może zdziwić każdego miłośnika muzyki filmowej, który kojarzy Christophera Younga głównie z jego ścieżek dźwiękowych do horrorów, min. dylogii Wysłannika piekieł. Tym razem Amerykanin zachwyca słuchacza na zupełnie innych płaszczyznach. Jego muzyka jest magiczna, niezwykle nastrojowa, nienachalna emocjonalnie. Bywa ona równie piękna i delikatna, co chłodna i tajemnicza. To wszystko tworzy wciągające słuchowisko, którego jedynym mankamentem wydaje się ten nieszczęsny ostatni utwór. Jakkolwiek jest to z pewnością jedna z najlepszych i najbardziej intrygujących prac w dorobku Younga.

Najnowsze recenzje

Komentarze