Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Kazoku wa Tsurai yo (What a Wonderful Family!)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 16-02-2017 r.

Ostatnimi czasy Joe Hisaishi nie rozpieszcza swoich fanów. Począwszy od 2014 roku Japończyk wyraźnie zwolnił tempo pracy na rzecz kinematografii, skupiając się w zamian za to na tworzeniu utworów pozafilmowych oraz koncertowaniu. Ponadto nawet sporadycznie dobierane przez niego obrazy pozostawiają wiele do życzenia. Nie mam tu na myśli ich wartości artystycznej lecz potencjał muzyczny. Nie da się przecież ukryć, że małe dramaty obyczajowe i komedyjki nie dają kompozytorowi takiego pola manewru, jak chociażby wysokobudżetowe produkcje przygodowe i fantastyczne. Jednym z takich skromnych filmów, które zilustrował Hisaishi, jest pochodząca z 2016 roku farsa What a Wonderful Family!, za której kamerą stanął nestor japońskiego kina, Yoji Yamada. W dużym skrócie fabuła opowiada o pewnym tokijskim małżeństwie z 50-letnim stażem, które planuje się rozwieść, co powoduje zamęt wśród pozostałych członków rodziny.

Dla Hisaishiego był to trzeci, po Tokyo Family i The Little House, projekt zrealizowany z doświadczonym Yamadą. Co tu dużo mówić, obydwa filmy nie zapisały się złotymi głoskami w dyskografii japońskiego maestro, i dziś mogą stanowić obiekt zainteresowania jedynie wśród najzagorzalszych fanów jego twórczości. Analogicznie jak w przypadku tamtych tytułów, na potrzeby What a Wonderful Family! Japończyk skomponował niewielką partyturę podzieloną na wiele drobnych utworów. Tym razem jednak średnia przypadająca na jedną kompozycję to, o zgrozo, niecała minuta. Na niespełna 30-minutowym albumie znalazło się bowiem aż 31 ścieżek. Nie muszę zatem mówić, że montaż materiału oraz doświadczenia wyniesione z odsłuchu poprzednich soundtracków Hisaishiego z filmów Yamady nie nastrajały mnie optymistycznie przed umieszczeniem tej płyty w domowym odtwarzaczu.

O ile jednak Tokyo Family i The Little House były szeroko rozumianymi obyczajówkami, o tyle What a Wonderful Family! to lekka komedia. Musiało to znaleźć odbicie w charakterze muzyki, która w stosunku do poprzedników jest znacznie bardziej delikatna i żartobliwa. Taki właśnie jest chociażby fikuśny temat główny, który nosi wyraźne znamiona stylu Hisaishiego. Wydaje się on jednak bardzo banalny, choć sam w sobie jest całkiem chwytliwy. Niemniej wcale bym się nie zdziwił, gdyby Japończyk wymyślił go w parę minut przy porannej toalecie. Dużo lepiej natomiast prezentuje się drugi motyw, tym razem w typie ragtime’u, ze specyficznym brzmieniem specjalnie preparowanego pianina. Prawdę mówiąc, jest on dość pomysłowy i nawet wyróżnia się w kontekście twórczości Hisaishiego, a już na pewno, gdy spojrzymy na poprzednie, do bólu klasyczne w brzmieniu, muzyczne efekty współpracy pomiędzy Hisaishim a Yamadą. Gdyby maestro zechciał go częściej wykorzystywać, to i odsłuch albumu przebiegałby dużo przyjemniej.

Niestety większość muzyki z What a Wonderful Family! to mało frapujący, typowo komediowy underscore. Jest więc tutaj trochę tzw. mickey-mousingu, trochę niespecjalnie porywających zabaw z instrumentami i trochę liryki (chociażby inspirowane Chopinem Love Story). I może sama ścieżka dźwiękowa nie prezentowałaby się tak źle, gdyby nie fatalny montaż materiału. Część utworów nie trwa nawet pół minuty, co zabija wszelką radość z obcowania z tym soundtrackiem. Poza tym muzyka została rozpisana na mały skład, a sam Hisaishi ewidentnie unika co bardziej złożonych harmonii.

Pozostaje więc zatem zapytać, po co Hisaishiemu tego typu filmy… Tym bardziej, że muzyki w obrazie jest bardzo niewiele – na trwającą prawie 110 minut produkcję Yamady przypada zaledwie 25 minut ilustracji maestro. Ponadto większość wejść omawianej ścieżki dźwiękowej, jak to zresztą pokazuje sam soundtrack, jest bardzo krótkich, co też w ogóle poddaje wątpliwość sens angażowania tak świetnego kompozytora jakim jest bez wątpienia Hisaishi. Trzeba jednak też przyznać, że współpraca z tak kultowym w Kraju Kwitnącej Wiśni reżyserem jak Yamada, nawet dla Hisaishiego musi być czymś prestiżowym.

Muszę przy tym powiedzieć, że w stosunku do poprzednich projektów Hisaishiego i Yamady, What a Wonderful Family! posiada bodaj najfajniejszy utwór – jest nim ostatnia ścieżka na płycie, zawierająca w sobie dwa główne motywy. Niestety w ujęciu całościowym soundtrack ten wypada najgorzej. Przebijanie się przez cały szereg drobniutkich utworów jest po prostu irytujące, a sam album męczy pomimo krótkiego czasu trwania. Do tego dochodzi mała oryginalność, rzucająca się w uszy prostota, mickey-mousing i przede wszystkim niemal zupełny brak oddziaływania na emocje słuchacza. Ciężko co prawda mówić o rozczarowaniu, w końcu po tego typu projekcie raczej nikt nie oczekiwał wybitnej partytury, niemniej jest to jeden z najsłabszych albumów w karierze Joe Hisaishiego. Rekomendować mógłbym w zasadzie tylko ostatni kawałek.

Inne recenzje z serii:

  • What a Wonderful Family 2!
  • What a Wonderful Family 3!
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze