Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Trent Reznor & Atticus Ross

Patriots Day

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 04-05-2017 r.

Peter Berg, niczym Clint Eastwood, najwyraźniej połknął bakcyla historii. W odróżnieniu jednak od weterana Hollywood, Berg nie używa swoich filmów, by pod płaszczykiem X muzy przemycić polityczne zapędy. Jego projekty wydają się stonowane, nieinwazyjne; omijają manifestacje wszelkich poglądów, które dodałyby do nich tylko szczyptę nie zawsze zdrowego pieprzu. W Ocalonym, mocno naginającym założenia realizmu, reżyser pokazuje losy amerykańskich Marines, taplających się w wojennym ogniu afgańsko-pakistańkiej granicy. Kilka lat później, z niemałym przytupem, odsłania inne oblicze walki o przetrwanie w opartym na faktach Deepwater Horizon – zetknięciu załogi platformy wiertniczej z katastrofalną w skutkach awarią i niestrudzonym morskim żywiołem. Oba te filmy umuzykalnił z przeciętnym, czyli stałym dla tego kompozytora, skutkiem Steve Jablonsky. Przy najświeższej, jeszcze jednej amerykańskiej opowiastce z jeszcze jednym Markiem Walhbergiem, Berg odpina Jablonskiego i podłącza kontrowersyjny jak zawsze duet Trent Reznor i Atticus Ross.

Tym razem chodzi o pościg za terrorystami, będący skutkiem zamachu podczas bostońskiego maratonu w 2013 roku. Patriots Day stawia na szachownicy wydarzeń Marka Wahlberga w roli policjanta angażującego się w skomplikowane i drobiazgowe śledztwo. Pomaga mu w tym tętniący życiem Boston, ze swoimi mieszkańcami, poszukującymi zjednoczenia i oferującymi pomoc w czasie żałoby. Dzięki tego typu szerszemu spojrzeniu na zamach mamy do dyspozycji utrzymane w thrillerowskich założeniach miejskie polowanie na oprawców, ale również krzepiącą relację o bohaterskich działaniach bostończyków. W rezultacie film udanie balansuje pomiędzy brutalnością kina akcji a obyczajowością kina prospołecznego. W tej tylko pozornie skomplikowanej strukturze uczestniczą naczelne twarze grupy Nine Inch Nails, podając muzykę, która wreszcie, można powiedzieć, definiuje ich jako kompozytorów muzyki filmowej.

Przy każdym zetknięciu się z panami Trent Reznor i Atticus Ross bezpiecznie jest najpierw rzucić okiem na sam kształt krążka. Mający dosyć pokrętne wyobrażenie o 'idealnym’ zapleczu wydawnictwa płytowego, obaj twórcy, w zależności od trudnych do rozszyfrowania potrzeb, serwowali w przeszłości absurdalne dłużyzny od półtoragodzinnej przygody z Gone Girl do trwającej blisko trzy godziny masochistycznej przeprawie przez The Girl With The Dragon Tatoo. Na nasze szczęście Patriots Day mieści się w 12 utworach i trwa zbawienne 70 minut, co wydaje się odpowiednim metrum. Co więcej, daje błogą nadzieję na soundtrack z prawdziwego zdarzenia.

Co przez to rozumiem? Już utwór numer jeden wciska nas w gęsto elektroniczno-pianistyczną atmosferę, gdzie przewodzący rytm i gryząca błonę uszną gitara spajają się w melodyjny temat przewodni. Rzecz to dosyć nieoczekiwana, bowiem skąpana w teksturze paleta dźwięków Reznora i Rossa omijała jak dotąd wszelkie wyznaczniki słuchalności, idąc bardziej w stronę konceptu. A ten miał z reguły paskudne przełożenie na muzykę poza obrazem. Tutaj nie dość, że zaczynamy od czegoś co przychodzi nam zapamiętać i łatwo odtworzyć w pamięci, to jeszcze temat zgrabnie uderza w narrację (otwierające szerokie kadry miasta), dając nam już drugi argument na filmowość tego projektu.

Zaraz za Them and Us plasuje się ciepła w swojej odsłonie melodia z We Forget Who We Are. Ten ładny kawałek, wybrzmiewający wciąż przed momentem zamachu, służy za kontrapunkt do agresywnej i rwanej elektroniki, która niechybnie spadnie na nas już za chwilę. Zanim do tego dojdzie, Reznor i Ross pozwalają porozkoszować się nam w tym refleksyjnym stanie. Do pomocy przywołują elementy albumu Ghosts I-IV ze swojego autorskiego projektu Nine Inch Nails, ale również delikatnie puszczają oko do innego ważnego filmowego otwarcia z Bostonem na pierwszym planie – tego z Gone Baby Gone Harry’ego Gregsona Williamsa. Samo miasto w Patriots Day wydaje się sprawnie funkcjonować jeszcze tylko przez chwilę za sprawą początkowych, sennych fragmentów The Place You Are Right Now. Krótko potem, bowiem, wskutek mechanicznego kopa, Boston zostanie zdeformowany, podany terrorystom na tacy, a to przyciągnie wielką uwagę obydwu kompozytorów.

O ile liryczna, nazwijmy ją, fasada Patriots Day to w dużym stopniu ciche odwoływanie się do Nine Inch Nails, ta rwana odsłona soundtracku to już Reznor i Atticus, prowokujący najgorsze i najmniej przyjemne muzyczne rozwiązania. O dziwo, jednak, panowie nie zjadają po raz kolejny własnego ogona, zapychając postępujące minuty ścieżki tekturowymi samplami. Bardziej obchodzi ich utrzymywanie tej refleksyjnej otoczki nawet w najbardziej karkołomnych pod względem elektroniki pasażach. Dzięki temu, wszystko co może naruszyć naszą liryczną wrażliwość – Inquiries, Broken Glass – nie pomija pianistycznej podstawy, jednocześnie podsycając wrażenie soundtracku jako całości. Kolejny, rzec trzeba, powód na docenienie wysiłku jego twórców.

To co powoli wydaje się zabijać ducha Bostonu najlepiej słychać w długim, bardzo intensywnym, i w rezultacie kluczowym dla albumowej elektroniki The Night Drive. Jako jedność, utwór wydaje się nie występować w filmie. Jest jednak na tyle funkcjonalny i, co by nie ukrywać, dobry, że pasuje do wszystkich scen, w których muzyka podbija tempo narracji. Przypomina to trochę strukturę Dark Knighta, gdzie jeden temat akompaniował paru kolejnym następującym po sobie filmowym wątkom. The Night Drive oprócz tego, że radzi sobie świetnie, będąc rozczłonkowane wobec fabularnego dictum, wręcz kapitalnie wypada na albumie. Jego pierwsza część to mroczna, nocna eskapada przez miasto, której nie powstydziłby się sam Ryan Gosling, druga – chwytliwa i energiczna pogoń za terrorystami, przesycona dramaturgią, jakiej moglibyśmy się po autorach The Social Network nie spodziewać.

W The Patriots Day walczą dwa obozy. Z jednej strony nieuchwytni terroryści, z industrialną otoczką wściekłych syntezatorów (Terminus), z drugiej, bostończycy cierpliwie wyczekujący przełomu śledztwa (Long Shadows on the Street). W tych dwóch światach nie wypada zapomnieć o głównym narzędziu walki z zagrożeniem, czyli wojsku i policji. I tak, cięższe oddziały pod rozkazem Kevina Bacona, dobrze współpracują z agresywniejszą nutą kompozycji (Escape), podczas gdy bardziej ludzkie i dostępne służby porządkowe o walhbergowskiej facjacie, rezerwują sobie albumową nastrojowość i liryczność (Resolve).

Summa Summarum The Patriots Day to świetna muzyczna robota, a co za tym jej wybór nie niesie ze sobą ryzyka. Reznor i Ross po wielu staraniach idą w stronę narracji, unowocześniają przekaz, serwując przystępność i słuchalność. Film Berga, choć sam w sobie trzymający tempo i będący po prostu niezłym widowiskiem, straciłby niezwykle dużo bez tego rodzaju podłoża. Miło jest słyszeć jak bezkształtny sound design ulega wymaganiom scenariusza. Oby tak dalej, oby przyjemność z dokonań Reznora i Rossa nie zaczynała i nie kończyła się na tym projekcie.

Najnowsze recenzje

Komentarze